W Polsce, gdzie bezrobocie rzadko spada poniżej 10 procent, pewnie strzelałyby szampany, ale tutaj w Stanach jest to najwyższy poziom bezrobocia od 26 lat i oznacza, że 14,5 miliona ludzi jest bez pracy. Zresztą trudno tego nie zauważyć, bo prawie każdy ma co najmniej kilku znajomych, którzy albo są bez pracy, albo mają zredukowano godziny, albo właśnie dostali „obniżkę” zamiast podwyżki. W mojej dzielnicy co chwila trafiam na sklepy i biznesy, które jeszcze niedawno całkiem nieźle prosperowały, a które dzisiaj stoją zamknięte na trzy spusty.
Od kiedy mieszkam w Stanach, byłam bez pracy tylko raz – pod koniec 2003 r. Myślę, że wtedy zwolniono mnie przede wszystkim ze względu na liczone w setkach tysięcy dolarów koszty mojego leczenia, choć oczywiście nie mam na to żadnych konkretnych dowodów (gdybym miała, mogłabym wytoczyć proces o dyskryminację). Firma była self-insured i zamiast korzystać z usług jakiejś firmy ubezpieczeniowej, sama opłacała koszty medyczne pracowników. Jako że był to dość znany nowojorski dot-com, wiek zatrudnionych rzadko przekraczał trzydziestkę i management zapewne nie był w stanie przewidzieć, że wśród tych młodych, zdrowych i chętnych do pracy po godzinach trafi się zdechlak taki jak ja, który wyciśnie z firmowej kasy ponad 350 tys. dolarów na szpitale i gromadę „dochtorów” 😉
Byłam sobie bezrobotna przez jakieś 4 miesiące i w miarę upływu czasu coraz mniej chciało mi się wracać do pracy. A potem przyszła wiosna i kiedy już jako tako doszłam do siebie, w końcu zabrałam się do szukania jakiegoś płatnego zajęcia, zwłaszcza że życie na poziomie zasiłku dla bezrobotnych zaczynało mnie nieco męczyć. Ponieważ był to rok 2004, a nie 2009, znalezienie pracy nie stanowiło większego problemu i mniej więcej po dwóch miesiącach wysyłania ofert trafiłam do firmy, w której pracuję do dzisiaj.
Jednak zanim tę pracę znalazłam, zastanawiałam się nad dwoma pytaniami:
- co robić, jeśli znajdę pracę gorzej płatną niż poprzednio – czy warto taką pracę przyjąć?
- co robić, jeśli nie znajdę pracy w swoim zawodzie i będę musiała zacząć robić byle co, żeby tylko przetrwać?
Po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że pierwsza opcja wchodzi w grę, choć oczywiście takie „obniżki” pensji są zawsze ciężkie do przełknięcia, natomiast ta druga – jedynie w sytuacji całkowitego przyparcia do muru. Z własnego doświadczenia wiem, że „konstrukcje tymczasowe są najtrwalsze” i jeśli się człowiek zaczepi w jakimś kiepskim miejscu, to może tam utknąć na dobrych kilka lat, po których trudno będzie wrócić do dawnego zajęcia.
Stało się tak, jak chciałam – dostałam pracę w zawodzie, jednak z pensją o 15% niższą niż w poprzedniej firmie. Z perspektywy czasu uważam, że była to słuszna decyzja, jednak nie wiem, czy ktoś, kto dzisiaj traci pracę, może w ogóle marzyć o stawianiu warunków albo upierać się przy pozostaniu w swoim zawodzie. Rynek pracodawcy rządzi się innymi prawami niż rynek pracownika.
W ubiegłym tygodniu dostałam email od znajomego, z którym pracowałam dobrych parę lat temu (mamy taką listę mailingową ze starej firmy). W tamtej firmie pracował jako project manager i dostawał za to grube pieniądze – wykształcony facet, studiował zdaje się literaturę angielską, a w wolnych chwilach pisał scenariusze i kręcił niskobudżetowe filmy, które czasem pokazywano na alternatywnych festiwalach filmowych. Jego nowe zajęcie? Handyman. Nie wiem, jak to zgrabnie przetłumaczyć na polski, najlepszy odpowiednik, jaki mi przychodzi do głowy to „złota rączka”, choć takie tłumaczenie raczej sugerowałoby hobby niż stałe źródło dochodu. Więc nowy zawód znajomego – to właśnie handyman i tamten email był taką reklamą usług, gdyby ktoś potrzebował malowania mieszkania lub drobnego remontu.
Praca jak praca i akurat w Nowym Jorku niejeden aktor utrzymuje się z kelnerstwa, a niejeden pisarz – z malowania mieszkań, a mimo to trochę żal.
Te statystyki na ktorych sie opierasz sa fikcyjne. Nie do wiary, ze tak wielu ludzi wierzy w te 10 %.
Zapraszam do zapoznania sie z powszechnie akceptowanymi odklamanymi danymi http://www.shadowstats.com/alternate_data
Prawda jest taka, ze bezrobocie dobija wlasnie do 20 %.
zgadzam sie z Doxa, oficjalne statystyki sa bzdurne, bo szacuja na podstawie ilosci wnioskow skadanych o unemployment.
