• Polonia.net
  • O Salonie
  • Kontakt

Salon Nowojorski

Widziane zza Oceanu. O Ameryce i emigracji. Oraz czasami o psach.

Feeds:
Wpisy
Komentarze
« Ben Stiller wyjaśnia, co to jest Twitter
Śmierć i inne rozrywki »

Siedemnaście mgnień nowojorskiej wiosny

2009/08/28 Autor: salon.nyc

nyc_rooseveltO mały włos całkiem bym o tym zapomniała, ale właśnie przed chwilą rzuciłam okiem na kalendarz – dzisiaj mija 17 lat od momentu mojego przyjazdu do Nowego Jorku. Załatwiona we Frankfurcie wiza turystyczna do Stanów, bilet British Airways przez Londyn, w kieszeni – dwieście dolarów zarobionych w pewnej niemieckiej manufakturze, a w Nowym Jorku – przyjaciółka Halinka i zero innych znajomych.

W samolocie oglądamy adresowany do turystów filmik reklamowy o Nowym Jorku, w którym ówczesny burmistrz David Dinkins zachwala uroki miasta, nie wspominając ani słowem o tym, że w pewnych miejscach na Brooklynie lepiej się nie pokazywać po zapadnięciu zmroku. Rok mamy 1992, równo pięćset lat po Kolumbie i rok przed Giulianim. Lądujemy na JFK i dziwimy się, że po super szerokich nowojorskich ulicach jeździ aż tyle szrotów, a w powietrzu fruwa aż tyle śmieci.

Potem przychodzi kolej na całą listę różnych zajęć zarobkowych, niekoniecznie z listy tych wymarzonych, ale za to pozwalających na opłacenie rachunków oraz szkoły.

Opiekunka osiemdziesięciokilkuletniej babci na Upper East Side – pierwszy i jak do tej pory jedyny raz, kiedy zdarzyło mi się uratować komuś życie. Przez przytomność umysłu oraz Heimlich maneuver. Clara umiera śmiercią naturalną w domu opieki kilka lat później, ale dopiero po tym, jak Alzheimer całkowicie odbierze jej umiejętność porozumiewania się w języku angielskim, którym posługiwała się przez ponad 70 lat, pozostawiając jedynie język dzieciństwa – jidysz. Jednak zanim to nastąpi, przez kilka miesięcy cierpliwie uczy mnie angielskich słówek i niuansów wymowy amerykańskiej. Świeć Panie nad jej duszą, bo dobra była kobieta. Mensch.

Sprzątaczka u pewnej rzeźbiarki na Soho i gosposia u małżeństwa profesorów NYU. Uczą mnie tam gotować, robić sałatki z rukoli oraz przyrządzać kuskus i kurczaka z kaparami w sosie piccata. Tam również po raz pierwszy mam okazję zobaczyć pokój dziecinny tak zawalony zabawkami oraz wyrzuconymi z szafy ubraniami, że nie ma gdzie postawić stopy. Z czasem uczę się odgarniać z podłogi walające się tam przedmioty tak, aby korytarzem przez środek pokoju można było dojść do łóżka i potraktować je jako punkt wyjściowy do większego sprzątania.

Najpierw ścielimy łóżko. Następnie zbieramy z podłogi wszystkie graty i wrzucamy je na łóżko. Potem odkurzamy dywan. A na koniec wszystkie rupieci z łóżka przekładamy na swoje miejsca w szafie, w szufladach biurka i na półkach. Zrozumienie, że cudze dzieci należy akceptować takimi, jakimi są, nie narzucając im własnego drobnomieszczańskiego rozumienia estetyki, bardzo ułatwia mi pracę w kolejnych amerykańskich domach.

Niania na weekendy u pary świetnie sytuowanych adwokatów z ogromnym domem letniskowym w East Hamptons. Państwo nie wymagają ode mnie gotowania, więc niezbyt wiele mogę się tam nauczyć, jeśli nie liczyć uświadomienia sobie faktu, że hojność pracodawcy często bywa odwrotnie proporcjonalna do jego zamożności.

