National Wholesale Liquidators – ten sklep był na Broadway’u od zawsze, a przynajmniej odkąd pamiętam. Kiedy zaraz po przyjeździe do Nowego Jorku urządzałam swoje pierwsze mieszkanie na Ocean Parkway – a tak naprawdę pokój z zasłonką zamiast drzwi – najczęściej robiłam zakupy właśnie tam. Ten sklep służył mi jako Victoria’s Secret, drogeria oraz sklep gospodarstwa domowego.
Jego tandetne okna wystawowe widziałam z okien ogromnego mieszkania przy Mercer, w którym wtedy pracowałam i czasami biegłam tam na szybkie zakupy, kiedy zabrakło płynu do mycia naczyń albo proszu do prania. To tam właśnie w jednym z pierwszych tygodni w Ameryce poznałam słowo mop 🙂
W tym sklepie na Broadway’u sprzedawcami byli wyłącznie Hindusi, kobiety w kolorowych sari i nienaturalnie chudzi faceci, wszyscy mówiący po angielsku z charakterystycznym akcentem rodem z Punjabu. Zawsze był tłok, kolejka do kasy oraz ogólny nieporządek, który można by określić jako chaos kontrolowany.
Po pracy chodziło się do „likwidatorów” (tak ten sklep nazywałyśmy w naszym Polglish), aby grzebać w koszach z tanią bielizną, przeglądać ciasno upakowane wieszaki z ciuchami, które w praniu czasem farbowały, a czasem nie – zawsze to była loteria – albo półki pełne wcale nie najgorszych talerzy czy czekoladek tuż przed upływem terminu przydatności do spożycia. Potem wsiadało się w metro F i jechało do domu na Brooklyn, z torbą pełną czegoś tam.
Później zmieniłam pracę, więc zaglądałam tam rzadziej, ale jeśli już udało mi się tam wstąpić, nigdy nie wychodziłam z pustymi rękami.

Fot. newyorkdailyphoto.blogspot.com
Zdjęcie: newyorkdailyphoto.blogspot.com
No i cóż, koniec z likwidatorami. Sieć, która powstała w 1984 roku, pod koniec ubiegłego roku straciła możliwość zaciągania kredytów i w listopadzie ogłosiła bankructwo. Z 47 sklepów otwartych pozostanie jedynie dziesięć. Circuit City, Linens ‚n Things, Sharper Image – tego można się było spodziewać, ale czy tanie sklepy, takie jak NWL, nie powinny być odporne na recesję?
Nie sa odporne. „Profit margin” w „retail business” jest bardzo maly – rzedu kilku procent i rzadko przekracza 5% a srednio jest 3.5 %. Wystarczy zeby podniesli koszty elektrycznosci lub wynajmu lokalu, a sklepy „nie wyjda na swoje”. Przy czym, czym mniejszy sklep, tym predzej padnie
Tez znalam ten sklep na Manhattanie – szkoda.
oj, bywalo sie w tym sklepie, bywalo!!!!! w mom przypadku z wypchana torba jezdzilo sie potem N, prawie do samego konca 😉
Po wczorajszej wizycie w najblizszym centrum handlowym zauwazylem wielu kolejnych kandydatow jak na przyklad Ann Taylor Loft – ulubiony sklep mojej filigranowej zony, ktora w chwili obecnej bedzie chyba zmuszona korzystac z uslug krawcowej. W centrum Worcester, MA jest centrum handlowe „widmo” a poniewaz wlasciciele sponsoruja jeszcze ochrone i minimalne oswietlenie to mozna tam chodzic na spacery zima. Pozdrawiam serdecznie 🙂