Airbus 320 linii US Airways wodował właśnie na środku rzeki Hudson, mniej więcej w połowie drogi między Manhattanem a wybrzeżem New Jersey. W głowie mi się to nie mieści, bo w czasie większości lotów transatlantyckich i krajowych zasypiam już na początku obowiązkowego pokazu, w czasie którego stewardessy cierpliwie tłumaczą, co robić w przypadku wodowania. Wyjścia ratunkowe, kapoki, tratwy, te rzeczy. Ty sobie mów, a ja zdrów. Nigdy nie wierzyłam, że nadmuchanie kamizelki w odpowiednim momencie albo znajomość lokalizacji wyjść ratunkowych może mieć jakiekolwiek wpływ na zwiększenie szans na przeżycie.
A dzisiaj okazało się, że jednak można z takiej sytuacji wyjść cało. Czapki z głów dla pilota, jego załogi, a także kapitanów stateczków wycieczkowych i promów pasażerskich pływających wokół Manhattanu – Circle Line i innych – za niesamowitą przytomność umysłu, żelazne nerwy i szybkość reakcji.
Dzisiaj w Nowym Jorku mieliśmy jakieś -8 C, więc nie dałoby się długo przeżyć w wodzie o temperaturze zbliżonej do zera. Pasażerów tego samolotu ewakuowano dosłownie w ciągu kilku minut. Wszystkich. Nie tyle wodowanie, co raczej cud na rzece Hudson.
Więcej: Pierwsze zdjęcie samolotu US Airways na Hudson i wideo U.S. Coast Guard
Niesamowite!
Fantastyczny pilot, fantastyczni ludzie . Niech sobie kazdy mowi co chce, ja powtorze pozornie oklepany slogan:
Only in America.
W komentarzach pod artykulami z polskich gazet czytalem pytania:
– Kto w Polsce chcialby latac z prawie 60-letnim pilotem?
Cisnie sie na usta przekorna odpowiedz” Viagra panowie, viagra.”
W USA zycie zaczyna sie po 50-ce:)))
Z niedowierzaniem ogladalam wczorajsze wiadomosci na ten temat. Przy dzisiejszej czestotliwosci latania to mogl byc kazdy z nas w tym samolocie. Az trudno sobie wyobrazic, ile strachu sie ci ludzie najedli.
U mnie w pracy spora grupa ludzi zgromadziła się wczoraj przed wielkim telewizorem w kuchni na piętrze – nie mogliśmy uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Ten na pół podtopiony kadłub w eskorcie promów i motorówek po tym, jak już wszystkich ewakuowano – wszystko wydawało się nierealne. Skóra mi cierpnie na samą myśl.
U mnie dziś o tym samym http://marzenkowonyc.wordpress.com/2009/01/16/kaczki-i-cud-z-hudson-river/#respond
Też nie mogę wyjść z podziwu dla pilota.
[…] Dopisek: Własśnie zauważylam, że w salonie też o tym: https://salon.polonia.net/2009/01/15/wodowanie-na-rzece-hudson/#comment-4047 […]
mystiQue
„Only in America.”
W jakim sensie? Udane wodowania pasażerskich odrzutowców zdarzały się i poza Ameryką, nawet w ZSRR. 🙂
http://en.wikipedia.org/wiki/Tupolev_124_ditching_in_Neva_River
najbardziej niesamowite jest zdjecie, na ktorym widac, jak ludzie stoja na tych skrzydlach! normalnie tez gapilam sie wczoraj w tv i nie wierzylam, ze to sie dzieje na prawde!
…Kozak nad kozaki…jestem pod wrażeniem…
@miskidomleka – jesli chodzi o fakty historyczne, to pewnie masz racje, ze udane wodowania zdarzaly sie wczesniej i nie tylko w Ameryce itd. Ale czy ciut nie przesadzasz, ze akurat ten przypadek mozna uznac za calkiem normalny i zadne specjalne osiagniecie (przeczytalam wlasnie To nie byl cud na Twoim blogu)?
