Dwunasta w południe, a ja jestem już po wigilijnych zakupach. Wzięłam dzisiaj wolne i z samego rana pojechałam na Greenpoint, aby kupić wszystko, czego nie będę sama przygotowywać domu – pierogi z kapustą i grzybami, uszka, kapustę wigilijną oraz oczywiście chleb i Michaszki, bo bez Michaszków u państwa T. świąt się nie obchodzi. I mały szok – w Staropolskim nie było kolejki, dzięki czemu w ciągu kilku minut byłam już po zakupach.
Są dwa logiczne wytłumaczenia tej sytuacji – albo recesja zmusiła rodaków do poszukania tańszej alternatywy (Staropolski do najtańszych nie należy), albo Polacy coraz częściej wyprowadzają się z polskiego kiedyś Greenpointu i siłą rzeczy zakupy robią gdzie indziej. Ridgewood? Maspeth? Zakupy świąteczne robię na Greenpoincie od wielu lat, ale jest to pierwszy raz, kiedy wszystko udało mi się załatwić bez odstania w kolejce kilkudziesięciu minut.
Ze Staropolskiego poszłam do Green Market po sąsiedzku – po chleb, chałwę i Michaszki właśnie, i tam kolejka już była, ale chyba raczej dlatego, że obsługujący panowie ruszają się jak muchy w smole. Od dawien dawna w Green Market obsługę stanowią wyłącznie faceci, w większości młodzi oraz bardzo młodzi plus obsługujący kasę właściciel i ośmielę się zaryzykować stwierdzenie, że przez ten zawoalowany mizoginizm klienci czekają w kolejce dwa razy dłużej niż powinni. Ale cóż, może porządna dawka testosteronu do pierogów to jest to, co sklepowi pozwala odróżnić się od sfeminizowanej konkurencji na Manhattan Avenue?
Z Greenpointu – do metra i dalej do domu na Queens. Po drodze postanowiłam wstąpić jeszcze do sklepu rybnego, a w mojej dzielnicy monopol na sprzedaż ryb mają Chińczycy. Po dłuższym zastanowieniu postanowiłam bowiem, że w tym roku na Wigilię będzie tradycyjny karp, bo podczas gdy dla większości czytających karp w Wigilię to norma a nie wyjątek, u nas karpia nie było już od paru dobrych lat. Rolę wigilinej ryby na naszym stole od lat z powodzeniem spełnia pstrąg w ziołach – super prosty do przyrządzenia i pyszny.
Ale słowo się rzekło, idę więc po karpia. Tłumaczę Chińczykowi, że chodzi mi o niezbyt dużą rybę, oprawioną i pokrojoną na kawałki. Chińczyk po angielsku ani be, ani me, jeśli nie liczyć powtarzanego w kółko carp, carp, yeah, yeah. Jeszcze raz na wszelki wypadek tłumaczę, że ryba ma być mała, po czym Chińczyk wyciąga ze zbiornika rybie monstrum, które trzepie się w sieci i ma śmierć w oczach. Carp, carp, yeah, yeah. Na samą myśl, że oto już za chwilę na moich oczach to przerażone stworzenie zostanie zamordowane, a następnie poćwiartowane po to, aby trafić na moją patelnię, z lekka zbladłam, albo przynajmniej tak mi się wydawało…
Tłumaczę więc Chińczykowi, że zmieniłam zdanie i jednak karpia nie chcę, że zamiast karpia poproszę te oto dwa małe pstrągi oraz kawałek łososia – wszystkie już elegancko nieżywe i równiutko rozłożone na zasypanej lodem ladzie w higienicznym rigor mortis. Chińczyk jest wyraźnie skonsternowany – przecież dopiero co ustaliliśmy, że carp, yeah, a teraz carp, no, ale w końcu wrzuca ułaskawionego przeze mnie karpia z powrotem do zbiornika i daje mi to, o co proszę.
Myślę, że gdybym za każdym razem miała być świadkiem zabijania stworzeń, które później trafiają do mojego garnka, bez większych problemów przeszłabym na wegetarianizm. W tej chwili co prawda jadam jedynie drób, ryby i owoce morza, natomiast bardzo rzadko stworzenia, które kiedyś miały cztery kończyny, ale myślę, że mogłabym zrezygnować nawet z tego.
A póki co – na Wigilię zamiast karpia znowu pstrąg w ziołach.