Popołudnie na Coney Island

Popołudnie na Coney Island

Stacja metra Roosevelt Ave., Queens, w godzinach szczytu

Potem przez dwa lata – pewna agencja na Greenpoincie, gdzie przyjmuję paczki i odprawiam kontenery, a przez kilka następnych – biuro na Wall Street, gdzie pracuję jako sekretarka. Wieczorami jest szkoła kilka razy w tygodniu, która – biorąc pod uwagę moje ówczesne zarobki – kosztuje prawdziwą fortunę, ale która w końcu pozwala mi całkowicie uniezależnić się od szukania pracy przez ogłoszenia w Nowym Dzienniku. I robić to, co sprawia mi satysfakcję i zapewnia dobry standard życia.

Znajomi w Polsce czasem pytają, czy nie żałuję wyjazdu, czy nie uważam, że coś ważnego mnie ominęło przez to, że wyjechałam akurat w momencie, kiedy w kraju wszystko zaczęło się zmieniać na lepsze. No cóż, nie jestem jasnowidzem i nie mam pojęcia, jak potoczyłoby się moje życie, gdybym została – może lepiej, może gorzej? Równie dobrze ja mogłabym ich zapytać, czy nie żałują, że sami nie wyjechali z Polski i nie poszukali szczęścia gdzie indziej.

Nie zerwałam kontaktu z Polską, jeżdżę tam, kiedy tylko mam możliwość i mimo tych wszystkich nowojorskich wiosen, nadal czuję się tam, jak u siebie w domu. Ale tylko tutaj nigdy nie miałam wrażenia, że mam związane ręce, bo nie mam znajomości w odpowiednich miejscach albo ludzi, którzy mi coś tam ułatwią albo załatwią. Tutaj od samego początku musiałam liczyć tylko na siebie i okazało się, że tak jest OK i że to miasto takich właśnie ludzi przyciąga. Self-made.

Nowy Jork daje mi poczucie, że nawet jeśli dzisiaj wszystko jest do kitu, to jednak jest szansa, że jutro będzie lepiej.

Oceń ten wpis:

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku(Otwiera się w nowym oknie)
  • Udostępnij na Twitterze(Otwiera się w nowym oknie)
  • Kliknij, aby wysłać to do znajomego przez e-mail(Otwiera się w nowym oknie)
  • Więcej
  • Kliknij aby podzielić się na Reddit(Otwiera się w nowym oknie)
  • Kliknij, aby udostępnić na LinkedIn(Otwiera się w nowym oknie)
  • Kliknij, aby udostępnić na Pinterest(Otwiera się w nowym oknie)
  • Udostępnij na Tumblr(Otwiera się w nowym oknie)
  • Kliknij by wydrukować(Otwiera się w nowym oknie)

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie…

Podobne

Napisane w Emigracja, Nowy Jork, Salon, Życie w USA | Otagowane emigracja do USA, odkrywanie Ameryki, wspomnienia emigranta, Życie w USA | 36 Komentarzy

Komentarzy 36

  1. w dniu 2009/08/28 @ 2:29 pm anetacuse

    Nic lepiej nie smakuje niż owoce własnej pracy. Tyle lat tyrania i cierpliwości żeby wyjść na swoje opłaca się i przynosi większą satysfakcję, niż żeby ktoś podał na tacy. Człowiek może sobie pogratulować, że sam do czegoś doszedł: pracą i trudem, nie znajomościami. Gratuluję!


  2. w dniu 2009/08/28 @ 3:32 pm kw

    Kolejny sierpniowy solenizant:) Gratuluje! Bardzo ciekawie sie czyta Twoja opowieść o początkach. Jesteś żywym przykładem American dream i tego, że na tym kontynencie naprawdę da się zacząć życie od nowa, tak jak się chce.

