Jeszcze kilka miesięcy temu prasa w Polsce rozpisywała się na temat spodziewanej fali powrotów na Ojczyzny łono emigrantów, którzy wyjechali z kraju po wejściu Polski do UE. No bo na Zachodzie kryzys i recesja, a u nas nie. Okazuje się jednak, że te masowe powroty jakoś do tej pory się nie zmaterializowały – owszem, wracają ludzie, którzy wyjechali do Anglii czy Irlandii (Islandię lepiej dyskretnie przemilczeć) w momencie, kiedy koniunktura w tych krajach już się załamała i którzy przy ogólnym bezrobociu nie znaleźli pracy. Ale procentowo tych powracających jest niewielu.
Eksperci przewidywali, że w czasie kryzysu do kraju może wrócić nawet milion Polaków. Jednak z najnowszych badań, do których dotarł DZIENNIK, wynika, że na spakowanie walizek i powrót do Polski zdecydowało się zaledwie 200 tys. osób, czyli ledwie co dziesiąty emigrant.
„Reszta te ciężkie czasy woli przeczekać za granicą. Nawet ci, którzy wrócili, w zdecydowanej części planują ponowny wyjazd” – mówi autorka raportu prof. Krystyna Iglicka.
(Dziennik)
Tamte wcześniejsze prognozy od początku wydawały mi się mocno naciągane – owszem, zawsze byli i będą ludzie, którzy decydują się na powrót, ale najczęściej robią to z powodów osobistych – albo zostawili w kraju rodzinę, albo z góry postanowili, że po kilku latach trzeba będzie zwinąć żagle. Inni zaś od początku nie umieli się poza Polską odnaleźć i po prostu nie dawali sobie rady.
Natomiast jeśli ktoś ma normalne życie za granicą – pisząc „normalne” mam na myśli pracę zgodną z wykształceniem i ambicjami zawodowymi, rodzinę i przyjaciół (a najlepiej jedno i drugie) – nie będzie rzucał wszystkiego w diabły tylko dlatego, że jest recesja albo dlatego że dolar jest teraz o złotówkę tańszy niż parę lat temu.
Recesja zresztą dotarła już wszędzie i nie bardzo chce mi się wierzyć, że spakowanie walizek i zaczynanie wszystkiego od nowa w Polsce to jakaś cudowna recepta na wszystko.
Moim zdaniem caly ten szum wokol powrotow do Polski byl czescia ogolnej propagandy, ktora miala przekonac wszystkich, ze w Polsce dzieje sie teraz lepiej niz na Zachodzie. Wszystko w duchu budowania „drugiej Irlandii”. Jak do tej pory, nie bardzo sie sprawdzilo, a dolar wrocil na swoje miejsce.
zgadzam sie z przedmowca
a odnosnie Twojego wpisu sprzed roku (komentarze zablokowane) – to jakbys czytala w moich myslach.
Mnie się wydawało, że w tych tekstach o powrotach emigrantów często przebijała nutka „schadenfreude” – wyjechaliście, a tam wcale nie jest lepiej i musicie wracać.
Hm, czy myśmy już tego tematu na tym forum nie przerabiali kiedyś i to nie więcej niż raz?
Moja opinia się w tym temacie chyba nie zmieni. Nie jestem ekspertem od emigracji ale wydaje mi się, że spin doctors w polskich mediach robią szum i starają się pokazać jaka to emigracja jest paskudna a w Polsce nic tylko nektrar i ambrozja. Niestety większość ludzi, którzy przepowiadają owe hordy powracających to ludzie, którzy z Polski na dłużej nosa nie wyściubili i pojęcia nie mają jak się na emigracji żyje i… jak łatwo przyzwyczaja do pewnych standardów prawnych, politycznych, światopoglądowych i ekonomiczynych. Sami tych innych warunków nie znają, bo trzeba trochę pomieszkać poza Polską, żeby nabrać dystansu.
Swoją drogą bardzo się cieszę, że nie ma masowych powrotów, bo po pierwsze dowodzi to tego, że wbrew apokaliptycznym prognozom polskich dziennikarzy, socjologów i innych prognostów Polacy całkiem nieźle radzą sobie za granicą i zapuszczają korzenie. Po drugie, gdyby rzeczywiście doszło do fali powrotów to w Polsce zapanuje kolejny głęboki kryzys gospodarczy. Bezrobocie jest na sztucznie niskim poziomie tylko dlatego, że ludzie wyjechali.
A teraz zaczną kupować mieszkania i domy, zakładać rodziny i zapuszczać korzenie na dobre. I dobrze.