Pamietam jedne swieta z karpiem w wannie. Moze bylo ich wiecej, ale ja zapamietalam tylko tego jednego nieboraka. Odkad w wieku lat kilkunastu wyrobila sie u mnie swiadomosc ekologiczno-humanitarna i wszelkakie zlowione przez ojca i brata ryby kazalam z wrzaskiem wywozic z powrotem do stawu (sluchali sie, a jak), ojcu przeszla chyba ochota na tluczenie karpia tluczkiem po glowie i karpie w domu sie skonczyly, chwala Bogu. Pojawialy sie u babci, ale juz nie wnikalam, czy wczesniej plywaly w wannie. A jutro na wigilie bedzie jakas rybka, ale nawet nie wiem, jaka, bo hazbend sam kupowal w TJ’s.
No to Wesolych Swiat i smacznego niekarpia!
moze bysmy mniej miesa jedli gdyby trzeba bylo je upolowac , zabic i oprawic?
Taki karp pływający w wannie to wyniesiony z dzieciństwa uraz dla kilku co najmniej pokoleń polskich dzieciaków. Ten widok pewnie niejednego na długo zniechęcił do jedzenia ryb.
To ja się pobawię w adwokata diabła. W książce Barbary Kingsolver „Animal, Vegetable, Miracle: A Year of Food Life” przeczytałam opinię, że weganie wcale nie są tacy „święci” jak im się wydaje, bo przy hodowli roślin zabijane są całe rzesze szkodników, a to przecież żyjątka. Dodam od siebie, że zapewne ginie również sporo ptactwa i zajęcy, zwłaszcza pod kombajnami. Raczej trudno jest się wyżywić bez polania się czyjejś krwi.
Nic nie jest czarne ani białe. Nie jem mięsa ani ryb, ale noszę skórzaną kurtkę. Mam ją już parę lat, i co, mam wyrzucić? Chyba najlepszym wyjściem nie licząc weganizmu jest jak najbardziej humanitarny chów i jak najszybszy i najmniej bolesny ubój. No i zawsze można jeść mniej stworzeń a więcej korzonków.
no wlasnie moja kolezanka (Amerykanka), ktora mieszka na GP wlasnie mi wyslala emaila „what’s up with the live carp in fish tanks in GP, is it a Polish thing?”. osobiscie fascynuje mnie ten transfer tradycji za ocean w kazdym najmniejszym detalu… co do zmian demograficznych na GP to bardzo duzo moim zdaniem w ciagu ostatnich 5 lat.
Ciekawe ilu Polaków mieszka jeszcze na Greenpoint?
Polakow na Greenpoincie jest teraz zdecydowanie mniej niz bylo kiedys, bo zostali wyparci przez „yuppies” i teraz trzeba miec gruby portfel, zeby cos tam w ogole wynajac. Tak, Greenpoint zrobil sie teraz dzielnica ekskluzywna.
Dokladnie bedziemy wiedziec w 2010 r., kiedy to odbedzie sie census (spis powszechny?) i zostanie policzone poglowie.
Jeśli chodzi o kwestie etyczne związane z weganizmem i wegetarianizmem, NYT opublikował ostatnio ciekawy tekst na ten temat Sorry, Vegans: Brussels Sprouts Like to Live, Too.
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę: Tysiąca choinek w lesie,prezentów ile Mikołaj uniesie,bałwana ze śniegu i mniej życia w biegu oraz tyle radości, ile karp ma ości !!!
Dziękuję za życzenia i sama też się dołączam – wesołych i szczęśliwych Świąt dla wszystkich!
http://www.prymat.pl Przepisy na Boże Narodzenie wg polskiej tradycji http://www.prymat.com
Oj widze, ze robimy zakupy w tym samym sklepie, ja tez od lat jezdze do Staropolskiego:)) Dawniej, jak jeszcze nie bylo Staropolskiego to jezdzilam do Kiszki. Zreszta te 25 lat temu to nie bylo wielkiego wyboru:))) A ja zakupilam wszystko co potrzebowalam z GP 2 tygodnie temu, bo wedlin tez juz jakos nie jemy, ale za to kupilam karczek i schab z ktorego sama wytworze „wedliny”. A w Wigilie bedzie paella z owocow morza, karpia raz tylko sprobowalam jako dziecko i nie lubie.
Nawet nie wiedzialam, ze na GP mozna kupic zywe karpie.