Ten samolot przelecial w odleglosci zaledwie kilkuset metrow od GW bridge i wyladowal na Hudson, kilkaset metrow od Manhattanu. Co by bylo gdyby pilot nie zdecydowal sie ladowac na Hudson i musial ladowac kilkaset metrow dalej, gdyby samolot pekl na dwie czesci, albo gdyby te wszystkie promy i lodzie nie zareagowaly natychmiast i nie zabraly pasazerow w ciagu kilku minut doslownie, niektorych wylawiajac z lodowatej wody?
salon:
Udane wodowania zdarzały się jak dotąd bardzo rzadko.
I w mojej notce nie starałem się powiedzieć, że to było coś zupełnie zwyczajnego. To było specjalne osiągnięcie. Chciałem tylko podkreślić, że to nie był żaden cud, tylko wynik szczęścia i wysokich (a nie fantystycznych) umiejętności pilotów. Przy czym – dzieki szczęściu – mieli on moim zdaniem łatwiejszą robotę niż się mogło wydawać.
Trafili w te gęsi (czy co to było) na wystarczająco dużej wysokości, by mieć margines manewru. Nie taki, jak piloci lotów Air Transat 236 i Air Canada 143 („Gimli Glider”), którym paliwo skończyło sie na wysokości przelotowej rzędu 10 km, dzieki czemu mogli lotem szybowcowym dolecieć do lotnisk odległych o jakies 200 km i posadzić tam samoloty. Ale nadal mieli margines manewru.
Potem była – prawdopodobnie bardzo dobra – szybka decyzja, by nie wracać na LaGuardię ani nie dolatywać do Teterboro. Piszę „prawdopodobnie”, bo może usiedli by spokojnie w Teterboro, to zapewne ustali komisja. Szybka, bo jednak margines manewru był niewielki.
Po decyzji trzeba było „tylko” posadzić samolot na Hudson. Od GW bridge na południe Hudson ma szerokośc sporo ponad pół kilometra, a prosty odcinek, zanim zaczyna zakręcać za tunelem Lincolna, ma 10 km. To jest mnóstwo miejsca. I według danych które mam (niepotwierdzonych), samolot nie leciał nad GW Bridge, tylko na tym odcinku leciał nad północną częścią Manhattanu, dopiero potem wszedł nad rzekę. A nawet gdyby leciał nad mostem, to był nad nim dobre kilkaset metrów.
Dla porównania przy lądowaniu z podejściem z północy na pas 19 na Reagan National, samoloty przelatują nad co najmniej siedmioma mostami, nad pierwszym z nich na zalecanej wysokości około 300m, nad następnymi coraz niżej. Ostatni most jest około 1 km od progu pasa. Nad tymi mostami samolot nie lec prosto, tylko wykonuje ostre zakręty podążając za rzeką, tym bardziej, że po swojej lewej stronie ma centrum Waszyngtonu – obszar zakazany, jak tam wleci to go pewnie zestrzelą. Po prawej ma Pentagon, nad którym chyba nie zestrzeliwują, ale kto wie. Tak czy owak ostatni zakręt wykonuje nad ostatnimi mostami na wysokości pewnie <100 m. I po tym zakręcie ma niecały kilometr by trafić w pas o szerokości 50 m i długosci 2km (krótki!).
Tak to wygląda:
dobrze sfilmowane:
tak sobie sfilmowane, ale prawie identyczny samolot jak ten co wodował na Hudson:
tu też nieźle widać jakimi zakrętami się tam lata:
a tu z punktu widzenia pasażera, zakręty słabo widać bo filmujący przechyla kamerę, ale też warto zobaczyć:
Wracając do Hudson: myślę więc, że nawet bez silników trafienie w rzekę, ominięcie mostu i Manhattanu nie było aż tak trudne.
Natomiast sporym kunsztem musiał się pilot który prowadził wykazać przy samym posadzeniu samolotu, musiał to zrobić idealnie równo. Pierwsze dotykają wody silniki, przy tej prędkości opór jest ogromny (dlatego się pewnie urwały) i gdyby dotknął jednym wcześniej, samolot mogłoby gwałtownie obrócić i nie byłoby tak miło.
Tu też pomogło szczęście: dobra widoczność (dzień), fakt, że była to rzeka – bez fal jak na morzu (wodowania dużych samolotów bez lub z małą liczbą ofiar chyba wszystkie były na rzekach, na morzu było gorzej), i wiatr, który był słaby, choć troche z boku. Silny wiatr z boku uniemożliwiłby zapewne równe dotknięcie silnikami do wody.
