• Polonia.net
  • O Salonie
  • Kontakt

Salon Nowojorski

Widziane zza Oceanu. O Ameryce i emigracji. Oraz czasami o psach.

Feeds:
Wpisy
Komentarze
« W Polskę idziemy, drodzy panowie, w Polskę
Do widzenia St. Vincent’s »

Lato z piekła rodem

2010/09/19 Autor: salon.nyc

W życiu nie czułam się tak wykończona i wyprana mózgowo, jak w ciągu ostatnich kilku niby-wakacyjnych miesięcy. Nawet wtedy, kiedy naście lat temu rozpoczynałam karierę nowojorskiej cleaning lady i w ciągu godzinnej przerwy na lunch musiałam przemieścić się z „plejsu” na Manhattanie na „plejs” w okolicach Sheepshead Bay. No cóż, nawet chciało się czasem coś napisać z sensem, ale byłoby trudno bez korzystania ze słów powszechnie uznawanych za nieprzyzwoite. Nie wiem, jak szanowni czytelnicy, ale ja upojne letnie miesiące spędziłam harując jak dziki osioł.

Wychodzę z domu koło 7:30 i w pracy jestem parę minut po ósmej. Rano jest zawsze względny spokój, więc przez pierwszą godzinę – zanim wszyscy zaczną o coś pytać – odpowiadam na emaile i załatwiam sprawy z rodzaju łatwych, jak uaktualnianie haseł dostępu, tworzenie nowych kont, przeglądanie raportów. Parę minut po dziewiątej zaczyna się prawdziwa robota – pisanie dokumentacji do projektów, testowanie, różne prezentacje i szkolenie tych, którzy chcą się szkolić.

A najważniejsza sprawa to wymyślanie nowych rozwiązań. Teraz wszyscy masowo tworzą aplikacje na telefony komórkowe i iPady, więc najpierw trzeba było ustalić, jakiego rodzaju analizy i raporty będą w firmie standardem, a następnie w przystępnej formie zaprezentować temat programistom, aby dodali do aplikacji to, co trzeba. Piszę więc tony różnych implementation guides, a potem testuję, czy wszystko zostało wykonane zgodnie ze specyfikacją. Najczęściej nie jest, bo temat jest nowy i mało kto wie, od której strony to ugryźć.

Testowanie iPada i iPhone’a to sprawa w miarę prosta sprawa, bo te urządzenia bez problemu pozwalają ustawić manual proxy, ale z Androidem bardziej się to komplikuje, bo trzeba używać SDK i emulatora. Oczywiście temat jest nadal dość świeży i żadne rozbudowane opracowania na ten temat nie istnieją. Jakieś strzępy informacji można znaleźć na blogach i grupach dyskusyjnych, ale z reguły i tak trzeba przystosowywać wszystko do konfiguracji sieci w firmie, więc wiele wody w East River upłynęło, zanim zaczęło mi to wszystko działać tak, jak trzeba.

Owszem, praca jest ciekawa i rozwijająca. ALE… Moim zdaniem człowiek nie jest w stanie tak intensywnie pracować więcej niż osiem godzin dziennie. Nie mówię po prostu o siedzeniu na tyłku przez osiem godzin – mówię o intensywnym wysiłku umysłowym. Po dziewięciu godzinach zaczyna mnie boleć łeb, po dziesięciu czuję, że trzeba zostawić pisanie dokumentacji i przerzucić się na odpowiadanie na emaile, zaś po jedenastu zaczyna mi się wydawać, że w przypadku ewentualnych zwolnień w firmie niczego mi nie będzie szkoda. Co niewątpliwie jest złudzeniem wywołanym brakiem snu i stresem, bo jak wiadomo w tej chwili każdy, kto w Stanach posiada w miarę przyzwoitą robotę, trzyma się jej rękami i nogami, aby nie zasilić rzeszy bezrobotnych, których niestety nie ubywa (dotyczy zwłaszcza szczęśliwych posiadaczy pożyczek hipotecznych na sumy od 300 tys. dolarów wzwyż oraz tych z potomstwem w college’u).

Parę minut po siódmej wieczorem zamykam budę i wychodzę. Ostatnio zaczęłam wracać z Manhattanu autobusem ekspresowym, bo kompletnie nie mam siły przez kolejne 40 minut wisieć na poręczy w zatłoczonym metrze na Queens. W domu jestem koło ósmej i o ile nikt nie dotarł tam przede mną, pędzę z psiarnią na spacer. Dosłownie. Zamiast spacerować – pędzimy prosto przed siebie, byle do następnego słupka albo drzewa. Potem kolacja dla piesów i kota, a sama połykam jakieś resztki z weekendu albo mrożonki.

