Mam trochę znajomych, którzy po przyjeździe do Stanów zaczynali w Nowym Jorku, ale po jakimś czasie przenosili się w inne miejsca. Chicago, Floryda, Vancouver – byle dalej od Wielkiego Jabłka. Niektórzy wyjechali, bo dostali ciekawe oferty pracy, inni – bo marzył im się własny domek, który przy nowojorskich cenach nieruchomości był nieosiągalny, a jeszcze inni – bo po prostu nie takie życie dla siebie wymyślili.
W sumie mogę jedynie pogratulować, bo mnie na przykład niezależnie od tego, co sobie w życiu zaplanuję, z reguły wychodzi coś innego. Czasem lepszego, a czasem gorszego. Człowiek strzela, Pambuk kule nosi.
W ostatnią niedzielę miałam takie kolejne pożegnanie – znajomy, którego poznałam w drugim roku mojego pobytu w Stanach, pod koniec miesiąca na stałe wyjeżdża z Nowego Jorku do Kalifornii. Oj, przeżyliśmy trochę w czasie naszej wspólnej „kariery” w magazynie pewnej agencji wysyłkowej na Greenpoincie, poznaliśmy trochę interesujących ludzi. To se ne vrati, ale przynajmniej jest co powspominać. Tak więc good luck Mr K.!
A Kalifornia nie jest zła – łagodny klimat, przyjemne krajobrazy, chociaż z tego co słyszę, ostatnio nie jest tam zbyt ciekawie z pracą. No i to nieszczęsne tent city w okolicach Sacramento, które CNN ostatnio pokazuje prawie codziennie. Wiadomo, że miasteczka namiotowe powstają tam, gdzie jest odpowiedni klimat, a w Nowym Jorku oczywiście nie dałoby się w namiocie przeżyć zimy i z tego powodu nikt nawet nie próbuje.
No, chyba że Great Recession przerodzi się w Great Depression, ale lepiej nie wywołujmy wilka z lasu. Zresztą spójrzmy prawdzie w oczy – nikt nie przeprowadza się do Nowego Jorku ze względu na klimat, a chyba raczej pomimo klimatu – zimna i wietrzna zima, gorące i wilgotne lato oraz wiosna trwająca aż trzy dni.

Sixth Ave. wczoraj wieczorem

Radio City Music Hall

Sixth Ave. wczoraj wieczorem
Wszyscy wyjeżdżają, a ja zostaję. Powiem więcej – w tej chwili nawet przez myśl mi nie przejdzie, że mogłabym gdzieś się stąd wynieść, chociaż pozostanie na stałe w Nowym Jorku i robienie tego, co teraz robię, kiedyś było dla mnie w najlepszym wypadku planem B. Żeby nie powiedzieć planem C, D albo i E. Jak tak dalej pójdzie, niedługo zabraknie liter w alfabecie…
Plan A był taki: przyjazd do Nowego Jorku na parę miesięcy, góra rok, nauka angielskiego, odłożenie pewnej ilości $$ w czasach, kiedy po dwóch latach sprzątania w Ameryce kupowało się w Polsce porządne mieszkanie. I oczywiście powrót do Polski w celu dokończenia bajki z cyklu „i żyli długo i szczęśliwie”.
Z planu A bardzo dawno temu wyszły (albo raczej wypruły się) nici. Plan B okazał się, no ten tego, inny. Nieprzewidywalny, będący wyzwaniem na każdym kroku i całkowicie różny od moich wyobrażeń. Raz lepszy, raz gorszy, ale na pewno nie nudny.