Wreszcie: promy i łodzie na pewno pomogły, choć gdyby ich nie było zapewne większość pasażerów, o ile nie wszyscy, uratowaliby się na nadmuchiwanych trapach, które mogą być użyte jako tratwy.
mam wrazenie ze miski do mleka to jakis swiatowy ekspert
miskidomleka:
„Wracając do Hudson: myślę więc, że nawet bez silników trafienie w rzekę, ominięcie mostu i Manhattanu nie było aż tak trudne. ..
Oczywiscie. Dla ciebie. TY bys wyladowal z palcem w d…. Nikt by sie nawet nie zamoczyl. Caly szum robiony przez ekspertow to oczywiscie matketingowa sciema.
Idz do US Airways i sie zatrudnij. Za pilota. Powiedz im ze umiesz to robic lepiej
O ileż piękniejszy byłby Internet, gdyby wpuszczano doń tylko ludzi umiejących czytać ze zrozumieniem, posiadających elementarną zdolność rozumowania i grzecznych.
miskidomleka:
O ilez Internet bylby lepszy gdyby nei „mundrale”
Autorze (bloga) drogi: widzisz, jakie konsekwencje może mieć niemiły dla pewnego typu internauty (a obawiam się, że nie tylko…) fakt, że wiesz więcej i piszesz lepiej? Owoż, mdm-ie, ciesz się, że ci nie dokopali w ciemnej ulicy, wykształciuchu ! BM
W jakim sensie? Udane wodowania pasażerskich odrzutowców zdarzały się i poza Ameryką, nawet w ZSRR.
Czyli Twoim zdaniem wyczyn pilota na rzece Hudson nie byl fantastyczny, bo Sowieci w swoim czasie posadzili na wodzie swoj samolot. Nie wchodze w szczegoly, ze tam pilot mial czas na konsultacje z ziemia, na pozbycie sie paliwa itp.itd, kiedy w naszym przypadku pilot mial sekunde na decyzje.
A ze napisalem Only in America? Trzeba tu zyc, zeby ogolnie wiedziec co to jest perfekcja zawodowa i ludzka solidarnosc.
mystiQue: „Czyli Twoim zdaniem wyczyn pilota na rzece Hudson nie byl fantastyczny, bo Sowieci w swoim czasie posadzili na wodzie swoj samolot”
Nic takiego nie napisałem.
Dlaczego nie uważam, że wodowanie Na Hudson było „cudem”, i że wymagało aż „fantastycznych” umiejętności napisałem powyżej, jak również na swoim blogu. Napisałem również, że piloci wykazali się wysokimi umiejętnościami lotniczymi i umiejętnością szybkiego podejmowania decyzji w trudnej sytuacji – i starczy powtarzania się.
Komentarz do Ciebie miał na celu na poły żartobliwe zwrócenie uwagi, że nie „only in America”, gdzie indziej też.
A jeśli już porównywać te dwa wypadki, to sowieccy piloci mają zmniejszone w stosunku do amerykańskich zasługi nie tylko przez większą ilość czasu do decyzji, ale też przez spowodowanie konieczności wodowania przez dopuszczenie do wyczerpania paliwa (to się jednak też zdarzało pilotom amerykańskim – konkretnie kanadyjskim) i przez łatwiejszą z punktu widzenia zdatności do wodowania konstrukcję samolotu. Mieli też pod pewnymi względami trudniej: węższa, bardziej kręta rzeka, wiele mostów, a samolot z racji wieku zapewne trudniejszy do prowadzenia i sprawnej ewakuacji.
Perfekcja zawodowa w USA? Paradne!
Bogdan Miś: staram sie uważać, gdy w ciemnej uliczce spotykam dziwnych osobników, zwłaszcza Polaków – robię wtedy minę tumana 😉
miskidomleka:
na pewnej konferencji naukowej pewien „naukawiec”, pardon, pieprzyl dlugo a bez sensu i jakos nie mogl skonczyc. Wiec sala zaczela szumiec, i facio sie zreflektowal. „Ojej, chyba mowie za duzo!” usprawiedliwil sie. Pewien naukowiec z widowni, teatralnym szeptem: „Nie za DUZO, za DLUGO”.