Najgorszy w tym wszystkim jest stres, bo nigdy nie wiem, czy się ze wszystkim wyrobię na czas. Czasem myślę sobie, że akurat tym powinnam się najmniej przejmować, bo jeśli pracodawca z sześciu osób zwalnia cztery, powinien liczyć się z konsekwencjami. Ale oczywiście tak jest tylko w teorii, bo jeśli z czymś nie zdążę w terminie, to ja muszę się z tego tłumaczyć, a nie szef.

W weekendy powoli dochodzę do siebie i zanim doprowadzę chałupę do względnego porządku, zrobię pranie i zakupy, jest już niedziela wieczór. Już prawie zapomniałam, jak wygląda Atlantyk, a to zaledwie dwadzieścia parę minut ode mnie.

40.725572 -73.862489

Oceń ten wpis:

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku(Otwiera się w nowym oknie)
  • Udostępnij na Twitterze(Otwiera się w nowym oknie)
  • Kliknij, aby wysłać to do znajomego przez e-mail(Otwiera się w nowym oknie)
  • Więcej
  • Kliknij aby podzielić się na Reddit(Otwiera się w nowym oknie)
  • Kliknij, aby udostępnić na LinkedIn(Otwiera się w nowym oknie)
  • Kliknij, aby udostępnić na Pinterest(Otwiera się w nowym oknie)
  • Udostępnij na Tumblr(Otwiera się w nowym oknie)
  • Kliknij by wydrukować(Otwiera się w nowym oknie)

Dodaj do ulubionych:

Lubię Wczytywanie…

Podobne

Napisane w Emigracja, Nowy Jork, Salon, Samo życie, Życie w USA | Otagowane praca w USA, Życie w USA | 9 Komentarzy

Komentarzy 9

  1. w dniu 2010/09/20 @ 4:19 am Agnes

    A niech to! Ale jakaś szansa na wypoczynek jest? Skończy się ta gonitwa niebawem czy już się może skończyła? Bo takie żyłowanie organizmu to nie jest zbyt zdrowe, oj nie…
    Pozdrawiam serdecznie i życzę relaksu.


    • w dniu 2010/09/20 @ 7:39 am salon nowojorski

      Urlop przezornie wzięłam w czerwcu, ale po powrocie zaczął się ten młyn, niestety. Szansa oczywiście jest, bo zostało mi jeszcze trochę wolnych dni do wykorzystania. Pozdrowienia!


  2. w dniu 2010/09/20 @ 8:04 pm evek

    ja za to przesiedziałam lato z nogą w gipsie w domu i mam wrażenie jakby lata nie było. jesień też mi upływa w domu głownie i na szukaniu pracy- co daje efekt zerowy.
    z nadmiarem pracy zle, z brakiem zle… eh, trzeba sie bylo urodzic Paris Hilton, miec miliony na koncie i wszystkich w 4-literach…

    pozdrówka!


  3. w dniu 2010/09/20 @ 8:45 pm salon nowojorski

    Evek, z tą pracą to święta prawda, ale niestety są to dwie strony tego samego medalu. Firmy nie przyjmują do pracy, bo wolą „orać” pracownikami, którzy zostali, bo ci i tak nigdzie nie pójdą. W moim dziale spokojnie moża byłoby przyjąć kilka osób, ale nikt tego nie robi, tylko oczekuje się od nas siedzenia do nocy. Paranoja jakaś.

    Współczuję tego gipsu, mam nadzieję, że już jest OK?


  4. w dniu 2010/09/20 @ 10:55 pm resvaria

    Ciesze sie, ze sie odezwalas, bo zaczynalem sie martwic czy aby nie zamkniesz bloga i czy wszystko, odpukac, w porzadku.

    Kanadyjczycy czasem sobie robia zarty z Amerykanow, ze ci ostatni ciagle tylko pracuja i pracuja. Jak widac chyba sie ten stereotyp przeklada na rzeczywistosc. Mam nadzieje, ze w koncu kryzys sie u was skonczy i caly ten mlyn dojdzie do jakiejs rownowagi.

    Pozdrawiam i trzymam kciuki!


