W pewne słoneczne sierpniowe popołudnie postanowiliśmy urwać się z pracy i spędzić resztę dnia na Coney Island. Manhattan, Bronx i Greenpoint (tak, właśnie Greenpoint) pędzą i przyspieszają coraz bardziej, a na Coney Island czas stanął w miejscu i wszystko jest tak, jak było dawniej. Rozrzucone na dużym terenie wesołe miasteczko ze słynnym drewnianym Cyclonem oraz Wonder Wheel kusi wszystkich chętnych, którzy chcieliby sobie podnieść poziom adrenaliny, a w pamiętających lata 50. ubiegłego stulecia drewnianych budkach nęcą egzotyczne gatunki brooklyńskiego piwa, którego poza Coney Island nie uświadczysz nigdzie.
Za jedyne dwa albo trzy dolary można sobie też postrzelać do celu w nadziei, że może uda się „upolować” którąś z pluszowych maskotek, a jak ktoś ma do wyrzucenia pięć, może sobie postrzelać kulkami na farbę do żywego celu (coś w rodzaju „paintballa bez wzajemności”) korzystając z atrakcji o wdzięcznej nazwie Shoot the Freak. Ów „freak” to młodzieniec chowający się za murkami i krzakami na działce zarośniętej wysokimi po pas chwastami i zastawionej wszelkiemu rodzaju rupieciami. Thanks, but no thanks:)
Do tego oczywiście pierwszy i oryginalny Nathan’s – dzisiaj znana w całych Stanach sieć restauracji szybkiej obsługi, która kiedyś była skromną budą z hot dogami na rogu Stillwell i Surf Ave. Nathan’s na Coney Island to więcej niż zwykły fastfood – to kawał historii Nowego Jorku. Restaurację (czyli ową budę z hot dogami) założył w 1916 r. żydowski emigrant z Polski Nathan Handwerkerer, który opuścił Polskę w 1910 r. i przez Belgię trafił do USA. Na początku biznes nie za bardzo szedł, bo niska cena sprzedawanych przez niego hot dogów wzbudzała pewne uzasadnione podejrzenia co do ich jakości. Obrotny przedsiębiorca wpadł więc na pomysł, aby w charakterze klientów zatrudnić meneli, których jedynym zadaniem było tworzenie sztucznej kolejki i którym płacił w hot dogach. Poskutkowało jak widać, bo biznes kręci się do dzisiaj.
To tutaj właśnie co roku 4 lipca (czyl w Święto Niepodległości) odbywa się międzynarodowy konkurs jedzenia hot dogów (osobno dla pań i panów), a nazwiska zwycięzców dumnie figurują na tablicy honorowej. Rekord należy do niejakiego Joe Chestnuta z Kalifornii, który w tegorocznym konkursie w ciągu 10 minut spożył 59 sztuk. Plus 5 w doliczanym czasie. Daj Boże zdrowie i pojemny żołądek.
Być na Coney Island i nie zjeść hot doga z Nathan’s to grzech niewybaczalny, więc tam właśnie zjedliśmy lunch. Hot dogi, hamburgery, frytki, a do tego ziminutkie piwo – Budweiser i Corona:) Okazuje się, że taki hot dog w wydaniu klasycznym (czyli bez sera) to danie prawie dietetyczne, bo zawierające „jedynie” 300 kalorii, podczas gdy duże frytki z serem – to blisko 750 kalorii, cheeseburger – prawie 1000, a chicken wings with Blue Cheese – 1500! Swoją drogą nie jestem pewna, czy wprowadzony niedawno w Nowym Jorku obowiązek zamieszczania w widocznym miejscu informacji o wartości kalorycznej serwowanych w restauracjach dań na pewno dobrze wpływa na biznes.
Jadąc na Coney Island trzeba zapomnieć o zasadach zdrowego odżywiania i konwencjonalnej estetyki. A w upalne sierpniowe popołudnie jedzenie zwykłej bułki z parówką w ogródku Nathan’s na głowę bije siedzenie przy komputerze w biurze na Manhattanie. Nawet klimatyzowanym.
Radzę skorzystać z okazji i odwiedzić Coney Island zanim Cyclone, Beer Island i cała reszta przejdą do historii. Jak słyszę, teren wykupili deweloperzy i przymierzają się właśnie do zabudowania tego miejsca hotelami i luksusowymi apartamentowcami.
A co daja na tego hot doga? Bo klasyczny NYC hot dog to chyba z kiszona kapusta (przynajmniej ja takie jadlam, jak bylam w tzw. gosciach w NY)? Czy u Was ketchup to tez przestepstwo?
Najlepsze hot dogi są na manhattanie, z kurzem i spalinami 😀 najpyszniejsze!
„Najlepsze hot dogi są na manhattanie, z kurzem i spalinami 😀 najpyszniejsze!”
Buda Nathans hot dog na Coney Island to tradycja. Nie jada sie tego na codzienny posilek. Raz nie zawsze