Bruno w ubiegłym tygodniu miał infekcję oka – zdarzało mu się to już wcześniej i z reguły przechodziło samo po codziennym płukaniu sterylnym roztworem, który na takie okazje zawsze trzymamy w domu, i smarowaniu maścią. Tym razem jednak problem ciągnął się dłużej niż normalnie, więc w zeszły czwartek zadzwoniłam do naszego weterynarza, żeby umówić się na wizytę.
Niestety, wet w zeszłym tygodniu nie przyjmował (Passover), więc mogliśmy się umówić dopiero na niedzielę czyli w Wielkanoc. M. wziął Bruna na smycz i poszedł do weta, który na szczęście ma gabinet w odległości kilkuminutowego spaceru od nas. Ja nie chciałam się stresować – nie wiem, co się dzieje, ale moje psy natychmiast po wejściu do poczekalni u weterynarza zaczynają się trząść jak listki, nawet jeśli się je trzyma na kolanach. I tak przez dobrych kilka albo nawet kilkanaście minut.
Po powrocie od weta – w domu lekka panika. Doktor powiedział, że nie jest to zwykła infekcja, ale że pies może mieć jaskrę w tym oku i że grozi mu ślepota (a przecież biedaczyna ma tylko jedno oko!) i on nie podejmuje się tego leczyć. Dał nam na skierowanie do super specjalisty – psiego okulisty w klinice weterynaryjnej Long Island Veterinary Specialists (środkowe Long Island) z zaleceniem, żeby jechać tam jak najszybciej.
Od dawna wiadomo, że psy rasy shih tzu są bardzo podatne na niekóre choroby, również choroby oczu, które u tej rasy są duże i wypukłe. Absolutnie nie wolno lekceważyć tych spraw, bo mogą doprowadzić do ślepoty u psa. Od razu w niedzielę zadzwoniłam więc do tej kliniki na Long Island, żeby umówić się na wizytę na poniedziałek (są otwarci 24/7) , ale okazało się, że w poniedziałek lekarz jest już przez cały dzień zajęty i radzą nam zadzwonić następnego dnia rano w nadziei, że może nas jakoś wcisną na wizytę.
Dzwonimy więc do naszego weta i mówimy jak się sprawy mają, a wet (albo raczej jego recepcjonistka) za telefon i w końcu umówiono nas na tę wizytę. Co niewąpliwie jest kolejnym dowodem na to, że warto być miłym dla pań recepcjonistek u każdego lekarza, nie wyłączając weterynarza.
W poniedziałek M. załadował więc Bruna w samochód i w drogę. Wizyta była o czwartej po południu i ledwo dojechali na czas, bo korki na Long Island zaczynają się zazwyczaj już koło trzeciej. W klinice wielkie ceregiele, okazało się, że doktor jest rzeczywiście światowej klasy specjalistą w dziedzinie okulistyki weterynaryjnej, jako pierwszy w całych Stanach przeprowadzał jakieś skomplikowane zabiegi, jest konsultantem Bronx Zoo i prowadzi wykłady w kraju i za granicą. Zanim Bruno w ogóle do niego dotarł, najpierw zbadało go kilku „pomniejszych” weterynarzy.
Po szczegółowych badaniach doktor stwierdził, że pies na szczęście jaskry nie ma, przynajmniej jeszcze nie w tej chwili i widzi normalnie, natomiast jest jakiś problem w samej budowie oka, w związku z czym powinniśmy zapobiegawczo podawać mu różne lekarstwa. Bruno dostał dwa rodzaje kropli (Tacrolimus na dry eye oraz Humorsol na obniżenie ciśnienia w oku) oraz maść, i mamy to stosować dwa razy dziennie. Do końca życia, bo na recepcie napisano jak wół Do Not Stop.
Dwa razy dziennie daję mu więc te krople i dzisiaj oko wygląda już zdecydowanie lepiej. Wizyta u specjalisty, razem z lekami – ponad $400, moja psina – priceless 😉
Widze, ze nie tylko ja spedzilam Wielkanoc pod Psem. Moj pies rozchorowal sie w Wielki Piatek, praktycznie z godziny na godzine. Mial napiety brzuch, chodzil dziwnie zgiety w palak i mial problemy z siadaniem. Po poludniu zabralam go do weterynarza, ktory go zbadal i uznal, ze bola go miesnie po zbyt intensywnej zabawie z innymi psami podczas jego krotkiej wizyty w psim hotelu. Kilka godzin pozniej pies caly sie trzasl, mial straszna zadyszke, walilo mu serce i nie mogl sobie znalezc miejsca. Do tego byl po prostu przerazony i nie odstepowal nas na krok. Pol piatkowej nocy spedzilismy w psim pogotowiu. Mial robionego rentgena i badania, dostal kroplowke nawadniajaca i inne leki. Okazalo sie, ze mial zapowietrzony zaladek oraz grube i cienkie jelito. Nie wiadomo, czy to wirus, czy robaki. Po lekach uspokajajacych i przeciwbolowych reszte nocy lezal polprzytomny i ciagle bezwolnie leciala mu krwawa biegunka. Cale szczescie szybko doszedl do siebie. Mlody pies, dbamy o niego, a mimo to takie „kwiatki.” Cala impreza kosztowala nas ponad $600, ale oczywiscie odtechnelam z ulga, ze wyzdrowial. Po tym doswiadczeniu za rada Ani K otworzylam „psi fundusz” gdzie systematycznie bede odkladac kase na podobne incydenty. To sie nazywa bycie „self-insured.”
