Skończyły się czasy, kiedy pracowałam pięć dni w tygodniu, od 9 do 5. Po ostatnich listopadowych zwolnieniach w firmie nie ma możliwości, abym zrobiła wszystko, co do mnie należy, w ciągu pięciu dni, więc zwykle kończy się na tym, że zabieram robotę do domu. Do tej pory starałam się tak sobie organizować czas, aby tego nie robić, ale w obecnych warunkach jest to niestety niewykonalne.
Fizycznie niewykonalne, bo 40 godzin po prostu nie wystarcza, zwłaszcza, jeśli w międzyczasie wyskoczy cokolwiek ekstra, spoza rzeczy zaplanowanych na dany tydzień. Nawet przedłużona o godzinę z powodu wizyty u dentysty przerwa na lunch potrafi wszystko postawić do góry nogami, że nie wspomnę o różnych niby drobnych przysługach wyświadczanych koleżankom i kolegom z pracy, takich jak pomoc w interpretacji analiz czy raportów.
Weźmy na przykład ten duży projekt, do którego teraz robię dokumentację. Ten serwis e-commerce działa już od pewnego czasu, a w zeszłym roku robiłam do niego specyfikację oprogramowania Web analytics dla programistów IBM, którzy website budowali i których zadaniem było także wdrożenie tego oprogramowania. IBM dość wysoko stawia poprzeczkę, jeśli chodzi o dokumentację projektów, więc każda najmniejsza rzecz musiała być dokładnie opisana, zweryfikowana i opatrzona odpowiednimi przykładami kodu, skryptów, analiz itd.
Jeśli ktoś ma raczej mgliste pojęcie na temat tego, do czego służy oprogramowanie Web analytics, to pozwolę sobie w skrócie wyjaśnić, że chodzi o tworzenie analiz i raportów na temat tego, jaki towar sprzedaje się najlepiej, jak tę sprzedaż zwiększyć, jak ludzie trafili na stronę, czy bardziej skuteczna była promocja A czy też B, jakie strony albo produkty użytkownicy oglądali, co dodali do koszyka, ile czasu spędzili na stronie oraz sto tysięcy innych rzeczy tego typu, wszystko analizowane z pełnym zachowaniem zasad prywatności użytkownika. W najprostszej wersji można do tego celu wykorzystać bezpłatne oprogramowanie Google analytics, ale jest to opcja dość ograniczona i jeśli ktoś jest większą firmą i myśli poważnie o korzystaniu z tego typu raportów w celu rozwijania sprzedaży internetowej czy programu marketingowego, musi wyłożyć trochę kasy na bardziej zaawansowane – czytaj: płatne – oprogramowanie.
Wtedy wszystko poszło fantastycznie, współpraca z chłopakami z IBM układała się świetnie i wszyscy są z tych raportów zadowoleni, co zapewnym było jednym z powodów, dla których nadal mam pracę, podczas gdy o takim szczęściu nie mogą mówić moi koledzy z działu, niektórzy z większym stażem w firmie niż mój. Teraz pracujemy nad kolejną wersją serwisu, w której pojawi się wiele nowych funkcji, wymagających zaawansowanej analizy danych i nowych raportów. Pracuję więc nad uaktualnioną dokumentacją i w zasadzie nie byłoby problemu, gdyby nie to, że obecnie w naszym dziale zamiast ośmiu osób pracują cztery i nie ma mowy o takich luksusach, jak przeznaczenie pełnych pięciu tygodni na pracę nad projektem, tak jak było w planie.
