We wtorek byłam w konsulacie na spotkaniu z prezesem Piast Institute w Michigan, dr Radziłowskim (relacja tutaj). Była to przede wszystkim prezentacja książki Polish Americans Today czyli ogólnie rzecz ujmując wykład na temat Polonii amerykańskiej definiowanej jako mieszkańcy USA, którzy przyznają się do polskiego pochodzenia, niezależnie od tego, czy urodzili się w Polsce, czy w USA, a do Ameryki wyemigrowali ich dziadkowie albo nawet pradziadkowie. Czyli polscy imigranci oraz Amerykanie polskiego pochodzenia.
(więcej…)
Posts Tagged ‘emigracja do USA’
Polskie rozdwojenie jaźni
Posted in Emigracja, Salon, tagged emigracja do USA, Polacy w USA on 2011/03/05| 16 Komentarzy »
Siedemnaście mgnień nowojorskiej wiosny
Posted in Emigracja, Nowy Jork, Salon, Życie w USA, tagged emigracja do USA, odkrywanie Ameryki, wspomnienia emigranta, Życie w USA on 2009/08/28| 36 Komentarzy »
O mały włos całkiem bym o tym zapomniała, ale właśnie przed chwilą rzuciłam okiem na kalendarz – dzisiaj mija 17 lat od momentu mojego przyjazdu do Nowego Jorku. Załatwiona we Frankfurcie wiza turystyczna do Stanów, bilet British Airways przez Londyn, w kieszeni – dwieście dolarów zarobionych w pewnej niemieckiej manufakturze, a w Nowym Jorku – przyjaciółka Halinka i zero innych znajomych.
(więcej…)
Mam to gdzieś i nie wracam
Posted in Emigracja, Nowy Jork, Polska, Salon, Społeczeństwo, tagged emigracja do USA, Polacy na Wyspach, Polacy w USA, polscy emigranci w Anglii on 2008/04/14| 8 Komentarzy »
Podobno wracają do Polski i nie do końca wiadomo, czy bardziej z powodu padającego na pysk funta oraz dolara, czy też za sprawą tzw. cudu Tuska (jak ktoś zna definicję, niech do mnie napisze). Z Ameryki – już od pewnego czasu, a teraz podobno także z Wysp. Jeszcze niedawno media brytyjskie załamywały ręce nad najazdem Polaków na Wyspy, a tutaj okazuje się, że polskie pospolite ruszenie co prawda nadal trwa, ale tym razem w drugą stronę – Polacy z Anglii pakują funciaki do walizek i z Wysp grzeją z powrotem do Polski.
W ostatnich miesiącach brytyjskie media coraz częściej z niepokojem wspominają o tym, że polscy emigranci zaczynają wracać do domu. Z niepokojem, bo to oznacza, że na Wyspach będzie trudniej o tanią i wykwalifikowaną siłę roboczą. (Wielki powrót z Wysp)
Jak głosowano za granicą
Posted in Emigracja, Polityka, Polska, Salon, tagged emigracja do USA, frekwencja wyborcza za granica, Polonia wybory, wyborca polonijny on 2007/10/21| 7 Komentarzy »
Są już pierwsze nieoficjalne wyniki wyborów za granicą. Według sondaży, Polacy głosujący w Wielkiej Brytanii i Irlandii w większości poparli PO – ponad 77 proc., drugie miejsce zajęła koalicja LiD z 12 proc. głosów, a dopiero trzecie – PiS z 9 proc. (Polacy na Wyspach poparli PO – TVN24). PiS zwyciężyło natomiast w USA, zgodnie z moimi przewidywaniami zresztą, gdzie uzyskało 67 procent głosów, PO – 28 procent, a LiD – 3,5 procent.
W Nowym Jorku PiS zebrało 56 procent głosów, na drugim miejscu znalazła się PO z 35-procentowym poparciem, a trzecie miejsce zajął LiD z 5 procentami. PiS zdecydowanie wygrało na Greenpoincie i w New Jersey, zaś Platforma – na Manhattanie i w okręgach wyborczych w Waszyngtonie i Los Angeles (Polonia.net). W Chicago PiS zdobyło aż 80 proc. głosów. Full disclosure: głosowałam na PO, aczkolwiek bez wielkiego entuzjazmu.
