Lymphomathon już w najbliższą sobotę i pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że nie padnę gdzieś na trasie tego 5-kilometrowego marszu. Raczej nie powinnam, bo przecież będą w nim brać udział nie tylko ozdrowieńcy, tacy jak ja, ale także ludzie chorzy i przechodzący ciężkie leczenie, które czasem wydaje się gorsze, niż sama choroba. Trasa poprowadzi przez najciekawsze miejsca w Nowym Jorku, poczynając od South Street Sea Port na południowym Manhattanie przez Brooklyn Bridge aż na sam Brooklyn. Na pewno będzie pięknie, o ile tylko dopisze pogoda.
Z całego serca dziękuję wszystkim, którzy odpowiedzieli na moją prośbę zamieszczoną na forum Wieża Babel oraz na tym blogu (Historia pewnego guzika) i pomogli mi w zebraniu funduszy na rzecz Lymphoma Research Foundation – organizacji „non-profit”, która pomaga ludziom chorym na nowotwory układu limfatycznego (chłoniaki). Szczególnie serdecznie dziękuję osobom, których nigdy nie miałam okazji poznać osobiście, a które znam jedynie wirtualnie przez nasze forum oraz przez Salon nowojorski. Stokrotne dzięki – macie wielkie serca i wierzę, że zostanie Wam to kiedyś wynagrodzone, bo każde bezinteresowne dobro prędzej czy później wraca do nas, i to często w momentach, kiedy najmniej się tego spodziewamy. Nie jest istotne, czy nazwiemy to karmą, opatrznością boską, czy też mądrością wszechświata.
Wasze pieniądze trafią w dobre ręce. Lymphoma Research Foundation (solidne 4 gwiazdki wg oceny Charity Navigator) finansuje badania nad nowotworami krwi i układu limfatycznego, pomaga pacjentom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji finansowej, prowadzi działalność naukową i edukacyjną. Sama nigdy nie musiałam korzystać z ich pomocy finansowej, choć nie było łatwo, kiedy miesięczny koszt mojego ubezpieczenia zdrowotnego pochłaniał połowę zasiłku dla bezrobotnych, który przez prawie 6 miesięcy był moim głównym źródłem dochodów (wierzcie mi – nie jest łatwo chodzić na rozmowy kwalifikacyjne w peruce i z twarzą spuchniętą od sterydów, nawet jeśli chciałoby się wrócić do pracy). Natomiast przez długi czas korzystałam z publikowanych przez LRF materiałów informacyjnych i uczestniczyłam w organizowanych przez Fundację spotkaniach informacyjnych dla pacjentów. Stąd wiem, że robią dobrą robotę.
Jeśli chodzi o mój zamiar zebrania 500 dolarów na rzecz Lymphoma Research Foundation w ramach Lymphomathonu, cel, który sobie postawiłam, okazał się nieco zbyt ambitny. Do dzisiaj zebrałam 375 dolarów plus 25 jako team czyli w sumie $400 (z zadeklarowanych $500). Tego rodzaju akcję zbierania funduszy przeprowadzam po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni. Przekonałam się, że fundraising nie jest zajęciem dla nieśmiałych i mam już kilka pomysłów, jak można by to bardziej skutecznie zorganizować w przyszłości.
A gdyby ktoś się jeszcze zdecydowal, akcja trwa do soboty rano: http://www.lymphomathon.org/faf/r.asp?t=4&i=260453&u=260453-209058345&e=1612861277
Dziękuję wszystkim jeszcze raz i do następnego razu!
Agnieszka
Trzymam kciuki… Nie wiem czy dasz rade zabrac aparat, ale jak tak to oprawa wizualna bedzie mile widziana;)
Aparat na pewno zabiore, bo bez niego rzadko wychodze w domu:)
A poza tym od wczoraj na koncie mojej akcji przybylo $50 – bardzo, bardzo Ci DZIEKUJE!
Gratuluje, ze Ci sie jednak udalo. Sam mam nie najlepsze doswiadczenia z przeprowadzaniem tego typu akcji wsrod Polakow. Nieufnosc wobec zbierania datkow na cokolwiek poza niedzielna taca?
do jb – nie ma co przesadzac – jedni daja bo maja taki zwyczaj, a inni nie i nie robilabym z tego jakiejs polskiej cechy narodowej. Kazdego roku dostaje co najmniej kilkanascie mailingow w poczcie, kazda fundacja jest fajna, ale pieniadze wysylam tylko do jednej albo dwoch.
Do Anki – pisz sobie co chcesz, a smutna prawda jest taka, ze przecietny Polak nie wyda gownianych 10 dolarow na jakis cel charytatywny, bo mu bedzie szkoda. Nawet jesli sam korzysta z roznej darmochy, gdzie tylko sie da.
Chcecie, to zwalajcie to na komunistyczna mentalnosc, bo za komuny nie bylo tego typu akcji ani organizacji charytatywnych. Poza PCK. Statystyczny Amerykanin wydaje 2-3% swojego rocznego dochodu na cele charytatywne – pokazcie mi Polaka w Stanach, ktory np. zarabiajac sredniackie 50 tys. rocznie wyda 1,5 tys. dolarow na tego typu sprawy. Na pewno nie zbierze sie to z 5-dolarowych skladek na niedzielna tacke w kosciele, nawet jesli chodzi co tydzien.
A wyjatki tylko potwierdzaja regule.