***
Szef zwalnia faceta z pracy po dziesięciu latach. – Przykro mi, ale teraz będziesz musiał się zastanowić nad planem B. – Ale TO właśnie był mój plan B – odpowiada facet…
***
bardzo ciekawe. w moim przypadky nowy jork byl moim planem F a kalifornia chyba planem Z! nie narzekam jednak. chyba jestem z tych, ktorym nowy jork nie byl pisany w kartach. po 6 latach czulam wewnetrzy przymus ewakuacji i mialam dosc, mimo, ze pod wzgledem kariery wszystko szlo w dobrym kierunku. a kalifornia jest moim zdaniem idealnym miejscem do zycia (i to nie mowie dlatego, ze akurat tu mieszkam), po prostu osobiscie zyje mi sie tu bardzo dobrze. aczkolwiek mogloby byc troche taniej. no i teraz to bezrobocie. a tent city to nie kojarze, ide zaraz wugooglac w newsach 😉
wygooglalam. niezle. w kalifornii z zalozenie jest masa bezdomnych, ze wzgledu na dostepne social services i pogode. w takim np. SF jest chyba dwa razy wiecej bezdomnych niz w NY, i to w normalnych czasach….
W Kanadzie też Vancouver jest stolicą bezdomnych. W Toronto nie da się przeżyć zimy w namiocie, choć leży prawie na tej samej szerokości geograficznej co północna Kalifornia, tak tak… to bardzo południowe miasto, z czego wiele ludzi w Europie sobie nie zdaje sprawy.
Plany? Ja jestem przy F. Do Z daleko, ale póki co Toronto na długi czas, mam nadzieję…
Kalifornia i całe Zachodnie Wybrzeże mają dla mnie jeden podstawowy problem: za daleko do Europy, zarówno jeśli chodzi o strefę czasową jak i ceny biletów. A ja jednak częsciej będę latał do Europy niż Hong Kongu. Poza tym ceny domów na Zachodnim Wybrzeżu są nienormalne. Kogo stać na klitę za $600,000 w podłej dzielnicy Vancouver?
południowe w jakim sensie, KW? Jeśli chodzi o postrzeganie klimatu, atmosfery, portorykańców i afroamerykanów, gett i świata showbizu, to Europa chyba jest bardzo wyedukowana co do Kalifornii, Polska też. Duża część klipów, seriali, filmów sensacyjnych jest stamtąd. Karmiony tym od dziecka jak pierwszy raz byłem w Kali miałem wrażenie że wszystko znam. To samo z NY. Natomiast Europa generalnie, może jeszcze poza stanem Texas, nie zna reszty stanów i miast. Może komuś świta New Orlean jako huragan Katrina i jazz… No i Polakom chicago, ale o co w Chicago chodzi, jaka jest specyfika tego miasta i co je odróżnia od np NY to niewiele ludzi wie…
mi tam zaden plan nie wychodzi… ani A ani Z ani nic pomiedzy :O(
btw – fajne zdjecia! moglabys wiecej New Yorku wrzucac na bloga! to takie moje male marudzenie-pozytywne w temacie fot :O)
Ja tez jestem na planie B. Moje zycie rowniez mialo byc w Polsce, nawet calkiem niezle sie tam rozkrecalo. Tymczasem plan B rozwinal sie duzo ciekawej i duzo lepiej od planu A. W kazdym razie jestem bardzo zadowolona.
Want to make god laugh? Tell him your plans…
Moze ktos powie ze jest jeszcze na planie A?
Ja juz przeszedlem na liczby , alfabet za krotki.
A co do psow i strzyzenia – to moj obecny pupil oszczedzil mi tego wydatku – kilku groomer’ow zwrocilo mi „pieska” bez oplaty i bez uslugi twierdzac ze jest on w tych 5% ktorym nie da sie pazurow obciac…
Nie wyglada na to – ale trzech ludzi nie jest go w stanie utrzymac.
Plan A zakladal, ze po 6 miesiacach w Stanach spedzonych na zarabianiu na podyplomowe studia, wracam do Polski, a Stany to sobie moze jeszcze kiedys turystycznie odwiedze. I w zasadzie wrocilam, zaczelam studia, tylko nie przewidzialam, ze moge tutaj kogos poznac. Plan A doprowadzilam do konca konczac studia. A potem zupelnie niezgodnie z nim przeprowadzilam sie na stale do Chicago. Ale nie zalowalam ani chwili. No moze tylko wtedy, gdy dowala -20C i 40 cm sniegu.
hm… ciagłe i do upojenia status meetings sa dla kiepskich managerow. Ci dobrzy, ktorzy sami kiedys byli programistami i ogolnie wiedza na czym robota polega, wiedza doskonale co robi ich zespol, kto sie opierdziela, kto odwala robote i w ktorym miejscu projekt jest.