Rozpisalam sie, a przeciez mialam tylko zlozyc zyczenia;))
Wszystkiego najlepszego!!!
A my nie jemy karpia, bo nie lubimy. Uwielbiam ryby, ale karpia jako żywo nie znoszę, pstrąg o wiele lepszy. W Toronto jadamy zwykle jakies filety z morskich ryb, wlasnie jutro rano sie wybieram po cos. Zauwazylem, ze przed polskimi sklepami w Toronto tez sprzedaja zywe karpie. Faktycznie ciekawy ten eksport tradycyji.
Caly czas nie rozumiem dlaczego weganizm jest niby lepszy niz wegetarianizm? Szczerze mowiac odrzucanie sera kojarzy mi sie z odrzucaniem calej naszej europejskiej cywilizacji, ktora przeciez na serze, drozdzach i jajkach wyrosla:)
Taki karp zanim trafi na patelnie przynajmniej dostaje tluczkiem w leb, a co ma powiedziec homar?
Widzę, że nie jestem jedyną osobą, która nie będzie jadła karpia w Wigilię, a homarom oczywiście należy współczuć jeszcze bardziej niż karpiom 😉
A jeśli chodzi o różnice weganizm vs. wegetarianizm, to też się kiedyś zastanawiałam, w jaki sposób picie mleka albo jedzenie sera lub masła miałoby szkodzić krowom.
ja nie jestem wegetrianinem, po prostu uwazam ze „pozyskiwanie” wlasnego miesa za pomaca wedki czy strzelby/luku jest niejako uczciwsze (jesli mozna tego slowa naduzyc) niz kupowanie go w Safeway – uzmyslawia nam skad to mieso jest
nb – karpia tez nie jadlem – tylko tilapie ktor tez jes wylawiana masowo i hodowana i zaniknie wnet wg pewnego niemieckiego profesora ktory straszy genralnym zanikiem ryb
W. – niestety, gatunków ryb na wymarciu jest coraz więcej. Jak tak dalej pójdzie, pozostaną chyba tylko te sztucznie hodowane na rybich farmach, sztucznie napychane karmą i nie najzdrowsze.
Salon: teoretycznie nie szkodzi, ale amerykański przemysł masowej produkcji sprowadził produkcję mięsa, jajek i mleka do mało humanitarnego pozysku. Jajka pozyskiwane są przez tłamszczenie kur setkami w bardzo małych klatkach i niehumanitarnych praktykach skłaniających je do składania więcej jajek. Z kolei skutkiem ubocznym produkcji mleka jest cielęcina, bo żeby dawać mleko krowy najpierw muszą być w ciąży. Potem im się cielęta wcześnie zabiera, krowy idą do dojnika, a cielęta na rzeź. Dodatkowo krowom podaje się antybiotyki, które potem są w mleku. Weganizm zakłada więc, że przez niejedzenie zarówno mięsa jak i jajek i produktów mlecznych przecina się koło męczenia zwierząt. Inną alternatywą jest pozyskiwanie jajek z kur wolno chodzących (free range) i mleka i mięsa z krów pasących się na pastwiskach. Tak jak było kiedyś, przed masową produkcją.
Konsumenci w krajach wysoko rozwiniętych mają tutaj dużo do powiedzenia, bo kupując żywność ze źródeł lokalnych i humanitarnych hodowli wspierają finansowo producentów, którzy nie stosują metod przemysłowych.
Ale tego rodzaju produkty niestety zawsze kosztują sporo więcej, tak więc sama wiedza nie wystarczy, trzeba też mieć pieniądze, żeby kupować organiczne jajka czy mleko (chyba że ma się pod ręką Trader Joe’s, gdzie wiele produktów organicznych kosztuje tyle samo, co te zwykłe w innych sklepach).
Salon: Bingo. Poza brakiem pieniędzy na droższe jedzenie, brakuje też przede wszystkim consumer awareness, czyli świadomości konsumenta. Ludzie nie chcą wiedzieć skąd pochodzi ich jedzenie i jakim procesom podlega, najbardziej ich interesuje przystępna cena. To się powoli zaczyna zmieniać. Organiczne warzywa, owoce i nabiał bywają dwa razy droższe, a organiczne mięso 3-4 razy droższe. Dlatego taniej jest mięsa nie jeść lub ilościowo ograniczyć, jeśli nie chce się kupować masowo produkowanego masowo.