Wczoraj byliśmy na koncercie Basi w „BB King’s Blues Club & Grill” na 42 Ulicy. Przyszliśmy godzinę przed koncertem, który miał się zacząć o ósmej wieczorem, a knajpa była już napakowana po brzegi. Rada na przyszłość – na imprezy bez numerowanych miejsc należy przychodzić najwcześniej, jak się tylko da i wczoraj powinniśmy byli przyjść nie godzinę, ale dwie godziny wcześniej. Ale mniejsza o to, bo klub chociaż wielki, jest jednak klubem, a nie salą koncertową, więc scenę można było oglądać ze stosunkowo niewielkiej odległości nawet jeśli dostało się średnio dobre miejsca, tak jak my.
Koncert zaczął się punktualnie o ósmej. Basia była w świetnej formie – było sporo klasyki w rodzaju „Cruising for Bruising”, „Half a Minute” czy „London, Warsaw, New York””, były też utwory z najnowszej płyty z 2009 roku „It’s That Girl Again”, w tym moje ulubione „Blame it On the Summer” czy „If Not Now, Then When”. Basia ma świetną międzynarodową ekipę, łącznie z saksofonistą, perkusistą, gitarzystą-Włochem, oczywiście Danny’m White na klawiszach oraz chórkiem w osobach dwóch utalentowanych backup singers z Mauritiusa.
Jeśli chodzi o miejsce czyli „BB King” – no cóż, trzeba być przygotowanym na to, że w czasie koncertów obowiązuje „konsumpcja” za min. 10 dol. od osoby, jest drogo oraz że 15-procentowy napiwek zostanie doliczony do rachunku. Bynajmniej nie twierdzę, że nie zostawiłabym napiwku z własnej i nieprzymuszonej woli, ale byłoby przyjemniej mieć wrażenie, że decyzja należy do mnie, a nie do knajpy. W Nowym Jorku doliczanie napiwków praktykowane jest głównie w restauracjach w obleganym przez turystów sercu Manhattanu, w tym oczywiście w okolicach Times Square, zaś w innych miejscach – jedynie w przypadku większych grup (np. 10-osobowych) oraz jeśli gość ma wyraźny obcy akcent. A z tego co wiem w „BB King” jest to praktykowane od dawna, pewnie z wszystkich wyżej wymienionych powodów.
no wlasnie – wkurza mnie te dolicznie tipow do rachunku…coraz powszechnijsze sie to robi
kilka dni temu sluchjalem jakiejs wiadomosci ze pewna resturacja „hinduska” w NY ma zasade ze dolicza 15% do rachunku osobom ktore wygladaja naHindusow, Pakistanczykow itp – bo podobno oni nie zostawiaja:)
No cóż – nie-Amerykanie są podobno mniej hojni, jeśli chodzi o napiwki, przynajmniej taka opinia pokutuje w Nowym Jorku. Ja nie poczułam się urażona, bo wiedziałam, że w BB Kings doliczanie napiwków do rachunku jest na porządku dziennym. Napiwki w NYC są ważne, bo wielu kelnerów zarabia poniżej płacy minimalnej, a ich właściwa pensja pochodzi z napiwków.
„no wlasnie – wkurza mnie te dolicznie tipow do rachunku…coraz powszechnijsze sie to robi”
Jak do tej pory, na ten zwyczaj natknalem sie tylko w Nowym Jorku, i to tylko w miejscach gdie duzo turystow zagranicznych. Nie maja oni bowiem zwyczaju zostwiac napiwkow, a jak juz, to zostawiaja dolara do rachunku na stowe.
W Europie jest taki zwyczaj. Jak meiszkalem w Austrii, to dawalo sie pare szylingow, a kelner klanial sie w pas i dziekowal. Amerykanskie 15 jest nie do pomyslenia. W Polsce amerykanskie napiwki budza zdziwienie
Dla tych ktorzy nie mogli byc na koncercie – Basia jest obecna w serwisie Rhapsody, w sumie 9 plyt jej plus dwie kompilacje. Nalezy szukac pod „basia”.
Halo! Halo! Od września nic? Mam nadzieję, że wszystko w porządku.
Pozdrawiam. Alicja