Zawsze fascynowała mnie konsekwencja, z jaką nowojorczycy upierają się przy noszeniu parasolek w czasie zamieci, tym bardziej, że większość tych parasolek to tanie druciane szkieleciki oklejone kawałkiem niby-nieprzemakalnego materiału made in china, które przekręcają się na lewą stronę przy każdym silniejszym podmuchu wiatru. Po większym deszczu nowojorskie chodniki są usłane smutnymi szczątkami tego, co kiedyś było parasolką kupioną za całe trzy albo i cztery dolary u Murzyna na rogu.
I pomyśleć, że kiedyś dawno temu pewna miła osoba dostała ode mnie w prezencie urodzinowym solidną polską rzemieślniczą parasolkę. Jestem pewna, że tamta parasolka mogła zabić, tak była solidnie wykonana – pewnie używa jej do tej pory:)
Ale mniejsza o parasolki, dzisiaj najważniejszy był śnieg. Poniżej – dokumentacja mojego porannego dojazdu do pracy.
Do następnego razu!
Agnieszka
Interesujace zdjecia – podziwiam, ze w taka pluche chcialo Ci sie biegac po miescie z kamera. Moze i slusznie, bo tego sniegu w tym roku nie bylo za wiele.
W koncu parasolke wymyslili chinczycy, to gdzie ma byc „made in”?
Chyba jestem jedynym w moim najblizszym otoczeniu ktory lubi zime.Oczywiscie wykluczajac jazde podczas zamieci i tutejszych ekstremalnych gololedzi.Do NYC wybieram sie jak sojka za morze ale mysle ze wkrotce tam dojade.Moim marzeniem jest m.in Broadway.Jest tam cos,co bardzo bym chcial uslyszec i zobaczyc.A parasolki ,roznie na nie wolaje,najslynniesze to pewnie te from CHerbourg z przepiekna linia muzyczna.Nawet chyba byly nominowane do naszego Oscara,bo w Cannes zdobyly pierwsze miejsce.Dla Czechow to prostu „szmaticzku na paticzku”,istnieje jeszcze kilka podobnych ale sa za ordynarne nie godne salonu.Pozdrowienia.
Ja mam już dosyć zimy… W tym roku w Toronto mamy rekordowe opady śniegu. Po kilku burzach śniegowych i kolejnych falach ocieplenia i ochlodzenia całe miasto przez jakiś czas wyglądało jak szklanka. Nawet spacer z psem przypomina czasem wycieczkę na lodowisko… Ładne to i dzieciaki (i nie tylko) mają dużą frajdę na pobliskiej górce, ale wystarczy tego dobrego. Czekam na wiosnę. Ptaki już przyleciały, więc mam nadzieję, że wiosna za rogiem.
Valdo: podpowiadam, że po czesku parasol(ka) to po prostu deštník (czytaj desztniik) albo slunečník (czytaj sluneczniik). I polecam Ci artykuł w Polityce:
http://www.polityka.pl/polityka/index.jsp?news_cat_id=935&news_id=245125&layout=18&page=text&place=Text01
@KW.W Pradze czeskiej bylem raz,Haska uwielbiam,czeskie piwo cenie bardzo,artykul przeczytalem i doszedlem do wniosku ze o sasiadach z poludnia nie za wiele wiem.Slowem. mieszcze sie w opisie tam zawartym.
Lubie zime, ale wylacznie wtedy, kiedy siedze w domu i nie musze nigdzie jechac. Slysze, ze teraz w Polsce +15 celsjusza.
RRRRannny jaki piękny spychacz 🙂