    Nam stuknie w poniedziałek sześc lat od przyjazdu do Toronto i jakoś na dniach dziewięć od wyjazdu z Polski. Mieliśmy łatwiej, bo nie przechodziliśmy przez „imigrancką ścieżkę”, ale też musieliśmy zaczynać od zera.

    Wszystkiego dobrego na następnych 17 lat!


  3. w dniu 2009/08/28 @ 3:33 pm salon nowojorski

    Sześć lat? Kanadyjskie babies 🙂


  4. w dniu 2009/08/28 @ 3:41 pm kw

    No tak, jesteśmy nową falą imigrancką:) A ile się przez ten czas wydarzyło… Sześć przeprowadzek, studia jedne, teraz drugie, w końcu własny dom, kilka prac, pies:) Ogólnie tempo dosyć szybkie.


  5. w dniu 2009/08/28 @ 4:21 pm futrzak

    anetacus: z ta satysfakcja z tyrania to ja przynajmniej mam inaczej.
    W Polsce bedac otyralam sie niezle, najpiew studiujac i dorabiajac jakimis szmatlawymi pracami (typu sprzataczka), a potem usilujac sama sie utrzymac w Warszawie, zyjac na granicy ubostwa.

    Wyjezdzajac z Polski wcale nie mialam ogromnej satysfakcji ani dumy i czegokolwiek innego. Wrecz przeciwnie: bardzo sie cieszylam, ze zostawiam ten burdel za soba i ze juz nie bede sie musiala dluzej AZ TAK meczyc.

    Przyjezdzajac do USA bardzo sie cieszylam, ze bede w tym kraju legalnie i nie musze przechodzic gehenny imigranckiej, chociaz pierwsze miesiace byly bardzo ciezkie, bo nie mowilam w zasadzie po angielsku (poza paroma zwrotami).

    Mysle sobie, ze Polacy bardzo czesto sa przewrazliwieni na punkcie zarzutu „a bo ty to masz przez znajomosci” i podobnych.
    Ludzie w USA, ktorych spotkalam, takiego zarzutu (Hindusi zwlaszcza!!!!) w ogole nie rozumieja. Dla nich to jeszcze jeden powod do dumy: o, jestesmy zaradni, umiemy znalezc odpowiednich przyjaciol.
    Hindusi w ogole patrza na swiat inaczej. Dla nich oczywistoscia jest, ze obowiazkiem rodziny jest sobie pomagac, a ilosc znajomych mogacych cos zalatwic jest podstawa do oceny danego czlowieka: tego, jak jest on wazny.


  6. w dniu 2009/08/28 @ 5:13 pm maciej

    Witam, przyjemnie się czyta o Polakach ktorzy maja tam lepiej… Polska to niestety sama szarosc…a premier udaje ze jest wszsytko dobrze…wzrost gospodarczy na poziomie 1,1% na plusie a stocznie upadaj..
    ale nie o tym chcialem napisac..
    Obecnie mam 18 lat i chcial bym w przyszle wakacje poleciec do stanow, zobaczyc jak tam jest….nie mam nikogo gdzie mogl bym sie zatrzymac…chce wynajac sobie maly pokoj…
    potrzeboje pomocy kogos…nie mam dozej kasy aby mieszkac w hotelu, sam wyjazd, wiza, pokoj bedzie dla mnie sporym obciazeniem..ale jakos sobie poradze potrzeboje tylko kogos kto mi pomoze juz tam…
    prosze o jakies info, moze ktos chcial by wynajac mi pokoj…
    moj mail: maciej.gawronski@yahoo.com
    pozdrawiam


  7. w dniu 2009/08/28 @ 6:55 pm stardust

    A mnie za miesiac stuknie 25 lat, cwierc wieku.