  5. w dniu 2010/09/22 @ 9:40 am W.

    mam nadziej ze to u was przejsciowe – bo takiego tempa na dluzsza mete nie wytrzyma nikt i swiadczy to zle o planowaniu szefostwa – a jesl Ty jestes jedna co tak zasuwa to takze zle w ogloe o szefach.
    Ale – czasem tak jest ze trzeba miesiac -dwa w pracy pomieszkac – dluzej to chyba malo kto zniesie chyba ze to lubi.

    trzymaj sie i pamietaj ze pracujesz aby zyc a nie na odwrot…:)


  6. w dniu 2010/09/25 @ 11:04 am A.L.

    Polecam ksizzke: Death March, Edward Yourdon.
    Obowiazkowa lektura.

    Na Amazonie mozna kupic uzywane poczwszy od 1 centa za egzemplarz.

    Podtytul do pierwszego wydania: „The Complete Software Developer’s Guide to Surviving „Mission Impossible” Projects”

    Moja wlasna empiria pokazuje ze takie „fale” trwaja od 3 do 6 miesiecy. Management nie jest dumb i wie ze dluzej sie nie da.

    resvaria: „Kanadyjczycy czasem sobie robia zarty z Amerykanow, ze ci ostatni ciagle tylko pracuja i pracuja”

    Owszem, moja firma kupila firme w Kanadzie. Rzeczywiscie, pracowali jak w Polsce za Gierka. Trzeba bylo wiekszosc wyrzucic, sporo odeszlo. Zostali ci co chca pracowac.


  7. w dniu 2010/09/25 @ 6:02 pm salon nowojorski

    A.L. – jak będę miała czas na czytanie czegokolwiek poza różnymi user’s guides autorstwa Adobe i innych, to chętnie sięgnę.

    Natomiast muszę powiedzieć, że teoria kilkumiesięcznych „fal” coś ma z prawdy, bo w tym tygodniu „aż” dwa razy udało mi się wyjść z biura punkt piąta. Takie cuda dawno się już nie zdarzały…


  8. w dniu 2010/10/05 @ 9:42 pm Jan Ksiazka

    „Death march”? Niezachecajacy tytul. Czuc stadem (doslownie) a jak stwierdzil Goehring przed stryczkiem w Norymberdze „stado latwo zgonic, a jak wymysli sie mu wspolnego wroga to zrobi wszystko ze skoczenime w przepasc wlacznie”. Ja jestem ikonoklasta, jak moje otoczenie. Ikonoklasta (am. iconoclast) to wedlug Prof. Gregory Burns (publikowany przez Harvard Business Press) zacheca do myslenia z platformy mozliwosci. W takim srodowisku nie ma miejsca na naklejki „praca latwiejsza, praca trudniejsza … etc”, bo to strata czasu i powod przegrzania mozgu przez gonitwe mysli. Praca wykonywana jest priorytetowo i efektywnie pracujac madrze (am. smart) przez zwolnienie gonitwy/paplaniny mysli aby schlodzony umysl wchodzac w stan nadcieklosci tworzyl bez barier. Jestesmy czym myslimy i jak metabolizujemy swoje otoczenie. Swiadomosc „marszu smierci” przyniesie rzeczywistosc marszu smierci. Swiadomosc nieograniczonych mozliwosci przyniesie rzeczywistosc nieograniczonych mozliwosci. Pozdrawiam 🙂



Możliwość komentowania jest wyłączona.

  • Ostatnio w Salonie

    • We wtorek wieczorem na Rockefeller Center
    • Nowy Jork głosuje – panna Bush i inne zdjęcia z Democracy Plaza
    • We wtorek wybieramy prezydenta, czyli tekst umiarkowanie propagandowy
    • Nowy Jork po huraganie – będzie lepiej!
    • W pożarze na Breezy Point spłonęło ponad sto domów
  • Ostatnie komentarze

    Matylda o Autobusem z Queensu na Manhatt…
    salon nowojorski o Autobusem z Queensu na Manhatt…
    Matylda o Autobusem z Queensu na Manhatt…
    A.L. o We wtorek wieczorem na Rockefe…
    aga o We wtorek wieczorem na Rockefe…
    noeticgirl o We wtorek wieczorem na Rockefe…
    Alicja C. o We wtorek wieczorem na Rockefe…
    noeticgirl o We wtorek wieczorem na Rockefe…
    salon nowojorski o We wtorek wieczorem na Rockefe…
    noeticgirl o We wtorek wieczorem na Rockefe…
  • Archiwum

  • Wpisz adres email, aby otrzymywać zawiadomienia o nowych tekstach Salonu.

