Dzisiaj wracałam do domu koło ósmej wieczorem – w poniedziałki i środy zawsze chodzę po pracy na pilates. Żadnych sensacji, metro jak metro, znalazłam nawet miejsce siedzące i mogłam spokojnie czytać Game Change, potem jedenastką prosto do domu przez Woodhaven Blvd. Po całym dniu wichury, ulewy i pogody ogólnie z piekła rodem, pod wieczór deszcz przestał padać, zrobiło się łagodnie, ciepławo i mgliście. A ten skurczybyk o mały włos nie rozwalił mnie na przejściu dla pieszych…
Przechodziłam na pasach na zielonym świetle, które w Nowym Jorku oczywiście jest nie zielone, a białe. Na skrzyżowaniu, na którym wszyscy spokojnie czekali na zmianę świateł, on wyskoczył znikąd, jechał tym swoim gratem bardzo szybko – zdecydowanie za szybko, jak na teren zabudowany i nie miał najmniejszego zamiaru zwolnić.
Zauważyłam go kątem oka i na sekundę skamieniałam ze strachu, po czym kiedy był kilka metrów ode mnie zaczęłam machać rękami jak wariatka i wrzeszczeć na całe gardło, bo wiedziałam, że już nie mam gdzie uciekać. W ostatniej chwili przycisnął hamulec, a mimo to przywalił mi w nogę tak, że teraz powoli rozlewa się wielki krwiak. Otworzył okno i mówi, że mnie nie zauważył, po czym dodał gazu i odjechał.
Należę do osób bardzo – może za bardzo? – opanowanych, choć nie twierdzę, że zawsze tak było (ale to już temat na osobny odcinek) i nie pamiętam, kiedy ostatni raz zdarzyło mi się rzucić komuś taką wiązkę, do tego po angielsku. M., który w odróżnieniu ode mnie nadal wierzy w skuteczność lekcji umoralniających udzielanych naszym bliźnim, uważa, że powinnam była spisać numer rejestracyjny, a najlepiej od razu dzwonić na 911 i nie ruszać się z miejsca „wypadku”.
Nie powiem, przeszło mi to przez myśl, ale tylko przez ułamek sekundy – do momentu, kiedy nie upewniłam się, że kość jest jednak w jednym kawałku. Szkoda mi czasu na szarpaninę w sądzie, z której i tak nic by nie wynikło, oprócz wątpliwej lekcji dla kierowcy grata.
Piąty tydzień nowego roku uważam za oficjalnie rozpoczęty.
Prawdopodobnie nawet mogl nie miec ubezpieczenia.
Dobrze, że tak się skończyło. W nas jesienią 2007 wjechała taksówka, też na zielonym świetle (białym). Mnie się nic nie stało, ale M. powaliło na asfalt a nasz pies zebrał cały impakt i poleciał w góre jak korek od szampana… Spisaliśmy numery i tak dalej, ale ponieważ nie było żadnych obrażeń daliśmy sprawie spokój, gość pewnie by stracił licencję, po co to komu. Był tak samo przerażony jak my, bo nas nie zauważył.
Nie wiem co się dzieje, w Toronto w ostatnich dwóch tygodniach prawie codziennie kogoś śmiertelnie potrąca samochód/tramwaj/autobus. Już kilkanaście ofiar. Wszyscy pędzą, piesi nie uważają, kierowcy też nie, paranoja.
Wszystkiego dobrego!
uwazam, ze kwalifikuje sie to do „hit and run” i powinnas faktycznie zlozyc meldunek. moja mama zginelaroku w 2006 w poznaniu na przejsciu dla pieszych, 100 m od swojego domu. sprawca jechal 90 km/h w strefie 55 km/h. dostal zawiasy i grzywne, tutaj kwalifikowaloby sie to jako manslaughter i odsiadka.
Numery spisac i meldowac. Tacy ludzie powinni miec z punktu zabrane prawo jazdy a w razie spowodowania wypadku – ZWLASZCZA jesli wjezdzaja na czerwonym swietle na przejscie dla pieszych – odsiadka i dozywotni zakaz prowadzenia samochodu.