  8. w dniu 2009/08/28 @ 7:53 pm aśka

    To ciekawe, że mimo, że historie emigrantów są tak różne, to jednak podobne to wszytko- podobnie wszystkim było ciężko (niektórym może bardziej, a może po prostu inaczej ciężko) i wszyscy musieli ciężko pracować i w ogóle- wszystkim ludzie zadają takie same (czasem wydające sie płytkimi) pytania…”a co jest lepsze, to czy tamto” albo „czy tęsknisz?” itd.

    Jakoś tak to wszystko wydaje mi sie bardziej do siebie podobne niż zróżnicowane.

    Pozdrawiam.


    • w dniu 2009/08/29 @ 7:30 pm salon nowojorski

      „Jakoś tak to wszystko wydaje mi sie bardziej do siebie podobne niż zróżnicowane. ”

      … no bo życie 99% nasielienja odbywa się wg następującego scenariusza: urodził się, poszedł do szkoły, harował (w kraju albo na emigracji), a następnie umarł 😉


  9. w dniu 2009/08/29 @ 2:43 pm ewa

    >>Najpierw ścielimy łóżko. Następnie zbieramy z podłogi wszystkie graty i wrzucamy je na łóżko. Potem odkurzamy dywan. A na koniec wszystkie rupieci z łóżka przekładamy na swoje miejsca w szafie, w szufladach biurka i na półkach<<

    Nareszcie bede wiedziala jak to sie robi !
    Za nic nie wpadlabym na to ze to taka kolejnosc !
    Co jest niezbitym dowodem ,ze nigdy na zadnych " domkach " nie pracowalam.

    Dzisiaj gdybym miala zaczynac od poczatku – pewnie bym wlasnie zaczela od "live in " zamiast uzerac sie z oplatami za przywilej mieszkania w samodzielnym apartamencie w
    taniej dzielnicy ; zamiast jezdzic samochodem ktory w kazdej chwili mogl zaprotestowac ze mu na starosc spokoju nie daja i zamiast kupowac jedzenie w dziwnych sklepach typu Aldi albo wycinanac kupony na $ .015 OFF puszki kawy Folgers w supermarkecie.

    Wspomnienia z mlodosci gornej i chmurnej – tak odlegle,ze niektorym czytajacym to nawet sie nie snilo ,ze zn ajda sie po tej stronie wielkiej wody.
    Albo moze nawet wcale ich jeszcze nie bylo.


    • w dniu 2009/08/29 @ 7:34 pm salon nowojorski

      Kiedyś praca live-in wydawała mi się prawdziwym dopustem Bożym i więzieniem. Ale z perspektywy czasu oceniam to tak: była to dla mnie jedyna i niepowtarzalna okazja, aby przyjrzeć się jak od kuchni wygląda życie nowojorskich milionerów (dwie rodziny, u których pracowałam, zaliczały się do elity finansowej tego miasta).

      Spokojnie zebrałby się z tego materiał na plotkarską książkę.


      • w dniu 2009/09/05 @ 6:00 pm Kuba

        Wg mnie to jeden z wielu plusów dla którego warto było wyjechać do NY Chyba każdy chce w życiu zobaczyć i przeżyć jak najwięcej prawda? A punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.Nowy Jork to dobry punkt.


  10. w dniu 2009/08/30 @ 5:22 am arle

    To zaden dowod, ze na zadnych „domkach” nie pracowalas:-)
    Mozna przeciez miec inna metode. Ja sie np. brzydze czegokolwiek z podlogi na mojej poscieli, psich wlosow takze , to po poscieleniu lozka odkurzylabym dywan i wszystkie zabawki dala na dywan. Mozna tez wszystkie zabawki najpierw powkladac gdzie jest ich miejsce i zabrac sie za reszte. Kazdy robi tak jak mu wygodniej;-)
    Wydaje mi sie, ze na poczatku najlepiej byloby live-in, jesli oczywiscie nie ma sie swojej wlasnej rodziny i dzieci w wieku przedszkolnym lub szkolnym. Niektorzy ludzie zaczynali z rodzina. To dopiero trudny poczatek! A prace wtedy byly w wiekszosci live-in, live-out kobiety musialy zbierac dzien po dniu czasem nawet przez rok (jedna rodzina polecalam drugiej), jesli nie mialy odpowiedniego wejscia i znajomosci.
    Wiele z nich nie moglo sobie pozwolic na pojscie do college, aby miec odpowiednia i lepiej platna prace glownie ze wzgledu na brak czasu. Dopiero ich dzieci mialy inaczej. A mamy mogly doksztalcic sie kiedy dzieci dorosly, jesli mialy na to czas, sile i duzo samozaparcia.


