Nie wiem, zapewne są jeszcze miejsca w Stanach, gdzie jest łatwo o super pracę, do tego za super pieniądze, a firmy mają trudności ze znalezieniem pracowników. Gdzie właściciele nowiutkich Lexusów i BMW mają się lepiej niż kiedykolwiek, albo przynajmniej tak samo dobrze, jak menadżerowie hedge funds, w których mają ulokowane swoje pieniądze. Ale z miejsca, z którego patrzę, to wszystko wygląda trochę inaczej.
Negocjowany od paru dni pakiet ratunkowy Paulsona dla rynków finansowych na razie upadł w Kongresie. Giełda zjechała na dół 8-9 procent dosłownie w ciągu kilku godzin, a 1,2 biliona zainwestowanych dolarów (1.2 trillion) wyparowało. Razem z paroma tysiącami z mojego planu 401K.
Photo © Public Citizen
W piątek widziałam gościa, który z biura Lehman Brothers wynosił pudło ze swoimi rupieciami, a dzieciaki pomagały mu nieść kwiatki w doniczkach i jakieś pamiątkowe puchary. O, nieśmiertelny karton, który wręcza się tutaj pracownikowi średniej rangi razem z pink slip – sama szłam z takim pięć lat temu z biura pewnej agencji reklamowej na Dolnym Manhattanie.
Z kolei w mojej dzielnicy ostatnio co i rusz jakiś sklep zwija interes. Na razie są to głównie te nieco bardziej „ezoteryczne” biznesy (zdrowa żywność, joga, itp.), jednak kiedy w kilku oknach pod rząd widzę wywieszki z napisem For Lease, wiem, że to nic dobrego. O sąsiadach, którzy nie mogą od dłuższego czasu sprzedać domu, mimo że cena nie jest zbyt wygórowana, pisałam już wcześniej, więc nie będę się powtarzać.
Mieszkam tutaj wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że w tej chwili wszystko po trochu schodzi na psy. Staram się przy tym patrzeć poza czubek własnego nosa, więc nie zakładam, że skoro mnie się jako tako powodzi (przynajmniej na razie), to jest to niezbity dowód na to, że amerykańska prosperita i American dream mają się wyśmienicie.
Powiem więcej, działa mi na nerwy, kiedy ktoś, kto siedzi na worku pieniędzy – z racji urodzenia, wykonywanego zawodu albo szczęśliwego zbiegu okoliczności – wmawia pozostałym, że wszystko jest tutaj fantastycznie, bo akurat JEMU powodzi się dobrze. Fundamentals of our economy are strong. A jak masz jakieś problemy, to pewnie masz dwie lewe ręce, albo jesteś nieudacznikiem i jak ci się nie podoba, to spadaj do Polski.
Rozmawiam ze znajomymi – z Polakami, którzy przyjechali tutaj dawno temu, i z Amerykanami, którzy mieszkają tutaj od urodzenia. Ktoś właśnie traci dobrą pracę w miejscu, gdzie pracował od ponad 15 lat. Ktoś inny, kto od lat prowadzi własny biznes, ostatnio musi dokonywać straszliwych akrobacji, żeby w ogóle dostać polisę ubezpieczeniową dla swojej firmy, a bez niej musiałby zamknąć interes. Inny znajomy, koło sześćdziesiątki, pół żartem-pół serio mówi, że chyba nigdy nie będzie go stać, aby przejść na emeryturę.
Wiem, że Ameryka się z tego syfu kiedyś wygrzebie i że jeśli spojrzeć na wszystko z perspektywy długoterminowej, wszystko będzie OK. W perspektywie długoterminowej… In the long run, we’re all dead.
I nie ma pomyslu na komentarz, Po prostu realia i kto bedzie sie probowal wymadrzac, pipisywac sarkazmem i ironia, ” a nie mowilem”, „hehe yankie w bankie” itp. niech sobie daruje.
Kupilem sobie lornetke, zaopatrzylem sie w stoicki dystans i wybralem punkt obserwacyjny ( internet – monitor 22″, wide screen).
Widocznosc doskonala, a whisky jeszcze nie zdrozala. Rok jakos wytrzymam.
Bailout-schmailout. A co by moglo sie najgorszego stac, gdyby ten caly „pakiet ratunkowy” czy jak sie to tam na polski tlumaczy przepadl w Kongresie? Zbankrutowaloby kilka firm na Wall Street, no i co? Jakos nie lezy mi to straszenie, ze „jak sie nie zgodzicie, to bedzie koniec swiata”.
Bush juz raz tak straszyl, przed wojna w Iraku i wiadomo co z tego wyszlo.
jak powyzej. jak whiski zdrozeje to sie przerzucim na piwo. amerykanskie;) dobrze nie jest, ale jak wiadomo najczystsze powietrze jest po burzy, a na burze zbieralo sie juz od dawna.
http://gothamist.com/2008/09/30/how_you_like_dem_apples.php