Nie zazdroszecze tych kropel i masci przez reszte zycia Bruno, ale przynajmniej dobrze, ze nie ma jaskry.
O, tak mi przykro, że mieliście takie przejścia, ale najważniejsze, że Twoja psina wyszła z tego.
Muszę powiedzieć, że też w pierwszej chwili wizja codziennego podawania psu kropelek do oka z lekka mnie przeraziła. Ale potem pomyślałam sobie, że przecież i tak psy wymagają różnych zabiegów, a jako absolutne minimum – żarcia rano i wieczorem oraz spaceru. Więc teraz tak sobie to zorganizowałam, że kropelki daję tuż przed jedzeniem – pies zawsze czeka już w kuchni, jest wtedy potulny jak baranek i nie protestuje, bo myślami jest już przy misce.
Sliczne sa te Twoje pieski. Prosze o specjalne drapanko dla Bruno:))
dużo głasków dla Bruna!!!!! i dla drugiego psiaka też!! :O)
Dzięki za drapanki i głaski – jedno i drugie mile widziane, szczególnie wieczorową porą:)
A ten drugi to Joey – żyć bez siebie nie mogą i jeśli nie są razem choćby przez kilka godzin (bo np. jeden jest u weterynarza), to kiedy wreszcie ten drugi wróci do domu, robią nam niezły sajgon. Z radości.
Bruno i Joey wygladaja jak blizniaki!! to ja sie nie dziwie, ze nie moga bez siebie zyc! :O) btw- moze pomyslalabys o jakiejs stalej galerii?? zeby czlowiek mogl na co dzien cieszyc oczy widokiem tych milych psiakow, a nie tylko okazjonalnie przy wpisie – please! ;O)
i glaski!! dla Bruna i Joeya!!! :O)
ahh…. biedny bruno. wspolczuje i jemu i Wam. dobrze, ze wszystko skonczylo sie kroplach, a nie jaskrze. nelo tez miala swojego czasu psiego okuliste, i tez dostawala krople…. a psi fundusz jak najbardziej – im starszy pies, tym koszta wieksze.
Ja także mam shih tzu, tyle, że suczkę.
Ostatnio pierwszy raz dostała cieczki… ale już minęła, więc zastanawiam się, czemu wciąż ma napuchnięte ‚piersi’, hehe 😉 . Pozatym wczoraj i dziś wymiotowała żółcią… tata mówi, że to może być od kostek, które kupujyemy w sklepie zoologicznym. Już raz miałam taką akcję, rownież od kostek ze sklepu, ale one były większe, i naprawdę mogly zaszkodzić. Sama nie wiem co robić… ona nie wygląda, jakby czuła się gorzej. Już jej zabrałam te smakołyki, chociaż trudno mi wierzyć w to, że to jest powód. Zawsze się nimi bawi, gryzie, wcina… i nie było jej nic.
Pozdrawiam wszystkich, a szczególnie właścicieli shih tzu 😉
Jeśli piesek wymiotuje, odstaw te kostki natychmiast. Sprawdź, czy nie są one np. Made in China – nasz wet ma wywieszkę na drzwiach (!), żeby nie dawać zwierzętom żadnych produktów z Chin.
Jeśli tam dodają różne świństwa do produktów dla niemowląt, to czego oczekiwać po produktach dla zwierząt.
nie nie, nie ma tam takich napisów. Ale wymioty już minęły, biegała przed chwilą po parku… może się przejadła wcześniej? Kto wie, różnie to bywa.
najpierw powtarzam to co juz tutaj napisano-
dużo głasków dla Bruna!!!!!,
Moja mala Finy , tez Shih tzu dzieki Bogu nie ma jeszcze problemow z oczetami , chociaz sa bardzo „wypukle” i musze na nie uwazac i od czasu do czasu kontrolowac czy nie zapalone.
Ostatnio musiala Finy do pani Doktor z powodu zapalenia uszek , no ale po 7 dniowej kuracji antybitykiem jest teraz wszystko w porzadku.
Wizyty u „Weta” sa tez dla mnie zawsze stresowe, moja mala
podobnie jak Bruno czesie sie w poczekalni jak galaretka , co
budzi u panci zawsze WIELKIE wspolczucie nagradzanie potem
lakociami ;-).
Jednym slowem pomimo tych zmarwien i roznych wydatkow
ten swiat bez pieskow nie bylby warty nawet swojej polowy !!!
pozdrawiam i zycze milego dnia
e