    • w dniu 2009/08/30 @ 3:48 pm ewa

      Arle, ale ja serio mowie,ze zaluje ,ze nie zaczelam od live-in help !
      Te pieniadze ktorych nie trzeba wydac na mieszkanie,jedzenie itd moga uskladac sie na calkiem solidna kwote z ktora mozna zrobic cos madrego.


  11. w dniu 2009/08/30 @ 1:13 pm obserwator

    Ludzie czesto zaczynaja tu wszystko od zera – czasem z biedy, a czasem dlatego, ze po prostu chca zmienic swoje zycie o 180 stopni. W Ameryce jest to mozliwe w odroznieniu od Polski, gdzie sie cale zycie tkwi w tych samych ukladach.


  12. w dniu 2009/08/30 @ 1:44 pm futrzak

    obserwator: w Polsce tez jest to mozliwe, ale z niewiadomych powodow o ile Polacy na emigracji potrafia sie gniezdzic w pokoiku wielkosci szafy i zasuwac na budowie albo brac prace nianki/sprzataczki typu live-in, o tyle w Polsce jakos ochota na podobne zajecia im przechodzi.


  13. w dniu 2009/08/30 @ 2:57 pm obserwator

    @futrzak: z Twojego komentarza mozna by wywnioskowac, ze pewne zajecia naleza do kategorii wstydliwych (nianka-sprzataczka-robotnik budowlany).

    Ja natomiast wole sie powstrzymac od takiego osadzania – wielu ludzi decydujac sie na emigracje z zalozenia przystaje na kompromisy i bierze kazda prace, jaka pozwoli utrzymac sie na powierzchni, do momentu az los sie usmiechnie/nostryfikuje sie dyplom etc.

    Zwroc uwage, ze w czasach Great Recession dotyczy to nie tylko emigrantow, ale takze rodowitych Amerykanow, ktorych kryzys zmusil do zrewidowania pewnych oczekiwan i przyjmowania pracy ponizej mozliwosci intelektualnych.

    Nothing to be ashamed of.


  14. w dniu 2009/08/30 @ 5:54 pm arle

    Wiem Ewa, ja tez na serio to przyjmuje.
    Tak Futrzak, w Polsce to bylby wstyd, bo co ludzie powiedza, a w mniejszych miejscowosciach znajomi wytykaliby zapewne palcami i pokazywali kuku na glowie;-)
    No bo jak to zwykle, zastaw sie a postwaw sie, bez wzgledu na nastepstwa. A tu ci taka „surpriza”, gniezdzi sie katem i haruje, to pewnie mu odbilo.
    I za wielka woda w dalszym ciagu wiecj mozliwosci i takich samych lub podobnych wzorcow do nasladowania, gdzie nikogo nie obchodzi co robi sasiad i tak jak religia i to jest prywana sprawa kazdego czlowieka. Inna mentalnosc.


  15. w dniu 2009/08/31 @ 2:25 am futrzak

    obserwator: sa wstydliwe dla wiekszosci Polakow, owszem.
    Dla mnie nie.
    Studiujac dorabialam jako sprzataczka w knajpie, barmanka, sprzedawalam kosmetyki oriflame, rozrzucalam ulotki, stalam na budzie na bazarze… chrystepanie a czego to ja nie robilam.

    arle: za wielka woda wiecej mozliwosci, bo kraj przeciez znacznie wiekszy, wiecej ludzi i tak, mentalnosc inna tez.


