O czwartej nad ranem obudził mnie smród. W mojej własnej sypialni i bynajmniej nie z powodu tego, co domownicy zjedli na kolację… Pół przytomna wygrzebałam się z łóżka, żeby sprawdzić, co się dzieje. Reszta domu OK, smród tylko w sypialni, więc po krótkiej chwili skojarzyłam – no tak, w sypialni było otwarte okno. Pięknie – skunks. Albo stracił życie gdzieś przy Woodhaven Blvd, gdzie wszyscy pędzą jak wariaci, albo coś zostało „wyperfumowane” przez skunksa i jeśli przypadkiem był to czyjś samochód, to serdecznie współczuję.
Mieszkamy w niewielkiej odległości od zadrzewionego cmentarza (co prawda od czasu tornada we wrześniu trochę tu drzew ubyło), gdzie urzędują sobie różne wiejskie stworzenia – szopy pracze, wiewiórki i jak się okazuje, także skunksy, bo nie był to pierwszy przypadek, kiedy zdarzyło mi się poczuć „to” w powietrzu.
[picapp align=”left” wrap=”false” link=”term=skunks&iid=93772″ src=”http://view4.picapp.com/pictures.photo/image/93772/striped-skunk-grass/striped-skunk-grass.jpg?size=500&imageId=93772″ width=”500″ height=”333″ /]
No cóż, nie pozostało mi nic innego, tylko dalej wietrzyć sypialnię w nadziei, że jakoś się rozejdzie po kościach. Oczywiście rozeszło się, ale z dalszego snu nici.
Mimo tej wczesnej pobudki i tak nie byłam w stanie wyjść z domu na czas i musiałam pędzić na stację metra, żeby jak najszybciej złapać pociąg. Biegnę sobie schodami w dół, bo słyszę, że właśnie nadjeżdża pociąg, a tu masz – kontrola policyjna na stacji i policjant uprzejmie zaprasza mnie „na stronę”, gdzie jest ustawiony stół a wokół niego policjanci z urządzeniami do wykrywania Bóg wie czego.
No cóż, po 9/11 nie jest to w Nowym Jorku żadna nowość, ale wcześniej zatrzymano mnie tylko raz, więc cieszyłam się, że wyglądam mało podejrzanie. Aż do dzisiaj. Policjant bierze więc moją torebkę, nie spiesząc się za bardzo (nie da się ukryć, że on już jest w pracy, w odróżnieniu ode mnie), kładzie ją na stole i przeciera jakimś papierem. Potem ładuje papier do przenośnego urządzenia, które wygląda jak skaner starego typu i coś tam popikuje. Wynik pikania był zapewne negatywny (a dla mnie pozytywny), więc po kilku minutach byłam wolna.
A potem już tylko metro F prosto na Manhattan. Z kilkunastominutowym postojem w tunelu z powodu chorego pasażera we wcześniejszym pociągu. Poranny skunks, kontrola policyjna na stacji metra i chory pasażer – jednym słowem dzień jak co dzień w Nowym Jorku.
Szukali materiałów wybuchowych – ja takie coś zaliczyłem już na raz na lotnisku Dulles (papierkiem przetarli ręce) i we Frankfurcie (laptop).
No i jeszcze kiedyś na Reagan National postawili mnie w szklanej budce która dmuchała na mnie takimi krótkimi mocnymi dmuchnięciami. Myślę, że też chodziło o wykrycie cząsteczek materiałów wybuchowych znajdujących się na ubraniu.
Dość sensowne metody – w przeciwieństwie do poglądaczy całego ciała.
Oj, nie zazdroszczę!
Też przechodziłam przez te budki i te papierki na lotniskach. Najgorzej było w tej budce, bo miałam powiewną spódnicę, a ten podmuch jest całkiem mocny (lecz krótki). Przez chwilę poczułam się jak Marilyn Monroe i żałowałam, że mi nikt z obsługujących nie poradził, aby spódnicę przytrzymać.
Skunksa nie zazdroszczę. Ostatnio mój pies (bo mam teraz psa w domostwie) wykrył mi za domem maciupeńkiego skunksika. Po wezwaniu Animal Control i kosultacji z weterynarzem, panowie skunksika wypuścili do lasu obok domu. Taki mały skunksik, ważył ok. 1 funta, a ponoć już mógł był nas opryskać. Całe szczęście do tego nie doszło. Ponoć skunksy potrafią celować napastnikowi dokładnie w oczy, więc byłam szczęśliwa, że nasz pies go nie zaczepiał, tylko nas poinformował, że z tyłu jest coś niezwykłego. I było.
Pozdrawiam.
Alicja
Piesek opryskany przez skunksa to podobno bardzo duży kłopot. Wskazane wielokrotne kąpiele nie tylko w szamponie, ale także mieszance hydrogen peroxide + baking soda.
Podobno pomaga tez kapiel w sosie pomidorowym 🙂
A mi brakuje zapachu dobrego amerykanskiego skunksa 😉 Zamiast tego mam zapach pol-spalonego wegla. Koszmar.
O tym soku/sosie pomidorowym też słyszałam, jeno nie jestem pewna czy to nie jest jakiś „urban myth”. Jeśli nie jest, to chyba jednak stosowałabym inne metody, ale zaskunksiony pies to jest chyba spory problem tak czy inaczej. Pozdrawiam.
na skunksa dobry Tang – pomaranczowy…
ksiazka: „Podobno pomaga tez kapiel w sosie pomidorowym ”
Potwierdzam. Pomaga
nam skunks osmrodzil nasz poprzedni dom (w CA). nie zartuje. smrod taki ze mozna zwymiotowac, przynajmniej przez pierwsze kilka godzin. przez tydzien moje ciuchy smierdzialy jakbym byla nalogowym palaczem”gandzi”
Ale o co tak naprawdę chodzi z tym sokiem pomidorowym? Jest w stanie zneutralizować smród skunksa?
przeszukałam też to ostatnio. Mój domowy podręcznik opieki nad psem bynajmniej o tym nie wspomina, natomiast wodę utlenioną jak najbardziej, i kilka innych weterynaryjnych specyfików. Trudno chyba psa wykąpać w takim soku. Przydarzyło się to pieskowi sąsiadów kilka domów dalej i też w soku nie kąpali. Po paru dniach minęlo, ale wiem, że używali innych metod zaleconych przez weterynarza. No ale legenda soku pomidorowego trwa – może faktycznie coś w tym jest.