Zgadza się, statystyki Labor Department nie uwzględniają osób uznawanych za not in the labor force czyli wszystkich którzy przestali szukać pracy, bo uznali to za bezcelowe.
Jednak chyba nie tylko amerykańskie statystyki bezrobocia są obliczane według tej metody – gdyby bliżej przyjrzeć się oficjalnym danym dotyczącym Polski, prawda pewnie też byłaby inna niż oficjalnie podawane 11%.
Nie trzeba zapominac rowniez o tym, ze nie uwzglednione sa osoby, ktore maja prace na part time, a takich jest bez liku. Nie pracuja na part time dlatego, ze nie chca full time, ale dlatego ze pracodawcy bronia sie przed full time jak diabel przed swiecona woda;-) Chodzi oczywiscie o niedawanie (razem czy osobno?) benefits. Malo tego, aby dostali wiecej godzin musza dac swoja duza dyspozycyjnosc, a to uniemozliwia im szukanie drugiej pracy part time, aby wyzyc. Smutne, ale jakze prawdziwe.
Najnowsze dane na temat bezrobocia w Polsce są m.in. na stronie http://www.eGospodarka.pl i tak np najniższe bezrobocie w Polsce jest w województwach: wielkopolskie 7,7% , mazowieckie i śląskie po 8,20% oraz małopolskie 8,8% a najwyższe w warmińsko-mazurskim 18,9% świętokrzyskie 15,1% lubuskie 14,7% nie lubię uogólnionych danych.
Statystyki sa takie jakie sa i sa zawsze uyoglonione po to sie zwa danymi statystycznymi – a w indywidualnych przypadkach albo bezrobocie jest 0% (sie pracuje) albo 100% – bez pracy.
Jakas metode trzeba przyjac – i jesli sie otwarcie mowi jaka to metoda to kazda jest dobra(albo zla)
Jakby policzyc jeszcze tych co kiepsko pracuja bo pracuja krocej niz 40h/wk ( i dzieki temu dziela sie niejako z bliznim swoim stanowiskiem) albo pracuja nie na takim stanowisku co „zasluzyli” – to wyjdzie ok 67% 🙂
Dodajmy tych ktorzy mysla o zmianie pracy – dochodzimy do 90%.
A co do zwolnienia za koszty leczenia – to zdarza sie czesciej niz myslimy.
Dzisiaj rano w health club na TV fox czy cnn (close capition) widzialem jakiegos senatora czy innego blazna mowiacego ze jakakolwiek (?!?) reforma to bedzie koniec najlepszego systemu opieki zdrowia jaki zna historia ludzkosci…
potknalem sie na treadmillu ze smiechu i prawie bym nie musial z tego osmegu cudu swiata skorzystac – lamiac dobry ciag nie powiem juz ilu lat bez kontaktu…
a z drugiej strony – to ON ma najlepsza to czemu by tego nie bronic?
Zapowiada sie ciekawych kilka miesiecy – mysle, ze wlasnie jestesmy swiadkami poczatku przepychanki w Kongresie na temat reformy systemu opieki zdrowotnej w USA. Mam nadzieje, ze tym razem Amerykanie nie dadza sie zrobic w „Harry & Louise”.
I masz racje, ze zwalnianie z pracy ludzi chorych ze wzgledu na koszty medyczne czy wzrost stawek za ubezpieczenie zdarza sie tutaj czesto. Kiedys wydawalo mi sie, ze prawo tutaj jakos chroni przed takimi sytuacjami, ale kiedy sama znalazlam sie na bruku, zaczelam troche czytac na ten temat i dopiero wtedy otworzyly mi sie oczy.
no wlasnie 😦 jutro minie 4 miesiace od czasu kiedy mnie zwolniono. pierwszy raz w zyciu jestem na unemployment i nikomu tego nie zycze… coraz mniejsza mam ochote na szukanie pracy, wysylanie resumes i wyjscia na interview… tylko z czego placic mortgage???
Przykre, a najgorsze jest to, że w takiej sytuacji człek zaczyna myśleć, że coś z nim nie tak (tak przynajmniej było za mną). Ale pociesz się, że po pierwsze zwolnienie w obecnej sytuacji to „nothing personal”, a po drugie – ta kaszanka trwa już tak długo, że musi się niedługo skończyć.