  16. w dniu 2009/08/31 @ 10:05 am anetacuse

    Ja również zaczęłam jako live-in niania i bardzo sobie chwalę. W zamian za czesne w szkole, małe stypendium i dach nad głową i jedzenie pilnowałam dzieci u tej samej rodziny przez 5.5 roku. Przez ten okres nauczyłam się jak żyć w tym kraju i kiedy po skończeniu studiów dostałam dobrą pracę, mogłam ruszyć z buta i urządzić się bardzo szybko. Ta sytuacja była bardzo korzystna dla wszystkich: ja zdobyłam edukację, a rodzina miała stałą zaufaną opiekę nad dziećmi.


  17. w dniu 2009/08/31 @ 5:42 pm andrzej

    A ja mieszkam 4 lata w irlandi i czego mi do zycia brakuje,slonca , prawdziwej pogody i 4 pory roku bo tu ciongle pada i tak sobie mysle ze za 10 lat to tu zaaardzewieje ,teraz wiem dlaczego oni uciekali do Ameryki


  18. w dniu 2009/09/03 @ 6:38 pm ania k

    Salonie, nawet nie wiesz, jak bardzo Twoje i moje poczatki tutaj sa podobne. Scenariusz niemalze identyczny: NYC, lato (tyle ze 1999) $200 w kieszeni (magiczna suma?), jedna kolezanka z Polski na miejscu. Tyle, ze ja pracowalam nie jako live-in, ale jako kelnerka. Potem tez studia, zaplacone z wlasnej kieszeni, placa wieczorami w restauracji. Tylko koniec troche inny, bo w pewnym momencie NYC zamiast dawac mi energie, zaczal ja wysysac…. Po 6 latach skonczyla sie moja przygoda z tym szalonym miastem. Gratulacje 17tki, to wielki kawal zycia.


  19. w dniu 2009/09/03 @ 7:47 pm salon nowojorski

    Zapewne $200 w latach 90-tych było sumą optymalną dla początkującego emigranta 😉 The more things change, the more they stay the same


  20. w dniu 2009/09/04 @ 1:52 pm evek

    wow! 17 to robi wrażenie! gratuluje! :O)


  21. w dniu 2009/09/04 @ 5:13 pm ewa

    17 to robi wrażenie!.”
    ——

    Powiedzialabym,ze z tym wrazeniem to rzecz wzgledna.
    Mnie stuknela 30-tka.
    Ponad rok temu.

    Strasznie sie tu zasiedzialam,
    A mialo byc na rok, Gora dwa !!


  22. w dniu 2009/09/05 @ 7:12 am skoroopka

    ewa

    ale sobie tak siedzisz na swoje własne życzenie?

    „Dzisiaj gdybym miala zaczynac od poczatku – pewnie bym wlasnie zaczela od „live in ” zamiast uzerac sie z oplatami za przywilej mieszkania w samodzielnym apartamencie w
    taniej dzielnicy ; zamiast jezdzic samochodem ktory w kazdej chwili mogl zaprotestowac ze mu na starosc spokoju nie daja i zamiast kupowac jedzenie w dziwnych sklepach typu Aldi albo wycinanac kupony na $ .015 OFF puszki kawy Folgers w ‚supermarkecie.” (ewa)

    fajnie jest po 30 latach życia w Ameryce ?


  23. w dniu 2009/09/05 @ 10:52 am ewa

    Skoroopka,
    Mieszkam tu bo gdzies mieszkac trzeba.
    Zreszta po +/- 10 latach czlowiek zaczyna uwazac ,ze to jest wlasnie jego kraj.

    Kuponow juz dawno nie wycinalam ..ale kto wie, przy dzisiejszej koniunkturze moze znowu zaczne ?