Co Pani/i miskidomleka dedykuje zyczac powodzenia w pomyslnie przeprowadzonych w przyslosci (osobiscie!) wodowaniach samolotow.
Zgadzam sie tez z Pania/i mislidomleka ze „prefekcja zawodowa” w USA jest „paradna”. Mamy jej za to pod dostatkiem na przyklad w Polsce.
miskidomleka-konkretny tekst, popieram w 100 %. Niestety mamy takie media, takich dziennikarzy i takie publikacje że wszystko MUSI być przedstawione w formie absolutnej sensacji. Goście typu A.L. chętnie nadstawiają ucha na tego typu nowinki i niestety takich odbiorców jest coraz więcej. A najlepiej jeśli historyjka jest w formie komiksu, nie trzeba czytać, wystarczą same obrazki. No i fascynacja „Hameryką”, gdzie wszystko jest większe, lepsze i „hamerykańskie”.
I gdzie oczywiście czytanie ze zrozumieniem nie jest konieczne do uzyskania informacji.
Pozdrawiam, tekst wyważony i pełny informacji, szkoda że w taki sposób nie podaje się „newsów” w mediach.
aleks:
„miskidomleka-konkretny tekst, popieram w 100 %”. Co konkretnie pan/i popiera?”
” Goście typu A.L. chętnie nadstawiają ucha na tego typu nowinki” Jakie nowinki?
„No i fascynacja “Hameryką”, gdzie wszystko jest większe, lepsze i “hamerykańskie”.” Kto sie fascynuje?
„I gdzie oczywiście czytanie ze zrozumieniem nie jest konieczne do uzyskania informacji..” Gozrej ze wiele osob pisze w sposob nei pzrekazujacy informacji. Na przyklad Aleks i miskidomleka
„Pozdrawiam, tekst wyważony i pełny informacji, szkoda że w taki sposób nie podaje się “newsów” w mediach.” Ktory tekst? Miskidomleka puscil pare tekstow.
http://miskidomleka.wordpress.com/2009/01/22/o-cudzie-po-raz-trzec/
miskidomleka:
Ze strony pana „experta” bardzo trudno dowiedziec sie jakiego kalibru on jest pilotem, na jakich samolotach latal i w jakich liniach lotniczych pracowal.
Ja znam akurat jednego pilota, i zareczam Panu ze nie ma on czasu na wypisywanei po blogach, a jego opinia na temat wypadku jest definitywnei rozna od Panskiej
Cos mi sie widzie ze „expert” to najlepszy pilot wsrod bloggerow i najlepszy blogger wsrod pilotow
http://www.askthepilot.com/author.html
I jescze jednpo: Zasada Internetu Numer Jeden: Niech Pan nigdy nie wierzy temu co pisuja w Internecie. Dlaczego? Ano z powodu ktory objacnil New Yorker:
Pzred komputerem siedza dwa psy. Jeden pazurami naciska klawisze, drugi patrzy z podziwem. ten pierwszy mowi: „Najlepsze w tym Internecie jest to ze nikt nie wie ze jestes psem”
Acha, i jeszcze jedno. Gdy Pan pisze ze „roze pachna przyjemniej od fiolkow” to jest to Panska prywatna opinia. Gdy Pan zabiera glos na tematy techniczne, proponuje podac „credentials” ktore stoja za panska opinia. Inaczej, neizaleznie od tematu, jest to gadanie o zapachi fiokow
Odpowiedź u mnie. Proponuję się zdecydować, gdzie chcesz prowadzić dyskusję.
aleks
miskidomleka-konkretny tekst, popieram w 100 %. Niestety mamy takie media, takich dziennikarzy i takie publikacje że wszystko MUSI być przedstawione w formie absolutnej sensacji.
Drogi Aleksie. Nie rozumiem dlaczego Ty i Tobie podobni uwielbiaja sprowadzac do poziomu dna kazda ludzka radosc.
Uratowanie potorej setki ludzkich zywotow w niezwyklej scenerii zasluguje na entuzjazm i jest naturalna reakcja normalnego czlowieka.
Nie tylko media sie cieszyly, wystarczy poczytac reakcje na wiadomosc o wydarzeniu, zwyklych ludzi na calym swiecie.
Wiecej usmiechu i pogody ducha zycze.