U mnie w firmie niby skończyły się masowe zwolnienia, ale i tak zwolniono w tym tygodniu jedną osobę z mojego działu. Czyli szefostwo nie śpi i wycina chirurgicznie – kto nie pada na pysk z wycieńczenia, to pewnie nie jest niezastąpiony 😦
Witaj Cutierski! Polecam ksiazki Richard Brodie „Virus of the Mind” i Dr. Wayne Dyer „Excuses Be Gone”, wtedy przekonasz sie, ze w zyciu przyciagasz nie to czego pragniesz ale to czym jestes a jak narazie to masz wirusa w umysle, ktory Ci non-stop powtarza „coraz mniejsza mam ochote na szukanie pracy, wysylanie resumes i wyjscia na interview …” a tym samym jestes brakiem ochoty na szukanie pracy, niewyslana resume i brakiem wyjscia na interview jakbys co najmniej czytal zapisy niezdartego Al’a, ktory do niedawna udzielal sie na tym forum full-time. Wirus umyslu (meme) jest podobny do wirusa w komputerze, ktory ma 3 cele: przeniknac, zagoscic sie i mnozyc. Jestes tym o czym myslisz. Wirusy umyslu wpajali Ci rodzice, gdy po cudownym przybyciu mowili Ci czego nie mozesz wykonac. Nastepnie tlumaczyla Ci to nauczycielka w szkole, srodowisko, parafia (jesli jestes praktykujacy w wierze). Przyjechales do wolnego kraju aby nalozyc na siebie jarzmo limitu. Wielkiej depresji nie przetrwali „arystokraci” z Wall Street. Oni strzelali sobie w glowe z rozpaczy za mamona zywiac swe ego do ostatniego tchnienia. Przetrwali Ci, ktorzy chwycili za lopaty i budowali drogi i parki. Aby permanentnie przestac zywic swe ego, wystarczy przypomniec sobie scenke z Gwiezdnych Wojen, gdy potworny Jabba the Hut ciagnie ksiezniczke Lea na lancuchu. Ego trzeba wysylac w „piaski czasu” i byc niepretensjonalnym w obliczu Stworcy – tej „sily wyzszej”, ktora porusza miedzy innym Twoim malym palcem, bo ta funkcja/czynnosc jest dla nas przywilejem – nie racja. Najlatwiej przekonalbys sie o tym gdy palec przestalby sie ruszac. Lay off jest czescia zmiany. Swiat jest w harmonii z Natura. Rownowazy nadwyzke z brakiem. Po okresie nadwyzki nastepuje okres chudszy. Mozesz wracac do przeszlosci i probowac ja poprawiac ale to nie wplynie w zaden sposob na Twa przyszlosc. To co jest realne to teraz. Jesli teraz zrozumiesz, ze istnieja tylko 2 emocje: milosc i strach. Milosc kreuje a strach niszczy. Jesli pokochasz samego siebie to zrozumiesz ze lay off jest dla ludzi i wszystko czego dotkniesz/pomozesz wykreowac zamieni sie w przyslowiowe „zloto”. Wiec postaraj sie jutro wstac rano jakbys szedl do pracy, ubierz sie profesjonalnie, wyslij pare resumes i nie martw sie czy ktos Cie zaprosi na rozmowe kwalifikacyjna. To ostatnie okresla sie mianem „detach from the outcome” – poloz je na „polke myslowa” i spokojnie oddychaj. Mysl od konca: „praca ktorej pragne, juz jest w toku” a bedziesz praca, ktora pragniesz. Pelna swiadomosc, ulozenie, kontemplacja, chec i pasja to recepta na Twoj wirus. Pozdrawiam serdecznie 🙂
uwielbiam takich „ekspertow”, co zawsze maja cos „nieslychanie pomocnego” do powiedzenia bliznim, a tak naprawde to cale zycie sa zajeci udowadnianiem sobie,ze sa lepsi, bardziej oczytani i w ogole madrzejsi od reszty ludzkosci.
panie Ksiazka, idz sie pan utop za swoimi newage’owymi „madrosciami”.
Cuterski, nie pekaj. ja mam ten sam problem i jakkolwiek nie jest to przyjemne i rozne dziwne rzecyz potrafia sie zdarzyc (patrz ostatni wpis na moim blogu na przyklad, hehe) to w calym zamieszaniu pocieszajace jest to, ze to nie jest tylko moj i twoj problem. co oznacza, ze niezaleznie od naszych indywidualnych wysilkow twoich i moich globalnie trzeba bedzie cos poprzestawiac i naprawic.
a tak w ogole to trzymam kciuki, powodzenia.
„Idz pan sie utop …” hm? Wyciagam lusterko i odbijam energie zyciowa pierwszego wielkiego jablka i jego/jej diagnozy z powrotem i pozdrowieniami i zyczeniami znaleznienia pracy. „Trzeba bedzie cos poprzestawiac i naprawic” napawa nadzieja 🙂
Mnie natomiast zainteresowało to, co napisałeś i zawsze jestem wdzięczna, jeśli ktoś podrzuci tytuły ciekawych książek. Jako że zbliża się lato, większe są szanse, że nie tylko sprowadzę sobie z Amazona, ale może nawet przeczytam, bo lot z JFK do WAW jak wiadomo nie tylko długi, ale i upierdliwy 😉
Czytałam gdzieś recenzje i „Virus of the Mind” i „Excuses Be Gone” (znając życie i swoje zwyczaje czytelnicze pewnie w Entertainment Weekly, bo to lektura nie tylko lekkostrawna. ale i treściwa…), ale dopiero Twoja notka zachęciła mnie, żeby przeczytac.