Wstajemy o całkiem normalnej porze czyli mniej więcej o ósmej. Chwilowo poprzestajemy na umyciu zębów, a prysznic przekładamy na później, bo piesy domagają się śniadania przy pomocy bezczelnego szczekania, całkowicie uniemożliwiającego dalszy sen. Piesy mieszkają na dole w salonie, na chińskich skórzanych kanapach nabytych drogą kupna na eBay-u. Kraj pochodzenia kanap nie jest tutaj bez znaczenia, bo tylko te Made in China są w stanie wytrzymać codzienne intensywne drapanie psimi pazurami – nie wątpię, że kanapy jakiejkolwiek innej narodowości już dawno ległyby w strzępach 😉
Schodzimy na dół, dajemy piesom papu. Porcje dietetyczne, bo nasz wet ma obsesję na punkcie psiego odchudzania, którą nas też zaraził. Dzięki konsekwentnej diecie pies gruby z 16 funtów zleciał na 12,5, natomiast pies chudy – z 12,8 na 10,5. Jeśli ktoś myśli, że nie jest to żadne osiągnięcie, niech sobie wyobrazi, że mierząc „ludzką” miarą jest to ubytek wagi z 160 na 125 funtów. A to już robi wrażenie, prawda?
Piesy jedzą śniadanie, a my nastawiamy kawę i podgrzewamy mleko do kawy w mikrofalówce. Zostało bowiem nienaukowo udowodnione, że nawet najpodlejsza kawa smakuje wyśmienicie, o ile jest podana z gorącym mlekiem ubitym przy pomocy mini-trzepaczki na baterie z Bed, Bath & Beyond.
Serwujemy śniadanie polskie, czyli kromkę razowca z masłem, plasterkiem szynki i zielonym ogórkiem, bo mimo że jest niedziela, nie chce się nam bawić w bardziej pracochłonne śniadanie amerykańskie w postaci omleta czy też pancakes domowej roboty z syropem klonowym. Jemy więc śniadanie, popijając kawą z gorącym mlekiem i czytając The New York Times. Taaa… cała nadzieja amerykańskiej prasy codziennej tkwi w leniwcach takich jak my, którzy czerpią trudną do wytłumaczenia przyjemność z trzymania w palcach nieporęcznej płachty papieru – z dostawą do domu za 40 dolarów miesięcznie, zamiast zadowolić się czytaniem tych samych wiadomości na ekranie laptopa za darmo.
Po przeczytaniu głównych wiadomości koło wpół do dziesiątej dochodzimy dopiero do działu The City, natomiast do Week in Review i Sunday Styles jeszcze nam daleko. Godzinę później przerywamy lekturę i zasiadamy przed komputerem. Sprawdzamy Google. Sprawdzamy CNN. Sprawdzamy pocztę. Sprawdzamy komentarze na blogu. Zabieramy się nawet do napisania jakiegoś nowego tekstu, ale ponieważ słabo nam idzie, zapisujemy brudnopis w nadziei, że wieczorem wróci wena twórcza. Nie chcemy bowiem iść na łatwiznę i poprzestać na wklejeniu kolejnego klipa z YouTube.
Dochodzi dwunasta, my w piżamie, a chałupa nie posprzątana. Przypomina nam się, że niedawno kupiliśmy na Amazonie nowy odkurzacz marki Eureka, więc zabieramy się do odkurzania, mycia podłóg oraz w międzyczasie nastawiamy też pranie. Tak mijają kolejne dwie godziny i przypomina się nam, że wypadałoby zrobić obiad, ale najpierw trzeba by wziąć prysznic. Po prysznicu dusimy udka kurczaka, wcześniej zamarynowane w marynacie z soku z cytryny, startej skórki cytrynowej i czosnku. Okazuje się, że ta marynata zdecydowanie lepiej sprawdza się, kiedy kurczaka robi się na grillu, a nie na patelni. Danie nadaje się do jedzenia, ale nie jest rewelacyjne.
