Nie ma to jak nowojorska prasa lokalna. Gazeta NY Daily News opisuje taką oto z życia wziętą historię, która niewątpliwie rozjaśni wam dzisiejsze pochmurne i ponure popołudnie: biszonek na załączonym zdjęciu uratował na Brooklynie 85-letniego dziadka, który przewrócił się we własnym mieszkaniu i przez kilka godzin nie mógł wstac. Mieszkająca na tym samym piętrze właścicielka psa wyprowadzała go rano na spacer, jednak biszonek nie tylko uprzejmie i stanowczo odmówił wejścia do windy, ale wręcz zaciągnął swoją panią pod drzwi dziadkowego mieszkania.
A tam – dziadek leży na podłodze i wzywa pomocy. I od razu mamy prawdziwy happy end, jakich w życiu mało – dziadka zabrało pogotowie, a psu zostało wybaczone, że dzień wcześniej wychłeptał swojej pani kawę z filiżanki.
Pooch comes to rescue after neighbor falls in Brooklyn home.
I jest to kolejny dowód na to, że małe psiaki wcale nie są głupsze od owczarków niemieckich, labradorów i innych wielce wykształconych ras użytkowych. Proszę to mieć na uwadze, kiedy następnym razem skrzyżują wam się ścieżki z jakimś pudelkiem miniaturowym, shih-tzu, albo biszonkiem kędzierzawym:)
A mnie parę dni temu coś wlazło w kark i nijak nie chce wyleźć. To pewnie kara boska za te wszystkie brzydkie rzeczy, które tutaj ostatnio wypisywałam o pani Palin. Myślałam, że pomogą mi zajęcia pilates w poniedziałek i wczoraj, ale chyba jest jeszcze gorzej, bo już prawie nie zginam szyi. Na dokładkę w mojej grupie pojawiło się kilka nowych twarzy, z których jedna strasznie stęka, kiedy ćwiczy (to znaczy stęka nie twarz, ale jej właścicielka). Rozprasza mnie to okropnie, bo ja tutaj próbuję się skoncentrować na jakimś ćwiczeniu, a panienka z boku sapie i jęczy. Czasem bardzo głośno, a czasem tylko głośno. Od razu zaczyna mi się wydawać, że jestem bardziej zmęczona niż jestem i najchętniej po prostu zwaliłabym się na matę. Tak mi się nic nie chce.
Jezuuu, czy mi kiedyś przejdzie ten ból karku?
Na pewno przejdzie, tylko musisz być cierpliwa, 2-3 dni i nagle minie, i dopiero potem sobie to przypomnisz. Ja miałam coś takiego w szyi ze 2 razy i w ten właśnie sposób problem minął.
A historia z pieskiem śliczna. Właśnie rozważam psa, ale nie wiem jakiego. Mój ukochany pies z dzieciństwa był kundlem, ale mądrym i kochanym. Chciałabym mieć też tak samo mądrego, rasa mi jest obojętna. Coraz częściej czytam, że pudle są jedną z najbardziej inteligentnych psich ras. I pudle które znam osobiście są świetne. No ale z psami jest chyba jak z ludźmi, są różne…
a.
* Właśnie rozważam psa, ale nie wiem jakiego*
………………….
Jezeli moge od siebie cos skromnie doradzic to
rase Shih-Tzu !!!
To male , kudlate piesia ktore sie nie lenia i nie trzeba
na wiosne i jesien dodatkowo z ich wloskow
mieszkanka odkuzac 😉
1 Minus ; trzeba o wloski Shih-Tzu dbac , regularnie szczotkowac i od czasu do czasu chodzic do
„psiowego” fryzjera….
Uwzam , ze bardzo wazne jest zadanie sobie pytania zanim sie kupi psiaka albo ” zaadoptuje” ze schroniska
„ile czasu mam dla mojego przyszlego zwierzaka ?”
chce miec Sofa-pieska do glaskania albo psiaka
na DULUGIE spacery……..
Opowiesc o Biszonku jest ladna , wzruszajaca i swiadczy o tym ze zwierzeta umia komunikowac !
Niestety czesto (my Ludzie ) nierozumiemy tego co
one chca nam „powiedziec ” bo degradujemy zwierzaki na poziom ” to tylko pies , tylko kot , tylko….”
i szczekanie , piszczenie ,mialczenie ……posumuje sie
Cicho pikus !uspokuj sie…!
Ja mam pudla standardowego (duzego). Nie linieje, nie slini sie, rzadko szczeka, szybko sie uczy i jest madrym i wesolym towarzyszem. Jest sporych rozmiarow, wymaga regularnych wizyt u psiego fryzjera i bardzo duzej ilosci ruchu – polecam tylko, jesli masz duuuzo czasu na spacery i zabawe. Lubi umyslowa i fizyczna stymulacje i jesli jej nie otrzyma, zachowuje sie jak znudzony smutny nastolatek.
Ja też słyszałam o pudlach (standard) dużo dobrych rzeczy.
Sama, podobnie jak Ewa-sasiadka, mam shih-tzu, a nawet dwa i mogę tylko potwierdzić, że każdy pies ma inną osobowość. Jeden z moich shih-tzu jest odważny, lubi ludzi i nie przeszkadza mu głaskanie i „miętoszenie” przez dzieci z sąsiedztwa. Ale przy tym jest ciut uparty i leniwy – nie bardzo interesują go zabawki, woli wylegiwać się na kanapie oraz wystawiać brzuch do drapanek.
Ten drugi – jest bardzo nieśmiały i nie pozwoli się dotknąć obcej osobie. I uwielbia się bawić zabawkami oraz obgryzać buty.
Tak czy owak, takie małe kanapowce są idealne przy moim trybie życia i sytuacji mieszkaniowej (nie za dużo miejsca do biegania).
a jak z podróżami z tymi psami? Czy można je przewozić w kabinie (ogólnie, bo różne linie mają różne przepisy, ale może jest jakaś średnia) czy trzeba je „nadawać”? Dzięki za ciekawe informacje, coraz bardziej mi się już tego psa chce!
anna
Nie wiem, jak z innymi rasami, ale shih tzu nie tylko mozna przewozic w kabinie, ale jest to wrecz wskazane, oczywiscie w odpowiednim „opakowaniu” w postaci klatki lub torby zgodnej ze specyfikacjami linii lotniczych. Jesli chodzi o rasy, takie jak shih tzu, pekinczyki czy maltanczyki, to tutaj w Stanach nie wolno ich przewozic w luku bagazowym, jesli na jakimkolwiek odcinku trasy temperatura na zewnatrz wynosi ponad 75 stopni Fahrenheita.
Nasze zostaly przywiezione z Florydy, dwa lata temu w sierpniu, wiec lecialy w kabinie – nadanie na bagaz w ogole nie wchodzilo w gre z powodow opisanych powyzej. Siedzialy sobie w torbie pod siedzeniem z przodu i jakos przezyly.
To wygląda zupełnie nieźle. Ja mam w ogóle trochę być może porąbany pomysł. Jako, że lubię właściwie wszystkie zwierzęta, a przymierzam się do psa, to zaczęłam się zastanawiać czy nie mieć i kota i psa jednocześnie. Od maleńkiego. Małe kociątko i małego szczeniaczka. A że trochę podróżuję, to chciałabym owe stworzenia ze sobą wozić, jeżeli to nie będzie dla nich zbyt poważnym przeżyciem. Moja siostra też teraz właśnie rozważa psa, więc w rodzinie dużo się dzieje pod tym względem.
anna