Ci kiepscy niestety nie maja pojecia, wiec potrzebuja ciaglych meetings zeby miec co raportowac do gory oraz pokazac, ze cos wlasciwie robia i powinno im sie dalej placic.
Co do planow to ja juz jakis czas przestalam je robic, bo plany swoe a zycie swoje. Obserwuje tylko bacznie zeby nie przegapic jakiejs fajnej okazji 🙂
Ja nie planuje nic. Zyje chwila i jestem elstyczny jak woda. To nie znaczy, ze jestem nieodpowiedzialny. Wrecz przeciwnie. Nie postrzegam zycia w duzych segmentach, gdyz prostota jest odpowidzia na chaos, ktory oferuje nam 21 wiek. Nie wracam do przeszlosci, gdyz nie sposob jej poprawic. Przyjechalem do USA 25 lat temu z komunistyczenej Polski do Nowej Anglii jako mlody chlopak i mieszkam nadal w Nowej Anglii. Bralem pod uwage przeprowadzki pare razy ale nie doszly do skutku z powodu braku synchronizacji mej osobowosci z regionami. Ten aspekt zycia uwazam za wazny w zachowaniu harmonii zyciowej. Swoje sukcesy i bledy oceniam z dystansu. Nie bylbym kim jestem gdybym nie osiagnal sukcesow czy nie popelnil bledow a „mylic sie jest ludzkim a wybaczac swietym”. „Jestem wiec mysle”, ale „wiem, ze nic nie wiem”. Spacerujac do pracy ciesze sie, ze swieci slonce, wieje wiatr, czy pada deszcz. Moje samopoczucie nie jest zalezne od jakiejkolwiek kondycji jak pogoda, pozdrowienie sasiada, itp. Tak jak przybylem na ten swiat z niczym tak tez odejde z tego swiata z niczym . Mimo wymiernego stanu posiadania, nie identyfikuje sie przez nie, bo jest on materia ulotna. Dla mnie najwazniejszym w zyciu jest pomaganie innym. Zyjac i pracujac w Nowej Anglii mam dostep do wielokulturowego srodowiska a przez profesje do srodowiska naukowego skumulowanego talentu swiatowego i wielokrotnie bylem swiadkiem niszczacego dzialania ego na jednostke. Kocham Ocean Atlantycki. Stad tez jest blisko do Europy jak napisal Wojtek. Podobnie do gospodyni, nie przepadam za spotkaniami gdzie nieprzygotowani ekstrawertycy mowia duzo i glosno. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Jan Ksiazka: „Moje samopoczucie nie jest zalezne od jakiejkolwiek kondycji jak pogoda, pozdrowienie sasiada, itp.”
Zazdroszcze. Jestem z natury bardzo pogodna osoba, a mimo to moje samopoczucie potrafi spasc gwaltownie ze wzgledu na zla pogode, ktorej u nas dostatek i pomimo staran nie zawsze moge nad tym zapanowac. Niemniej jednak doceniam wszystkie zalety swego regionu i umiem cieszyc sie tym, co mam.
Jeszcze nad soba pracuje, Aneto. Jak temperatura spada zima do odczytu jednocyfrowego to zaczynam marznac, ale w tym roku kupilem sobie lekkie i cieple bluze, czapke i skarpety z polaru „Made in California”. Najpierw oczywiscie sprawdzilem czy Kalifornia nie planuje secesji, bo te rzeczy byly w Wholefoods. Nastepnie nabylem dzinsy podbite polarem, kurtke i buty z L.L. Bean i oddalem sie szalenstwu sniegowemu z synkiem. Bardzo lubie slonce. Kto nie lubi? Slonce pobudza i wyzwala adrenaline a chmury nastrajaja refleksyjnie i zachecaja do zwolnienia obrotow, co w dzisiejszym swiecie jest nie lada zadaniem. Pozdrawiam serdecznie 🙂