W międzyczasie robi się już czwarta po południu i mamy ochotę na popołudniową drzemkę, zwłaszcza że za oknem szaro, buro i ponuro, my zaś przy obiedzie skonsumowaliśmy trzy lampki wina. Kładziemy się więc na wyżej opisanej chińskiej kanapie w salonie w towarzystwie psiarni. Po mniej więcej godzinnej drzemce wstajemy, a ponieważ w międzyczasie przestało padać, zabieramy psy na długi spacer po okolicy.
Wracamy do domu koło godziny szóstej i ubolewamy, że znowu minęła kolejna niedziela, a my nie zrobiliśmy niczego sensownego.
Ale przynajmniej nie jesteśmy już w piżamie.
Eee tam, taka niedziela od czasu do czasu to sama przyjemnosc – poobijac sie, polenic, popichic cos w kuchni. Moja wyglada dzis bardzo podobnie, z tym ze wstalam duzo pozniej niz Ty (na znak protestu przeciwko nowej dostawie sniegu).
Snieg pod koniec marca? U nas jeszcze nie jest tak zle, ale za to prawie caly dzien padalo.
A ja dzis po ugotowaniu fury jedzenia na caly tydzien, przekajakowalam 8 mil, po czym udalam sie z klubem kajakowym na obiad do restauracji wloskiej. Zanim zjedlismy obiad zaczelo lac, wiec musielismy sie rozladowywac w kompletnej ulewie i blocie. Tym sposobem tez mi umknela niedziela i nie mialam kiedy posprzatac. Teraz leje i jest ciemno i wcale mi sie nie widzi spacerowanie z psem :(.
P.S. Twoja niedziela wcale nie byla zmarnowana. Byla… bloga (fonetycznie: buoga) ;).
„buoga niedziela” opisana na blogu – niezle Ci to wyszlo;)
cos musi byc w powietrzu (moze ta mgla 😉 bo ja mialam identyczna niedziele, nawet bardziej, bo nie sprzatalam – a byloby co…
takie niedziele wcale nie sa zle….
Ha ha, widzę, że upływający czas daje Ci w kość.
PS. Udka kurczaka w takiej marynacie doskonale smakują też jeśli upieczesz je na szklanej/metalowej blasze w piekarniku. O niebo lepsze niż z patelni. Szklana lepsza, bo łatwiej umyć. Tyle, że do marynaty trzeba dodać oliwę (koniecznie Extra Virgin) i później piec bez tłuszczu. Swoją drogą w wersji na grilla też z oliwą lepiej smakuje.
Chyba otworzę w moim blogu sekcję z przepisami i gotowaniem:)
Ha, marynata była z oliwą, ale nie przyszłoby mi do głowy, że można to danie zrobić w piekarniku. W przyszłości na pewno skorzystam z tego pomysłu, chociaż może w międzyczasie zrobi się pogoda na grillowanie na zewnątrz:)
A wszelkie przepisy zawsze mile widziane!
Naleze do tych, ktorzy dalej uwazaja, ze w niedziele nalezy pojsc do kosciola i nie nalezy sprzatac w tym dniu.
Mysle, ze takie nastawienie do zycia gdzie nie ma miejsca na pojscie do kosciola moze byc zwiazane z czytaniem popularnych gazet amerykanskich. Nie od dzis wiadomo, ze prasa w wiekszosci jest na uslugach grup nastawionych antyreligijnie.
Prosze nie pozwolic sobie dalej zatruwac umyslu i zadbac o zbawienie wlasnej duszy.
Zycze bardziej udanych niedziel!
Inka: Naleze do tych, ktorzy dalej uwazaja, ze w niedziele nalezy pojsc do kosciola i nie nalezy sprzatac w tym dniu.
Hm, jak widzę Inka należy również do tej grupy Polaków, którym się wydaje, że każdy Polak jest katolikiem… Spieszę wyprowadzić z błędu. Nie jest. A o swoją duszę to już niech się każdy sam martwi i nie poucza innych co mają robić.
… a jeśli nawet jest się katolikiem, niekoniecznie trzeba być zdania, że regularne bywanie na niedzielnej mszy zapewni zbawienie. Kto to wie, może Pambuk wyżej sobie ceni przygarnięcie chorego psa?