  • My zdies' emigranty

    • (nie)świadome życie
    • Ania K.
    • Doxa o ekonomii
    • Evek w Chicago
    • Futrzak
    • Hameryka
    • Jeż węgierski
    • Kielbasa Stories
    • Kobieta pracująca
    • Miski do mleka
    • Na peryferiach Nowego Jorku
    • Res Varia
    • Sporothrix
    • Stardust
    • Swert
    • US-Lovers
    • Windy City
  • Nowe media

    • Mashable
    • Mediafun
    • Nieman Journalism Lab
    • Photoshop Disasters
  • Nowy Jork

    • Derosky
    • Gawker
    • Gothamist
    • Marzenkowo
    • mia:ny
    • New York Daily Photo
    • New York Streets
    • Newyorkology
    • Nowojorskie gadanie
  • Polska

    • Azrael
    • Between Blank Pages
    • Bogdan Miś
    • Daniel Passent
    • Dowolnik
    • Hardkor – Łysakowski
    • Laudate
    • Michałkiewicz
    • Mondra Gluwka
    • Pawian przy drodze
    • Pełna Kultura
    • Rozwój i Świadomość
    • Szpitalne życie
    • Sławek Sikora
    • Tiger in the cat
    • Toteramy, odsłona druga
    • Łódź na nowo
    • Łódź rysowana światłem
  • Salon

    • Andrew Sullivan
    • Huffington Post
    • Jezebel
    • Paul Krugman
    • Spin Room
    • Talking Points Memo
  • Zwierzaki

    • Adopcje psów i kotów
    • Alliance for NYC’s Animals
    • Bobbi and the Strays
    • City Tails
    • DogBlog
    • Dr Michael W. Fox
    • Fotografia psów
    • Petfinder.org
    • Shar Pei z Bonomielli
    • Shih Tzus & Furbabies
    • Sweet Furr
    • Szarik.pl
  • Tematy

    Emigracja Film Internet Kultura Muzyka Nowy Jork Podróże Polityka Polska Psy, koty i ludzie Salon Społeczeństwo Warszawa wybory prezydenckie Życie w USA
  • Drogi Czytelniku! Pamiętaj, że mój blog świadczy o mnie, zaś Twój komentarz - o Tobie.
  • Polonia.net on Twitter

    • via @NYTimes nytimes.com/2023/01/26/wor… 5 days ago
    • @KJPiorkowska Well, somewhat unlikely she'd become a VP of Poland or the entire world, LOL. So God have mercy on Am… twitter.com/i/web/status/1… 5 days ago
    • The German Nazis, not some Nazis from a non-existing country. twitter.com/Sachinettiyil/… 5 days ago
    • @KJPiorkowska Jeśli to faktycznie jest przyszła kandydatka na VP 🤡, to “God have mercy on us all!” 5 days ago
    • @b_sendhardt He said „ta decyzja by PEWNIE nie zapadła”. Quite different meaning than “ta decyzja by nie zapadła”. 5 days ago
    • RT @TheEconomist: The Russian military was conscripting men to serve in Ukraine. Sergei and Maxim had a better idea: take a fishing boat to… 1 week ago
    • RT @Kubicki_Adrian: Poland has planted 333 #sunflowers in the heart of Manhattan in solidarity with Ukrainians on their Day of Unity 🌻🇵🇱🇺🇸🤝… 1 week ago
    Follow @polonianet

Blog na WordPress.com.

WPThemes.


Prywatność i pliki cookies: Ta witryna wykorzystuje pliki cookies. Kontynuując przeglądanie tej witryny, zgadzasz się na ich użycie. Aby dowiedzieć się więcej, a także jak kontrolować pliki cookies, przejdź na tą stronę: Polityka cookies
  • Obserwuj Obserwujesz
    • Salon Nowojorski
    • Dołącz do 30 obserwujących.
    • Already have a WordPress.com account? Log in now.
    • Salon Nowojorski
    • Dostosuj
    • Obserwuj Obserwujesz
    • Zarejestruj się
    • Zaloguj się
    • Kopiuj skrócony odnośnik
    • Zgłoś nieodpowiednią treść
    • Zobacz wpis w Czytniku
    • Zarządzaj subskrypcjami
    • Zwiń ten panel
%d blogerów lubi to: