Pomyślałam, że z okazji huraganu Irene wypada przerwać trwający od trzech miesięcy blogowy celibat i napisać, jak to z tym huraganem naprawdę było, przynajmniej tutaj, gdzie mieszkam (centralna część Queensu). Wszystko wskazuje bowiem na to, że sporą część komentarzy na temat huraganu można by z grubsza podzielić na dwie grupy: jedni jeszcze parę godzin po przejściu huraganu przez Nowy Jork piszą o paraliżu miasta, szalejącej burzy tropikalnej, katastrofie niebywałych rozmiarów, natomiast inni są z lekka rozczarowani, że jakiś słaby ten huragan i o co w ogóle ten cały hałas.
Jeśli chodzi o siłę huraganu, to nie należy przesadzać z paraliżem i katastrofą, ale jak na mój chłopski rozum, miasto dość porządnie dostało w kość. Lało i wiało bez umiaru przez jakieś 10-12 godzin, w samym mieście 60 tys. osób nie ma w tej chwili prądu, a na Long Island i w New Jersey jest pod tym względem dużo gorzej. U nas co prawda nie było problemu z prądem, telefonem czy internetem, ale za to czeka nas miłe zadanie w postaci remontu dachu, osuszania ścian i malowania sypialni, bo mniej więcej po północy zaczęło porządnie kapać z żyrandola. W ruch poszły więc wiaderka i szmaty, ale niestety padało mniej więcej do dziewiątej rano, więc bez remontu się nie obejdzie.
Za to w nadzwyczaj dobry humor wprawiło mnie dzisiaj to, że o siódmej rano roznosiciel gazet jak zwykle rzucił nam pod drzwi weekendowe wydanie „New York Timesa”. Jeśli nowojorscy gazeciarze na tyle poważnie traktują swoją pracę, że huragan kategorii 1 im nie straszny, to z Ameryką najwyraźniej nie jest jeszcze tak źle.
Mimo że w naszej części miasta nie było najgorzej, nie sądzę, że władze miasta przesadziły nakazując obowiązkową ewakuację mieszkańców najniżej położonych terenów (tzw. strefa A, obejmująca linię brzegową Manhattanu, Brooklynu, Queensu i Staten Island). Obowiązkowa ewakuacja nie oznacza, że teren zostanie na 100% zalany czy też zmieciony z powierzchni ziemi, a raczej, że prawdopodobieństwo podtopień, przerw w dostawie prąd i trudności z dotarciem na miejsce służb ratowniczych jest wysokie. Bloomberg wolał więc na zimne dmuchać i nie dopuścić do sytuacji, jaka miała miejsce w Nowym Orleanie po Katrinie, kiedy to ludzi pozostawiono samych sobie. Owszem, część mieszkańców dzielnic, w których zarządzono obowiązkową ewakuację, może czuć się rozczarowana, że kazano im się wynosić, mimo że ostatecznie szkody były umiarkowane. Niby prawda, ale przecież mogło być zupełnie inaczej i lepiej być mądrym przed szkodą niż po szkodzie.
A jako osoba „mądra przed szkodą” zastanawiam się teraz, kto zje wszystkie te konserwy i kartony suchego prowiantu, które tak pracowicie gromadziliśmy w ciągu ostatnich kilku dni (mielonka wieprzowa i paszteciki drobiowe z polskiego sklepu? hmmm…) Oczywiście z konsumpcją zapasowych butelek wina problemu raczej nie będzie.
Przyjęłam wiadomość z ulgą, bo naprawdę mogło być źle. Dobrze, że ominęła Was katastrofa, ale też współczuję przymusowego remontu.
hm.. to wlasciwie uszkodzila wam wichura dach, czy moze byl nie bardzo szczelny ale wczesniej sie nie ujawnial?
Dobrze, ze nic wiecej sie nie stalo….
Myślimy, że to jednak dzisiejszy huragan uszkodził dach. Tegoroczny sierpień należy w Nowym Jorku do najbardziej deszczowych w historii (nawet przed huraganem Irene), więc gdyby już wcześniej coś było nie tak, zauważylibyśmy to.
Cieszmy sie, ze jest jak jest, moglo byc gorzej. Tez jestem zdania, ze lepiej byc madrym przed szkoda. Nie mam problemu z prowiantem, bo z okazji huraganu kupilam tylko (doslownie) mleko, 4 pomidory, 3 sliwki, 2 gruszki, funt winogron i dwie endywie:))) Uznalam, ze nie potrzebne sa nam „zapasy” bo nawet jakby nie bylo pradu, to kuchenke mamy na gaz. A zapasy, to ja mam zawsze, taka natura:))) A Ty sie nie martw kto zje suchy prowiant, bo suchy prowiant moze polezec, jest przeciez… suchy:)))
Wspolczuje koniecznosci remontu, bo to gorsze niz przechowanie kilku puszek. Ciesze sie, ze poza tym wszystko jest OK.
To Ty Stardust jesteś zdyscyplinowana. Ja dałam się ponieść emocjom (czytaj: panice), bo kupowanie produktów, których się normalnie nie jada (w rodzaju nieszczęsnej mielonki wieprzowej) nie jest najlepszym pomysłem. Można było poprzestać na makaronie, couscous, tuńczyku i oliwkach, bo z tym problemu raczej nie będzie.
Współczuję zalania. U nas przeszło ulgowo.
Szkoda że nie mieszkam bliżej, bo te paszteciki drobiowe lubię, wpadłbym pomóc w zużytkowaniu 😉
Też współczuję, że zalało, ale cieszę się, że gorsze rzeczy Cię nie dotknęły i że w ogóle zachowujesz dobry humor. Pozdrawiam.
Dyscyplina przychodzi z wiekiem:P Nie spiesz sie, samo przyjdzie:))
Dokumentowałem na swoim blogu aktywność amerykańskiego bloga. P.T. Alexandra Higginsa.
Zastanawiam się do czego była potrzebna ta panika. Te setki tysięcy ewakuowanych.Sądzę że był tu wykorzystany pierwszy możliwy pretekst, albo do przećwiczenia masowej ewakuacji w oczekiwaniu na prawdziwe zagrożenie , o którego zbliżanie się władze wiedzą (plastikowe worki,trumny itd ),jeśli tak,to chwała im.
Może też chodzić o to,by ludzie wściekli,na niepotrzebną ewakuację., bo założę się, że nie jedno mieszkanie i rezydencja,zastały okradzione,następny alarm wobec np. Mega tsunami,zlekceważyli,na zasadzie „ a już wyjadę,sami niech jadą,będzie jak przy” Irenie”. Wszystko zależy,jakie siły na prawdę trzymają ster.Ciekawa będzie z pewnością dyskusja,po wszystkim na temat zasadności tej ewakuacji.
Ciekawe jest że wczoraj w nocy wszystkie materiały o „Irenie” z bloga Pana Higginsa, raptem zniknęły,by powrócić dzisiaj około 13,00
Pozdrawiam.
Pewnie zwierzakom będzie smakowała owa mielonka wieprzowa 🙂 a zapas najlepszej polskiej wody Muszynianki,Piwniczanki czy również mineralnej Św.Kingi u mnie w domu jest obowiązkowy nawet zimą.
Nasze zwierzaki jedza lepiej niż my, chociaz pewnie chętnie zjadłyby byle co w postaci mielonki 🙂 Dostają organiczne jedzenie np. Newman’s Own Organics (bez soli i konserwantów), albo gotowanego kurczaka z warzywami z wody z odrobiną pełnoziarnistego makaronu i oliwy… Jednym słowem totalne zepsucie peciarni domowej.
Natomiast Muszynianka zwłaszcza ta zielona jest zawsze mile widziana, bo to moja ulubiona.
P.S . Peciarnia = zwierzątka domowe (ang. pets)
„Dostają organiczne jedzenie np. Newman’s Own Organics (bez soli i konserwantów), albo gotowanego kurczaka z warzywami z wody z odrobiną pełnoziarnistego makaronu i oliwy…” Mam nadzieje że warzywa dla zwierząt sama uprawiasz w przydomowym eko-ogródku bez sztucznych nawozów 🙂
Zamieszania narobili politycy aby pokazac ze cos robia bo od lokali po samego komucha w bialym domu wszyscy maja mocno dosc politykow powyzej dziurek najwyzszych.
Przy okazji ruszyli sklepy wyczyscili polki ze starych przestarzalych i zalegajacych latrek baterii po zywnosc.
Pieknie zagrane tylko w jakim celu.
Dwa tygodnie temu byla znacznie wieksza burza z opadem 18 cali w nyc pozalewalo mi piwnice jak nigdy przedtem i potem nikt nawet nie spomnial ze nadchodzi taka nawalnica.
Zastanawiam sie co w tym czasie robila druga reka!!!
Kuba – oczywiście, że warzywa sama uprawiam w eko-ogródku przydomowym, zaś kurczaki też sama hoduję, a kiedy nadejdzie czas własnoręcznie ubijam wcześniej odurzywszy w sposób najbardziej humanitarny z możliwych… Dla peciarni rasy shih-tzu wszystko co najlepsze 🙂
Współczuję remontu, ale ciesze się, że jesteście bezpieczni.
@zenobiusz, jboski
Nie macie racji. Irene została od początku wyprodukowana przez rząd Obamy za pomocą HAARP i miała być skierowana inną ścieżką: przez Florydę, obie Caroliny, Georgię, Virginię, a następnie odchylona na zachód do Ohio i Indiany. Jednym słowem miały zostać zaatakowane ważne „swing states”.
Ewakuacje w tych wszystkich stanach były tak zaplanowane, by demokratyci, czarni, żydzi i ateiści znaleźli się w innych ośrodkach ewakuacyjnych niż wyborcy patriotyczni (republikanie, chrześcijanie). W drugiej fazie operacji tornada uruchomione również za pomocą HAARP miały zniszczyć ośrodki z patriotami i ich pozabijać. W ten sposób równowaga polityczna w „swing states” zostałaby przesunięta na korzyść demokratów i w 2012 roku muzułmański komuch miałby zagwarantowaną reelekcję.
Jednak podczas testów kilka dni przed akcją niedouczony (akcja afirmatywna!!) operator jednego z systemów HAARP popełnił błąd i skierował strumień energii na centralną Virginię zamiast na Atlantyk gdzie „budowano” Irene, i wywołał trzęsienie ziemi. Dowodzący akcją uznali to za nieważny glitch, tymczasem spodowodowało to rozkalibrowanie przekaźników HAARP na obszarze Wschodniego Wybrzeża, i poprowadzenie Irene po zaplanowanej trasie okazało się niemożliwe. Wymknęła się spod kontroli i, o ironio historii, skierowała sie na demokratyczne stany Pennsylwania, NY, czy Nową Anglię, gdzie zniszczenie republikanów miał bezpiecznie przeczekać sam Barack Hussein. Dopiero awaryjna aktywacja HAARP (jej efektem ubocznym było wczorajsze trzęsienie ziemi na Alasce) osłabiła Irene i uratowała te liberalne bagna.
Ale bądźmy czujni, nie udało się im tym razem, wkrótce spróbują znowu!
miski! Koncz wasc wstydu oszczedz!!!
Miski dobrze prawi – doskonale uchwycił ducha niektórych komentarzy z polskiej (i nie tylko) blogosfery, gdzie im większa paranoja, tym większe zainteresowanie.
Gorace brawa dla miskiodmleka!!!!
Przepraszam pomylilo mi sie i mialo byc miskiDOmleka a nie od..
Bardzo dobrze, że zwierzętom jest u Was dobrze. Nasz pies też jest odżywiany w co najmniej 50% jedzeniem gotowanym mu przez jego ludzką mamusię. Gotujemy mu kurczaka, czasem kostki wołowe lub bizonowe, rzadziej łososia, ale jego psia karma też jest biologiczna i zawiera różne kanadyjskie ryby -uwaga, wcześniej NIE mrożone:)
Jak odbija, to odbija.:)
W Polsce dawno temu moja rodzina przygarnęła psa, albo się zgubił albo ktoś się go pozbył. Miał ok. 2 lat. Dożył do lat 18 na diecie domowej, żadnych psich karm (babcia, która z nami mieszkała nie zgodziłaby się na żadne karmy, psu się gotuje jak innym członkom rodziny i tyle! Myślę, że takie jedzenie jest najlepsze. Nasz pies jednak potrafi sobie jedzenie zawsze i wszędzie znaleźć, jakby to było jego misją życia. Idzie ulicą i nagle – cap! kawałek pizzy! Idziemy dalej – pies na smyczy i znowu – cap! Tym razem jest to pół taco. Za zakrętem znajduje coś co wygląda jak kość kurczaka, więc nerwy. Nie mieszkamy blisko żadnego śmietnika, a raczej w lesie, więc to wszędobylskie jedzenie jedynie pokazuje jaki wspaniały jest psi węch. I w dodatku ja żadnych z tych znalezisk nie widziałam, a on je po prostu wyczuwa w krzakach, gdzieś w trawie czy pod drzewem.
Cieszę się, że przetrwaliście wszystko dobrze. Ja byłam pod wrażeniem organizacji w Nowym Jorku. Lepiej tak niż odwrotnie.
Pozdrawiam, Alicja
Tak, jedzonko znalezione na ulicy – toż to cała historia. Kiedyś zdarzyło mi się przeprowadzić psiarnię przez kilka przecznic zanim zauważyłam, że Bruno niesie w pysku kawał nadgryzionej pizzy, porzuconej przez jakiegoś ludzia… Spacerujemy sobie, spacerujemy, przechodnie uprzejmie się do nas uśmiechają (myślałam, że to z powodu naszego uroku osobistego i urody) i dopiero przed samym domem zauważyłam ten kawał pizzy w pysku.
Niestety, po krótkiej szamotaninie pizza została zdeponowana ww śmietniku, gdzie było jej miejsce.
Jej, czemu dostajecie palpitacji jak pies znajdzie pizzę?
Oraz czemu Alicja tak podkreśla, że ryby nie mrożone?
PS.Dzięki Salon i Stardust!
w koncu 🙂 u mnie jedyne zapasy to mleko i woda.
Nie palpitacji, a zdenerwowania, to raz.
Nie pizzę, a kurczaka, to dwa.
Psu nie wolno jeść kości z kurczaka. Są za ostre i za małe i potrafią dokonać perforacji różnych segmentów jelit, a także przełyku i nawet żołądka. PSOM nie wolno dawać kości drobiowych. To jest wielkie NIE.
Podkreślam, że ryby wcześniej nie mrożone niejako żartobliwie aczkolwiek jest to prawda. W moim sklepie rybnym często ryby przedstawiane są jako „never frozen” albo „previously frozen”, co ma niejako wpływ na ich świeżość. Ryby zamrażane i rozmrażane narażane są na wahania temperatury co wpływa na ich ogólny stan do konsumpcji. Niby nie pownno się z nich nic tam rozwijać, ale zawsze jest to możliwe. Podobnie jak z potencjalną szkodliwością rozmrażanych i zamrażanych lodów. Ja wolę ryby nie mrożone, bo są teoretycznie prosto z łodzi. Muszą być świeże, żeby nie być mrożone. Takie są droższe.
Na karmie dla psa pisze „fish never frozen”, więc analogicznie chodzi o to samo. Nie sądzę, aby psu to robiło różnicę, bo jak zaznaczyłam, żywność znajduje wszędzie. Na pewno jest to fenomenalna zdolność przetrwania, ale czasem może się pośliznąć, jak trafi na taką kość z drobiu albo na winogrona czy rodzynki czy czekoladę. Wolę, żeby nie jadł rzeczy z ulicy, no ale psy tak mają, że muszą wąchać i żywności nie przepuszczają łatwo.
Alicja
Kość z kurczaka rozumiem (wiem o problemie), pizzę czy taco mniej.
A ryby mrożone są bezpieczniejsze, jeśli są spożywane na surowo – mrożeni zabija pasożyty!
Nie gniewaj się za „palpitacje”, zażartowałem tylko.
Myślę, że tej papki z ryb używanej do robienia karmy raczej nie używa się na surowo. Skąd to wiem? Surowe ryby są niewskazane dla psów, właśnie ze względu na pasożyty, podobnie jak i źle ugotowane lub nieprawidłowo przechowywane mięso z kurczaka. Psy mogą jak najbardziej jeść kurczaka, ale nie kości. Same raczej nie potrafią sobie z tym poradzić. No i stąd nie powinno się psom dawać sushi czy ryb w stanie surowym (jeszcze pewnie ości dochodzą)
No a pizza…to jest mniej więcej tak: psy, wbrew pozorom, mają raczej delikatne żołądki i wahania diety powodują u nich rozstrój układu pokarmowego. Co to znaczy w praktyce nie muszę tłumaczyć. Psa powinno się karmić w miarę monotonną dietą z drobnymi przysmakami, które nie zmieniają głównych składników za bardzo. Pizza znaleziona na ulicy, zjedzona „na miejscu” może juź być na tyle dużą zmianą, że pies może mieć sraczkę. Oprócz tego psy nie powinny jeść cebuli, szpinaku, soli (!!!!), a te rzeczy pewnie można na pizzy znależć. Wszystko też zależy od ilości skonsumowanego posiłku, wagi psa etc.
Aż nie mogę uwierzyć ile się o psach nauczyłam odkąd go mamy, a to wcale nie jest długo. Poza tym psy lubią prawie wszystko i prawie wszystko zjedzą. Mój pies rzadko odmawia czegokolwiek. W poczekalni u weterynarza odmawia wszystkiego czyli psychika jest w miarę podobna do naszej jeżeli chodzi o kontrolę nad własnym ciałem.:)
Pozdrawiam. Alicja
Miskidomleka, oprocze tej „harfy” w aranzacji Irene bral udzial motyl np. w Chinach, bo jak potwierdza nauka, ruch skrzydel motyla w jednym regionie wplywa na pogode oddalonego regionu. A motyl to pestka w porownaniu z naszymi 50 trylionwami komorek o potencjalnej energii 1.17V kazda. Kiedy nasze satelity po 9/11/01 zarejstrowaly zmiane w stezeniu swiadomosci w atmosferze, uczeni ustalili doswiadczeniem z krolica w laboratorium i jej malymi w lodzi podwodnej, ze swiadomosc jest subtelna energia. Tak wiec, polecam kazdemu kochac wlasne komorki, inwestowac w kontagion spoleczny kochajacych wlasne komorki i wowczas staniemy sie pogodni i to wplynie na nasze srodowisko epigenetycznie czyli poza transferem genetycznym. Pozdrawiam pogodnie 🙂
Ciesze sie, ze wszyscy maja „majorowe” humory i mam nadzieje, ze remont nie bedzie kosztowny. U nas w zatoce wiatr zwalil 5 debow i kiedy wpadl w przestrzen miedzy pietrowymi domami (nad domem jednopoziomowym) to zawalil 2 potezne dzikie orzechy. Na szczescie padajac i wywarzajac polowe ulicy korzeniami i kompromisujac fundamenty domow, te drzewa zatrzymaly sie na drzewie po drugiej stronie ulicy wystarczajaco dlugo, by sprawna firma je usunela do ostatniego trota. Patrzylismy jak efektywnie pracowali i nie moglismy uwierzyc jak sprawnie i bezpiecznie uwineli sie z praca. Pozdrawiam pogodnie 🙂