Wszyscy znajomi mówią to samo – w niektóre miejsca chodzi się tylko wtedy, kiedy przyjadą goście, z Polski albo inni zamiejscowi, którym wypada pokazać Nowy Jork. Tak jest ze Statuą Wolności i Ellis Island. Na zwiedzenie tych dwóch miejsc trzeba przeznaczyć min. 5 godzin, nawet jeśli ma się wcześniej wykupiony bilet, i to nie licząc dojazdu do Battery Park. Nie da się tam tak po prostu wyskoczyć po pracy jak do MoMa czy na Broadway.
Byłam tam w sumie cztery razy – dwa razy jeszcze przed 9/11 i dwa razy już po, ostatni raz w marcu, i trzy z tych wycieczek były związane z wizytami gości. O ile przed 9/11 po prostu jechało się do Battery Park, kupowało bilet w kasie i po odstaniu w krótszej lub dłuższej kolejce płynęło promem podziwiać z bliska Lady Liberty lub nawet wejść do korony, to teraz wszystko się skomplikowało. Doszła kontrola bezpieczeństwa, a wejście do korony wymaga zakupienia biletów z kilkumiesięcznym (tak – kilkumiesięcznym) wyprzedzeniem.
Przed wejściem na prom przechodzi się przez kontrolę jak na lotniskach przed lotami międzynarodowymi, łącznie z wykrywaczami metalu, prześwietleniem toreb i zdejmowaniem butów – oops, skąd ta dziura w skarpetce, ale przysięgam, że zrobiła się po wyjściu z domu:) Zabawa zdecydowanie dla wytrwałych. Notabene, bilety najlepiej kupić wcześniej przez internet www.statuecruises.com, a jeśli chce się wejść do korony, trzeba planować na kilka miesięcy do przodu.
Ale jak się już przez to przejdzie i dopłynie na Liberty Island, a potem na Ellis Island, człowiek uświadamia sobie, jak bardzo warto było. Nie tylko po to, żeby na trawniku przed Statuą pstryknąć sobie kilkanaście zdjęć dla potomności i pooglądać fantastyczną panoramę Manhattanu. Warto też spędzić trochę czasu w Muzeum Imigracji na Ellis Island i skupić się na pokazanych tam zdjęciach i eksponatach.
W czasie każdej z dotychczasowych wizyt na Ellis Island zawsze wyszukiwałam akcenty polskie i udawało mi się to bez trudu, bo wśród 15 milionów ludzi, którzy w latach 1892-1954 przeszli przez ten imigracyjny czyściec, nie brakowało Polaków, nawet jeśli w dokumentach figurują jako obywatele Rosji. W 1899 r. Polacy byli czwartą najliczniejszą grupą etniczną wśród przybywających do Ameryki imigrantów, a rok później – już trzecią, wyprzedzając nawet Irlandczyków. W latach 1870-1914 do Stanów wyemigrowało ponad 2 miliony Polaków („The Polish Americans” by Sean Dolan & Sandra Stotsky).
W marcu część ekspozycji Muzeum Imigracji, łącznie z gigantyczną mapą wyświetlającą dane liczbowe na temat różnych grup etnicznych w USA i tablicami na zewnątrz z wygrawerowanymi nazwiskami imigrantów, była zamknięta dla publiczności z powodu remontu, nad czym ubolewam, bo za każdym razem wyszukuję tam swoje nazwisko (choć tak do końca nie wiem po co, skoro wiem już, że tam jest).
Ale za to znalazłam to zdjęcie – nie pamiętam, żebym kiedykolwiek wcześniej zwróciła na nie uwagę:
Zadawali nam pytania: Ile jest dwa dodać jeden? Dwa dodać dwa? Później przyszła kolej na dziewczynę z naszego miasteczka. Zapytali ją – kiedy myjesz schody, to gdzie zaczynasz, na górze czy na dole? – Nie przyjechałam do Ameryki po to, żeby myć schody – odpowiedziała.
Dobrze to określiłaś, że to był imigracyjny czyściec. Nie pamiętam już historii, które przeczytałam lub usłyszałam podczas zwiedzenia, ale było wiele dramatycznych: rozdzielone rodziny, deportacje. Muzeum bardzo mi się podobało.
Masz rację – jest tam trochę takich historii, np. o odsyłaniu do kraju pochodzenia samotnych kobiet albo osób chorych na choroby zakaźne.
Świetny wpis. Swego czasu byłem na obu wyspach. Nietety już po 9/11 i do pochodni czy nawet do głowy pani wolności wchodzić wtedy nie było można, ale wspomnienia i tak niezapomniane ;). Pozdrawiam.
Bardzo ciekawy wpis! W Kanadzie było coś podobnego, nazywało się Pier 21 w Halifaxie (Nowa Szkocja) taki tutejszy czyściec dla imigrantów:
http://www.pier21.ca/home/
Mam nadzieję się wybrać do NYC i zahaczyć o wyspy, ale wszystko w swoim czasie. To są fascynujące miejsca…
Dodam przekornie, że Polacy przybywali do USA nie tylko z „Rosji”, ale również z pozostałych zaborów:)
Co prawda, to prawda, jeśli chodzi o Polaków z różnych zaborów. Napisało mi się, że z Rosji, bo akurat zapamiętałam dokument gdzie było podana nazwa polskiego miasteczka, a kraj – Rosja.
Zajrzałam na stronę Pier 21 i widzę, że jest wystawa o imigrantach z Chin. USA przez wiele lat po 1882 oficjalnie nie przyjmowały imigrantów z Chin albo tylko bardzo niewielką ich liczbę (Chinese Exclusion Act).
Moj pradziadek jako niepelnoletni chlopak przeszedl piechota z Galicji do Bremy pod koniec 19-wieku. Stamtad statkiem dostal sie do Ellis Island. Przy odprawie, udalo mu sie zachowac imie i nazwisko w niezmienionej formie. Jest dla mnie wzorem odwagi. Pozdrawiam serdecznie 🙂