  24. w dniu 2009/09/05 @ 7:12 pm Kuba

    A bym zapomniał. Gratuluje! Świetnie ułożyłaś sobie życie, jesteś wzorem godnym naśladowania.Twoja historia bardzo mi imponuje,jesteś bardzo silną i mądrą Kobietą.


    • w dniu 2009/09/06 @ 9:04 am salon nowojorski

      Bóg zapłać za dobre słowo 😉 Zasada, że „co Cię nie zabije, to Cię wzmocni” często sprawdza się w życiu.


  25. w dniu 2009/09/08 @ 3:23 pm Halina

    Do wszystkich czytajacych, ta „przyjaciolka Halinka” z poczatku tekstu, to ja. Poczatki byly ciezkie ale ciekawe, ja opuscilam wesoly NY, na korzysc przedmiesc innego bardzo polonijnego miasta w USA. Autorke tekstu odwiedzam czasami w wielkim miescie, mimo tych 17-stu wiosen nic sie nie zmienia! Pozdrawiam.


    • w dniu 2009/09/08 @ 7:07 pm salon nowojorski

      Koleżanka Halinka? Wszelki duch Pana Boga chwali… I proszę mi nie zmyślać, że mnie koleżanka odwiedza, bo ostatni raz było kiedy? W 2004 o ile pamięć mnie nie myli 😉


  26. w dniu 2009/09/08 @ 7:35 pm Halina

    Nawet jak i myli to wybaczam, no w koncu masz te 17cie wiosen. Nie zmyslam, NY odwiedzam i sie zawsze u Ciebie zatrzymujemy z wielka przyjemnoscia.


  27. w dniu 2009/09/20 @ 2:38 pm grazia

    Ciekawy temat, dobrze napisany i american dream Ci się spełnił, ciekawe jakie to uczucie??? Gratuluje!


  28. w dniu 2009/09/20 @ 2:40 pm grazia

    Szkoda że masz tak mało zdjęć.


  29. w dniu 2009/09/20 @ 7:50 pm salon nowojorski

    Grazia,

    Zdjęcia wrzucam na Flickr (tutaj) – nic specjalnie ambitnego, taka sobie mieszanka polsko-amerykańska.

    Natomiast jeśli chodzi o American dream, to oczywiście jest to sprawa względna. Nigdy nie interesowała mnie kariera korporacyjna, większą satysfakcję daje mi wymyślanie czegoś od zera. A moja obecna praca daje mi taką możliwość.


  30. w dniu 2009/09/23 @ 8:48 am Halina

    Wszystkiego najlepszego z okazji kolejnej rocznicy slubu.



Możliwość komentowania jest wyłączona.

  • Ostatnio w Salonie

    • We wtorek wieczorem na Rockefeller Center
    • Nowy Jork głosuje – panna Bush i inne zdjęcia z Democracy Plaza
    • We wtorek wybieramy prezydenta, czyli tekst umiarkowanie propagandowy
    • Nowy Jork po huraganie – będzie lepiej!
    • W pożarze na Breezy Point spłonęło ponad sto domów
  • Ostatnie komentarze

    Matylda o Autobusem z Queensu na Manhatt…
    salon nowojorski o Autobusem z Queensu na Manhatt…
    Matylda o Autobusem z Queensu na Manhatt…
    A.L. o We wtorek wieczorem na Rockefe…
    aga o We wtorek wieczorem na Rockefe…
    noeticgirl o We wtorek wieczorem na Rockefe…
    Alicja C. o We wtorek wieczorem na Rockefe…
    noeticgirl o We wtorek wieczorem na Rockefe…
    salon nowojorski o We wtorek wieczorem na Rockefe…
    noeticgirl o We wtorek wieczorem na Rockefe…
  • Archiwum

  • Wpisz adres email, aby otrzymywać zawiadomienia o nowych tekstach Salonu.