Jak to k^%%^&^ jest ze jedni ludzie (ja na przyklad) NIE JADA NA CZERWONYM, nigdy w nikogo nie wjezdzaja, ustepuja pierwszenstwa pieszym a inni takie sk^$%^ wyprawiaja.
jak jeden z drugim ma ochote sobie „pojezdzic” to niech jedzie na tor wyscigowy a nie szarzuje w miescie, gdzie pelno ludzi na ulicach i chodnikach.
Cieszyć się należy, że z życiem uszłaś. Teraz to pewnie po ptakach, ale ja na Twoim miejscu zadzwoniłabym była natychmiast po incydencie na 911, niechby złapali skur***. Bo Ania ma rację, że to hit and run.
A czy zauwazylas brak swiatel dla pieszych na skrzyzowaniu Woodhaven Blvd. i Metropolitan Ave. Wyrwane z chodnika na skutek nocnego wypadku. Dzisiaj rano przechodzilam przez 6-pasmowa ulice na wyczucie. A moze rozwalil je ow wlasciciel wraka… Trzy tygodnie temu widzialam tam misia i kwiaty przywiazane do ulicznego slupa.
Pewnie macie racje, że powinnam była nie ruszać się z miejsca i nie pozwolić mu odjechać, dopóki nie przyjedzie policja. Bo faktem jest, że jechał zdecydowanie za szybko, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że było już po zmroku.
Ania K. – jak słyszę takie historie, jak Twoja, to po prostu przeraża mnie brak logiki w polskim prawie – grzywna, zawiasy, a niedługo pewnie będa trzy zdrowaśki. Co prawda surowsze kary nie przywrócą nikomu życia:( ale przynajmniej zapobiegną następnym tragediom.
Foresthillczanka – skrzyżowanie z Metropolitan to trochę dalej ode mnie, ale widziałam tam już i rozwalony słup, wcale nie tak dawno, i misie i kwiaty na poboczu. Jak tak dalej pójdzie, Woodhaven prześcignie Queens Blvd jako „boulevard of death”.
problem nie istnieje na times square gdzie ludzie walą przez przejście nie tylko na białym ale i na czerwonym świetle, sam niesiony przez tłum przepłynąłem tak przejście. A taksówkarzom pozostaje jedynie trąbić swoimi syrenami.
Times Sq jest akurat wolny od ruchu kolowego.
Jeżeli dobrze zrozumiałem i chodzi ci o wyłączenie kawałka Broadwayu z ruchu to jednak auta dalej jeżdżą po siódmej i ulicach przecinających ją. po za tym kiedy ostatni raz tam byłem całe Times Square było jeszcze otwarte dla aut. Nie licząc świąt ;).
[…] [Salon nowojorski] Najlepiej głośno rozedrzeć pysk […]
Ożesz! Ja na pewno dzwoniłabym na 911. Chociaż pewnie byłaś tak zszokowana, że zanim się zorientowałaś to zniknął…
A to Ty jeszcze nie zauwazylas, ze nie ma znaczenia jakiego koloru jest swiatlo? Przechodzenie przez Queens Blv. w ktorymkolwiek miejscu nie nalezy do bezpiecznych bez wzgledu na swiatlo. Mnie pare razy rozjechaliby na chodniku z wozkiem i trojka dzieci. Kobieta wjechala mi w trojosobowy!!! wozek wyjezdzajac z podjazdu do domu na ulice. Gdyby nie to, ze jestem na punkcie ulic przewrazliwiona ktos z mojej rodziny na pewno juz dawno bylby uszkodzony.
Szefowo kochana,
mam nadzieje, ze ten wypadek nie jest przyczyna Twojego milczenia…
Bo mnie sie teskni za Twoim pisaniem..O!
Nieee, o tamtym już zapomniałam, a wytłumaczyłam się w dzisiejszym tekście.
na Queens Blv jest strasznie-swiatla krotkie-przejscia 3-etapowe, w polowie przejscia skrecajace samochody; a najgorsi sa kierowcy autobusow-oni za wszelka cene chca przejechac pierwsi; przechodzilam kiedys na bialym(okolice Macy`s), a autobus zdazajacy na przystanek – przejechal przed moim nosem; gdybym zrobila jeden krok wiecej do przodu-to by zostala po mnie krwawa plama-szok;
piesi tez nie maja czesto cierpliwosci i przebiegaja pomiedzy pedzacymi samochodami-ale to juz glupota- chyba nieuleczalna