Tutaj pozwolę sobie na małą dygresję na temat frekwencji wyborczej w Stanach. Polskie gazety powtarzają, że „w USA frekwencja wyborcza wyniosła 80 procent”, ale nikt nie wyjaśnia, w jaki sposób liczy się ten procent. Nie chodzi tu bynajmniej o ogólną liczbę Polaków mieszkających lub przebywających czasowo w USA i uprawnionych do głosowania. W USA przebywa blisko pół miliona osób legitymujących się polskim obywatelstwem (i nie mam na myśli osób polskiego pochodzenia w drugim czy trzecim pokoleniu, bo tych jest dużo więcej), więc gdyby 80 procent z nich zagłosowało w wyborach, w lokalach wyborczych w USA musiałoby się stawić coś koło 400 tys. osób. Wiadomo natomiast, że na listach wyborców zarejestrowało się w całych Stanach Zjednoczonych jakieś 40 tys. osób, z tego 16 tys. w Chicago oraz 14 tys. w Nowym Jorku. Tak więc ta 80-procentowa frekwencja wyborcza w Stanach oznacza, że głosowało około 30 tys. z 40 tys. zarejestrowanych obywateli polskich w USA, których głosy – razem z innymi oddanymi za granicą – trafią do 800-tysięcznego warszawskiego worka.
Skoro chodzi tylko o 30 tys. głosów oddanych przez Polaków w USA, skąd więc cała ta histeria na temat „zacofanych fanatyków religijnych ze Stanów”, którzy chcą wpływać na losy kraju, w którym nie mieszkają? Jeśli ktoś nie wierzy, że tak oceniają nas rodacy z kraju, niech zajrzy sobie na przykład na forum dyskusyjne TVN24.
Wypadałoby tutaj sprostować niektóre mity związane z głosowaniem za granicą:
Aby wziąć udział w wyborach, należało się najpierw zarejestrować w ambasadzie lub konsulacie. Rejestracji trzeba było dokonać najpóźniej na 5 dni przed wyborami, a w dniu wyborów należało się stawić osobiście w lokalu wyborczym, często odległym o kilkadziesiąt mil od miejsca zamieszkania, i przedstawić ważny polski paszport. Tak więc sama procedura wcześniejszej rejestracji od razu wyeliminowała ludzi, którzy nie czują się z Polską związani, nie śledzą na bieżąco polskich mediów, w Polsce nie bywają i nie zadbali o przedłużenie ważności polskiego paszportu. Oni nie pójdą głosować, bo Polska ich po prostu nie interesuje. Koniec kropka.
Nie pójdą głosować także ci, którzy mieszkają zbyt daleko od najbliższego punktu wyborczego. Polonia w Nowym Jorku i Chicago takiego problemu nie ma, ale mają ludzie mieszkający np. na Florydzie czy w stanach, gdzie nie ma polskich placówek dyplomatycznych.
Są też ludzie, którzy z założenia nie głosują w polskich wyborach, bo uznają, że skoro mieszkają od x lat za granicą i nie będą ponosić konsekwencji swojego wyboru, to głosować nie powinni. Jest to ich prywatna decyzja, z którą polemizować nie mam zamiaru (sama miałam taki właśnie dylemat). Z drugiej jednak strony nie można odmawiać tego prawa ludziom, którzy chociaż mieszkają za granicą od wielu lat, zachowali polskie obywatelstwo i mają dobre rozeznanie w polskich realiach (czasy, kiedy emigrant wsiadał na statek i po przepłynięciu Atlantyku przepadał jak kamień w wodę, minęły już dawno). Polski paszport daje im prawo do głosowania, więc z tego prawa korzystają, tak samo, jak obywatele mieszkający w kraju.
Czas więc skończyć z powtarzaniem historyjek o zacofanych Polakach ze Stanów, którzy albo nie mówią po polsku i nie mają pojęcia, co się w Polsce dzieje, albo są niedouczonymi prostakami, którzy w dzień podają cegłę, a wieczorem zalewają robaka przy pomocy butelki żytniej. I raz na parę lat pchają się do urn wyboczych, głosując oczywiście nie tak, jak trzeba.
Raczej ubolewać należy nad faktem, że wiele osób w Polsce nadal czerpie swoją wiedzę na temat polskiej emigracji w Stanach Zjednoczonych z filmu „Szczęśliwego Nowego Jorku”. Zapewniam, że nie tracimy rozumu w momencie przekroczenia granicy, a fakt mieszkania za Oceanem nie czyni nas ćwierć-Polakami.
Do następnego razu!
Agnieszka