  • My zdies' emigranty

    • (nie)świadome życie
    • Ania K.
    • Doxa o ekonomii
    • Evek w Chicago
    • Futrzak
    • Hameryka
    • Jeż węgierski
    • Kielbasa Stories
    • Kobieta pracująca
    • Miski do mleka
    • Na peryferiach Nowego Jorku
    • Res Varia
    • Sporothrix
    • Stardust
    • Swert
    • US-Lovers
    • Windy City
  • Nowe media

    • Mashable
    • Mediafun
    • Nieman Journalism Lab
    • Photoshop Disasters
  • Nowy Jork

    • Derosky
    • Gawker
    • Gothamist
    • Marzenkowo
    • mia:ny
    • New York Daily Photo
    • New York Streets
    • Newyorkology
    • Nowojorskie gadanie
  • Polska

    • Azrael
    • Between Blank Pages
    • Bogdan Miś
    • Daniel Passent
    • Dowolnik
    • Hardkor – Łysakowski
    • Laudate
    • Michałkiewicz
    • Mondra Gluwka
    • Pawian przy drodze
    • Pełna Kultura
    • Rozwój i Świadomość
    • Szpitalne życie
    • Sławek Sikora
    • Tiger in the cat
    • Toteramy, odsłona druga
    • Łódź na nowo
    • Łódź rysowana światłem
  • Salon

    • Andrew Sullivan
    • Huffington Post
    • Jezebel
    • Paul Krugman
    • Spin Room
    • Talking Points Memo
  • Zwierzaki

    • Adopcje psów i kotów
    • Alliance for NYC’s Animals
    • Bobbi and the Strays
    • City Tails
    • DogBlog
    • Dr Michael W. Fox
    • Fotografia psów
    • Petfinder.org
    • Shar Pei z Bonomielli
    • Shih Tzus & Furbabies
    • Sweet Furr
    • Szarik.pl
  • Tematy

    Emigracja Film Internet Kultura Muzyka Nowy Jork Podróże Polityka Polska Psy, koty i ludzie Salon Społeczeństwo Warszawa wybory prezydenckie Życie w USA
  • Drogi Czytelniku! Pamiętaj, że mój blog świadczy o mnie, zaś Twój komentarz - o Tobie.
  • Polonia.net on Twitter

    • via @NYTimes nytimes.com/2023/01/26/wor… 5 days ago
    • @KJPiorkowska Well, somewhat unlikely she'd become a VP of Poland or the entire world, LOL. So God have mercy on Am… twitter.com/i/web/status/1… 5 days ago
    • The German Nazis, not some Nazis from a non-existing country. twitter.com/Sachinettiyil/… 5 days ago
    • @KJPiorkowska Jeśli to faktycznie jest przyszła kandydatka na VP 🤡, to “God have mercy on us all!” 5 days ago
    • @b_sendhardt He said „ta decyzja by PEWNIE nie zapadła”. Quite different meaning than “ta decyzja by nie zapadła”. 5 days ago
    • RT @TheEconomist: The Russian military was conscripting men to serve in Ukraine. Sergei and Maxim had a better idea: take a fishing boat to… 1 week ago
    • RT @Kubicki_Adrian: Poland has planted 333 #sunflowers in the heart of Manhattan in solidarity with Ukrainians on their Day of Unity 🌻🇵🇱🇺🇸🤝… 1 week ago
    Follow @polonianet

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.

WPThemes.


Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę: Polityka cookies
  • Obserwuj Obserwujesz
    • Salon Nowojorski
    • Dołącz do 30 obserwujących.
    • Already have a WordPress.com account? Log in now.
    • Salon Nowojorski
    • Dostosuj
    • Obserwuj Obserwujesz
    • Zarejestruj się
    • Zaloguj się
    • Kopiuj skrócony odnośnik
    • Zgłoś nieodpowiednią treść
    • Zobacz wpis w Czytniku
    • Zarządzaj subskrypcjami
    • Zwiń ten panel
 

Ładowanie komentarzy...
 

    %d blogerów lubi to: