Mija właśnie półmetek długiego weekendu z okazji Memorial Day. Spędzamy go w Nowym Jorku, głównie na „nicnierobieniu”, spacerach z psami oraz popijaniu mojito własnej produkcji. Po raz kolejny okazuje się, że potrzeba matką wynalazków – otóż jakoś w ubiegłym roku w Atlas Park na Glendale otworzyła się sympatyczna kubańska knajpka. Sęk w tym, że chwilowo knajpka nie miała licencji na alkohol, co jak wiadomo na dłuższą metę jest wyrokiem śmierci dla tego typu biznesów. Któregoś razu skusiliśmy się, żeby tam pójść, zjedliśmy dobre przekąski i popiliśmy mojito bezalkoholowym. Tamto virgin mojito to było po prostu niebo w gębie i mieliśmy nadzieję, że licencja na alkohol w miarę szybko się znajdzie.
I owszem, znalazła się, o czym przekonaliśmy się w zeszłym tygodniu przy okazji kolejnej wizyty w Atlas Park. Niestety, wraz z licencją przyszła zmiana właściciela i zamiast knajpy kubańskiej serwującej mojito mamy teraz włoską restaurację z pastą na różne sposoby, pizzą i winami w umiarkowanym – jakościowo i cenowo – wyborze. No cóż – od dawna uważam, że w naszej imigrancko-robotniczej części Queensu największą szansę na przeżycie mają knajpy włoskie oraz włosko-amerykańskie, zwłaszcza w obecnych porecesyjnych amerykańskich realiach.
Nie mam nic przeciwko przyzwoitej jakości włoskim winom, ale kiedy zaczyna się wilgotne nowojorskie lato, nie ma nic lepszego niż lekko cierpkie orzeźwiające mojito. Ponieważ żadnej knajpy kubańskiej w pobliżu już nie ma, zaczęliśmy mieszać własne, i jak się okazuje, nie jest to aż tak trudne, o ile ma się po ręką odpowiednie składniki.
Ja mojito robię tak (proporcje na dwa drinki):
– 4 oz białego rumu, np. biały Bacardi
– sok z 1 limonki
– sok z 1/2 cytryny
– 10-15 gałązek mięty (w całości, nie odrywać poszczególnych listków)
– 2 łyżeczki cukru
– szklanka pokruszonego lodu
Składniki wrzucam to do shakera i mieszam przez 15-20 sekund albo do momentu, aż zacznie mnie boleć nadgarstek, whichever comes first. Z reguły pierwszy wysiada nadgarstek, bo od ostatnich dwóch miesięcy nawala mi prawa ręka i wszystko wskazuje, że mam carpal tunnel syndrome albo jak kto woli – zespół cieśni nadgarstka (zakładany na noc „futerał” niewiele daje). Mojito podaję z pokruszonym lodem, plasterkiem limonki i listkiem mięty.
Zaś pieski od piątku prezentują się w swoich letnich fryzurach. Zawsze uważałam, że egzotyczną urodę shih tzu najlepiej podkreśla długi powiewający włos, jednakże przy nowojorskich upałach utrzymanie tego typu fryzury to męka zarówno dla psa, jak i dla właściciela, zwłaszcza jeśli nie dopilnuje się codziennego czesania i szczotkowania. Tym razem nasza pani groomer zrobiła coś innego, niż zwykle – dość krótkie strzyżenie na całym ciele i wokół pyszczka oraz pomponiki na uszach oraz na czubku głowy. Psom nie będzie teraz gorąco, a dla nas jest to zdecydowanie mniej pracy przy szczotkowaniu.
A gdzie niestrzyzony kot??
Kot na spacery z nami nie chadza i do fryzjera też nie, ale ogólnie ma się dobrze – zasłużoną emeryturę spędza w domowych pieleszach.
Pieski piękne i fryzury również. Nie wiedziałam, że są takie małe!
Mojitos latem też bardzo lubię, ale nie używam do nich żadnych shakers, a raczej tłuczka do lekkiego zgniecenia liści mięty. Tak nawiasem mówiąc, to miętę jest łatwo, aż za łatwo samemu uprawiać. najlepiej w doniczce, bo inaczej strasznie się panoszy. Czyli wydatek to tylko rum i limonki no i jeszcze cukier.
Latem to ciągle też sami w domu robimy mojitos i jeszcze G&T.
Pozdrawiam i życzę miłej następnej części weekendu.
Alicja
Pieski są małe – jeden waży 10 funtów, a drugi 12, co dla shih tzu jest normą. Bruno miał sporą nadwagę, kiedy go adoptowaliśmy – ważył prawie 16 funtów, tak więc sprowadzenie go do wagi 12 funtów uważam za spory sukces. W długim zimowym futrze zawsze wyglądają na większe, bo są po prostu bardzo „napuszone”.
Chyba pójdę za Twoją radą i wsadzę miętę do doniczki. Robię tak z tymiankiem, rozmarynem i pietruszką – „szczypanie” paru listków lub gałązek w razie potrzeby jest zdecydowanie bardziej opłacalne niż kupowanie całego pęczka, z którego później połowa i tak trafia do śmieci. A że przed nami gorące nowojorskie lato, mięta pod ręką na pewno się przyda, zwłaszcza w połączeniu z limonką i Bacardi.
fajne te pieski! no i fajnie zobaczyć Ciebie! 🙂 pozdrówka!
Jejku, jakie jestescie sliczne 🙂
Moje „rodzinne” pieski sa urocze i sliczne,szczegolnie w letniej fryzurze.
Dolacza do nich kuzyn shih Tzu kuzyn z Krakowa Tytus.
Te pieski sa naprawde pieskami milosci,ktorej doswiadczam siedem lat.
Czesc Bruno i Joey hau ,hau Tytus
Pozdrowionko 😉
takze dla piesiow-fajne zdiecie
ewasasiadka