W dzisiejszej debacie między Joe Bidenem a Sarą Palin każdy zapewne zobaczy to, co będzie chciał zobaczyć. Zwolennicy McCaina stwierdzą, że Palin wcale nie jest taka głupia, jak mogłoby wynikać z wywiadu, którego w zeszłym tygodniu udzieliła Katie Couric z telewizji CBS, a którego fragmenty w całej niszczącej okazałości cały czas wyciekają do Internetu.
W tamtym wywiadzie Palin plotła jak Piekarski na mękach – opowiadała o Putinie wystawiającym łeb nad Alaskę, nie była w stanie wymienić ani jednego czasopisma, które regularnie czytuje, wykazała się całkowitą nieznajomością tematu, kiedy padło pytanie o decyzje Sądu Najwyższego – jednym słowem, popisała się całkowitym brakiem wiedzy na jakikolwiek temat.
W porównaniu z tamtym wywiadem, wczorajszą debatę zwolennicy Palin niewątpliwie uznają za sukces, bo nie zaprezentowała się w niej jak kompletna idiotka (w pewnym sensie świadczy to o tym, że nie najwyżej ustawiona była ta poprzeczka dla Palin). Zapewne wyborcy konserwatywni utwierdzą się w przekonaniu, że jednak warto głosować na McCaina, bo kandydatura Palin nie jest aż takim dużym ryzykiem. Jeśli celem była ponowna mobilizacja konserwatywnej republikańskiej bazy, to cel ten został osiągnięty, o ile oczywiście nie wzbudzi zdziwienia improwizowane poparcie dla praw gejów ze strony Palin.
Natomiast zwolennicy Obamy stwierdzą, że Joe Biden spisał się fantastycznie i był o dwie klasy lepszy od Palin. Biorąc pod uwagę jego słynne gadulstwo i skłonność do gaf, z których jest od dawna znany, miałam spore obawy co do tego, czy Bidenowi wytrzymają nerwy i czy nie będzie traktował Palin z góry, pouczając ją jak prowincjonalną gąskę.
Tak się nie stało, Biden pozwolił Palin „być Palin” (czyli uśmiechać się niezależnie od tematu dyskusji w danym momencie, robić oko do widzów i przekręcać nazwiska), i nie atakował ani jej, ani jej braku doświadczenia, ale za to koncentrował się na działalności i planach McCaina. Widać było, że jego głównym celem było przekonanie Amerykanów, że George Bush i John McCain to jedno i że wybór McCaina na prezydenta w listopadzie nie będzie niczym innym, jak kontynuacją ośmiu lat polityki Busha.
Biden wypadł świetnie. Spokojny (choć na początku ciut nudnawy), opanowany, konkretny, nie dający się wyprowadzić z równowagi, rzeczowo korygujący przekłamania „pod publiczkę”, którymi Palin sypała jak z rękawa. Myślę też, że udała mu się sztuka nie lada – pokonał Palin jej własną bronią. Palin robi wszystko, aby uchodzić za przedstawicielkę i obrończynię interesów amerykańskiej prowincji. A dzisiaj udało się to Bidenowi. Mówił o dzieciństwie i młodości spędzonej w niezamożnym miasteczku w Pensylwanii, o ojcu, który musiał wyjechać z domu w poszukiwaniu pracy i o żonie i córce, które zginęły w tragicznym wypadku samochodowym. Wszystko brzmiało naturalnie i tak jakoś po ludzku.
Ale nie zdziwię się, jeśli jutro – po przemieleniu w mediach wszystkich szczegółów – ta debata zostanie uznana za remis, nawet jeśli Biden był zdecydowanie lepszy.
Debate ogladalo sie jak dyskusje miedzy politykiem swiatowej klasy a radna z Koziej Wolki. Glupawy usmiech nawet jak mowila o wojnie i kryzysie, puszczanie perskiego oka do widzow, wtf?
Biden wygral debate „hands down”, natomiast Palin korzysta na tym, ze nikt sie wiele po niej wiele nie spodziewal, wiec zwolennicy McCaina odetchneli z ulga. Ciekawych czasow doczekalismy – to ze sie nie jest kompletnym durniem ma wystarczyc, zeby zostac vice prezydentem.
Tytul z CNN – „For Palin, a tie is a win” – http://www.cnn.com/2008/POLITICS/10/03/navarrette.debate/index.html
Zastanawiajaca logika – jesli Palin nie przegrala z kretesem, czyli jesli nie pomylila Iranu z Irakiem, albo Pakistanu z Afganistanem, to znaczy ze wygrala?
Obserwator: „Debate ogladalo sie jak dyskusje miedzy politykiem swiatowej klasy a radna z Koziej Wolki.” – lepszego niz to podsumowania jeszcze nie slyszalam.
Obejrzalam cala debate i rowniez bylam w ciezkim szoku odnosnie minimalnej ilosci znaczenia w wypowiedziach Palin, jej mimiki twarzy (usmiechy, ruchy glowy) i tego perskiego oka (!). Kto by pomyslal, ze Tina Fay byla duzo blizej prawdy w swej parodii niz przypuszczalam. Do tego nieprofesjonalny jezyk („darn,” „ya Americans” i ciagle powtarzanie „also”) mnie po prostu powalil. Jej sukces byl wylacznie w tym, ze nie popelnila jawnej gafy i ze po wywiadzie z Curic juz nizej spasc nie mogla, wiec jak na siebie wyszla dobrze.
A Biden wyszedl naprawde dobrze.
Mnie tez przez pierwszych kilkanascie minut Biden wydawal sie nudny i jakis nieobecny, nie patrzyl w kamere i trudno bylo sie z nim utozsamic. Potem bylo juz tylko lepiej i do konca zachowal klase i styl. Palin, subiektywnie biorac wypadla dobrze.
Palin wypadla dobrze – jak na mozliwosci Palin. Bo gdyby to Hillary Clinton byla na jej miejscu i wypadla tak jak Palin, zostalaby w mediach rozszarpana na kawalki. Mozecie sobie wyobrazic Clinton, Thatcher albo Merkel puszczajace perskie oko do publicznosci w trakcie przemowienia? Nie? Ja tez nie.