Teoretycznie rzecz biorąc mam na to pięć tygodni, jednakże w praktyce muszę w międzyczasie robić jeszcze wiele innych rzeczy, łącznie z przeprowadzaniem różnych prezentacji i szkoleń w firmie. Publiczne prezentacje to jest coś, czego zawsze serdecznie nienawidziłam, nawet jeśli robiłam je po polsku. A teraz tym bardziej – zawsze istnieje teoretyczne ryzyko, że pod wpływem zdenerwowania powiem shit zamiast sheet albo piss zamiast piece, jednym słowem – zbłaźnię się przed kilkunastoma osobami, z którymi pracuję na co dzień 😉
Jutro mam przeprowadzić jedno z takich szkoleń, więc dzisiaj, w Super Bowl Sunday, siedzę i jak ostatni kujon przeglądam notatki. Zaczęłam nawet ćwiczyć na głos, jednakże kiedy po chwili mój pies zaczął głośno chrapać, stwierdziłam, że jednak lepiej będzie, jeśli jeszcze trochę popracuję nad zawartością…
Powodzenia jutro i trzymaj sie dzielnie! Pozdrowienia!
1. Proponuje jak najszybciej wycofac sie z „web analytics”. Ta dziedzina skazna jest na upadek, albowiem wiaze sie bezposrednio z marketingiem, a wszyscy producenci gwaltownie obcinaja pieniadze na marketing. Mam znajomych pracujacych w tej branzy w wiekszych i mniejszych startupach; wszystkie bez wyjatku przeniosly sie w ciagu ostatniego kwartalu „do wiecznosci” a pracownicy na „zielona trawke”. Wkluczajac facetow z doktoratami z Berkeley i Stanford. Radze to robic teraz, zanim na rynku pracu zrobi sie tlok,
2. Gratuluje utraty dziewictwa. Jakos dziwnei udalo sie Pani uchowac w 40 godzinnym dniu pracy. Ja pracuje w branzy zapewne dluzej niz sredni czytelnik tego bloga zyje na Bozym swiecie, i nie pamietam aby kiedys udalo mi sie zamknac tydzien pracy w 40 godzinach.
Zreszta nie tylko ja, znajomi architekci, lekarze, dziennikarze, managerowie i tak dalej, tez.. Witamy Pania w Klubie 🙂
A.L. – Web analytics to nie więcej niż 50 procent moich obowiązków, reszta to staroświeckie programowanie i pisanie skryptów. Natomiast jeśli chodzi o 60-godzinny tydzień pracy, to żadna to dla mnie nowość, bo przerobiłam to już wielokrotnie i zmieniło się to – jak widać jedynie chwilowo – dopiero w obecnej firmie. Więc dziękuję za gratulacje, ale chyba nie ma czego gratulować 😉
Witam,
Podziwiam za motywację do takiej pracy. Mi na szczescie nie bylo dane nigdy pracowac powyzej 40h tygodniowo w mojej pracy stalej. Po godzinach pracuje w sumie tez troche, ale to na swoj projekt, ktory moze za parę lat da mi szanse na oszczedzenie czegoś.
Pod skrzydlami naszego mesjasza jest duza szansa na powrot 40 godzinnego dnia pracy a moze nawet krotszego???
gucio: Moze weekendy bedziemy mieli tak dlugie jak w Polsce?….
I urlopy jak w calej Europie!
gucio:
I wyjazdy na te urlopy takie jak w Polsce. Zawsze mam nieporozumienia z Rodzina, bo od 20 lat niezmiennie mnie pytaja „A gdzie bedziesz spedzal w tym roku letnie wakacje?” Jak im mowie ze nigdzie, to uwazaja mnie za oszusta.
Po czym wyliczaja swoje opcje: w sumie 6 tygodni, 2 tygodnie na Chorwacji, 2 w Dolomitach, NO I NIE WIEM CO BEDE ROBIC Z OSTATNIMI DWOMA TYGODNIAMI, CHYBA DOSTANE DEPRESJI!!!!
Przy innej okazji mowia: TOBIE DOBRZE ZARABIASZ W AMERYCE KROCIE A U MNIE BIDA AZ PISZCZY!!!
A.L.:
Gdy użalałem się nad swoim mizernym życiem konsultanta IT w Stanach, mój znajomy ze Lwowa skwitował moją postawę krótko: „Bogaci też płaczą”