Trzeba być strasznym skurczybykiem, żeby komuś ukraść psa. Do tego małego i chorego. W mojej okolicy na drzewach i słupach od wczoraj wiszą ulotki, rozklejane przez zrozpaczonego właściciela oferującego 1000 dolarów nagrody za odnalezienie psa: jego miniaturowy pudel wyrwał się zza płotu przed dom, aby porozkoszować się kilkoma minutami wolności w wiosennym słońcu i jak najdalej od smyczy. Przypadkowo – a może i nie – na ulicy zatrzymał się przejeżdżający samochód, wybiegła z niego baba-złodziejka, złapała psa i po chwili nie było już śladu ani po samochodzie, ani po psie.
Zapewne biorąc pod uwagę różne międzynarodowe kryzysy, globalne ocieplenie, głód w Afryce i ogólne pomieszanie tego świata, jeden ukradziony pies może zostać uznany za problem nieistotny i całkowicie trywialny. Ale tak mogą pomyśleć tylko ci, którzy nigdy nie zaznali zaszczytu prawdziwej psiej przyjaźni i którzy traktują psy jako zwierzęta robocze i stworzenia podległe – a nie równe – człowiekowi.
Ponieważ mam doświadczenie zarówno jeśli chodzi o psy podwórzowe, jak i domowe, powiem wam tyle: pies podwórzowy, nawet jeśli jest jest traktowany bardzo dobrze, tak naprawdę nie jest zaliczany do domowników, a jedynie do bydlątek gospodarczych. Dbamy, aby nie cierpiał głodu ani zimna, zabieramy do weterynarza, kiedy zachoruje, jednak nie traktujemy go jak przyjaciela. Jego zadaniem jest bycie stróżem domostwa, a nie naszym przyjacielem. Ma zaszczekać na intruza, może nawet potarmosić listonosza za nogawkę, jednak na tyle słabo, żeby nie zrobić mu w portkach dziury ani też broń Boże nie połamać żeber (lawsuit waiting to happen).
Pies domowy – o, to już całkiem inna sprawa. Pies domowy na wskroś zna nasze prywatne sekrety i wstydliwe słabostki, łącznie z zapachem brudnych skarpetek pańcia wywleczonych z kosza na bieliznę. Co więcej – zapach ten jest milszy jego powonieniu niż aromat tych świeżo wypranych i uszlachetnionych przy pomocy Snuggle. Zaczynam nawet podejrzewać, że pies byłego gubernatora stanu Nowy Jork Eliota Spitzera już od dawna wiedział, że jego pan ma zwyczaj kochać się w skarpetkach. A gazeta NY Post napisała o tym dopiero dzisiaj.
Pies domowy z sobie tylko znanych powodów lubi lizać nasze pięty, nawet jeśli przez cała zimę nie zaznały one pedicure. A kiedy zdarzy mu się zobaczyć nas rano w stroju Adama (ewentualnie Ewy), nie tylko nie jest rozczarowany, ale następnego dnia nawet słowem nie wspomni o tych paru zbędnych kilogramach.
Jak każdy inny członek rodziny, pies domowy ma swoje zwyczaje, drobne dziwactwa i rytuały. Ulubioną poduszkę na kanapie, od której wara zaproszonym gościom – a jeśli jest was zbyt wielu, niechaj pańciostwo przyniosą z garażu rozkładane krzesełka. Sznurkowy chodnik w jadalni, który w psim rozumieniu świata służy wyłącznie do czochrania pleców zaraz po kolacji. Wieczorne drapanki. Stawanie na tylnych łapach w celu sprawdzenia, czy aby na pewno kanapa jest wolna i dostępna do przedpołudniowej drzemki. Anielską cierpliwość, kiedy dwa razy w tygodniu do jedynego oka wlewają lekarstwo w kropelkach.
Chciałabym wierzyć, że kobieta, która przywłaszczyła sobie tamtego psiaka, będzie o niego dbała tak samo, jak dotychczasowy właściciel. Ze bardzo, ale to bardzo chciała mieć takiego właśnie psa – ze względu na siebie albo może dla swojego dzieciaka – a nie było jej stać na wydanie tysiąca dolarów na rasowego szczeniaka. Obawiam się jednak, że byłby to optymizm na wyrost, bo w nowojorskich schroniskach dla zwierząt ląduje zbyt wiele psów, które zbyt szybko znudziły się swoim właścicielom.
Do następnego razu!
Agnieszka
Moze mnie tu zbesztacie i moze slusznie, ale uwazam ze zlodziejka psa mogla byc mloda niezbyt czystych zasad Polka niezadomowiona w Ameryce; Wszelkiej „masci” Amerykanie zdaja sobie doskonale sprawe z wagi psa jako przyjaciela, ze nie wspomne o tym, ze tu pies traktowany jest na rowni z czlowiekiem a nawet i nieraz lepiej. Pomagaja szukac zagubione psy wlaczajac sie do akcji, a o znalezionych oglaszaja i szukaja wlasciciela. Wg wspolczesnego polskiego „robta co chceta” wolno wszystko, nawet to czego absolutnie nie wolno. To moje przypuszczenie jest calkiem mozliwe. To tak jak z tym polowaniem bez zezwolenie w lesie w NJ albo z zaklocaniem nocnej ciszy przez zwolennikow czestych nocnych libacji mocno zakrapianych alkocholem. To wolny kraj, to wszystko wolno, mozna uslyszec w odpowiedzi – wolnosc calkowicie pomylona z samowola.
Wstyd mi za ten alkohol przez „ch”, dlatego zglaszam poprawke. Alkohol ma byc przez samo „h” i wstydze sie za tak kardynalny blad!!! Dobrze, ze zostal w pore dostrzezony;-)
Wydaje mi sie, ze tutaj kradzierze psow sa duzo rzadsze niz w Polsce. Historia ta jest przerazliwie smutna, zwlaszcza, ze bylo to tak oczywista kradziez w bialy dzien. Ja mam psa z rodowodem, ktory spi w lozku ze mna i moim mezem i zdecydowanie jest czlonkiem rodziny. W obawie przed podobnymi zdarzeniami, wszczepilismy mu pod skore microchip w nadziei, ze jak ktos go sobie przywlaszczy i kiedys w koncu bedzie musial zaprowadzic do weterynarza, to przy rutynowej wizycie pies zostanie zeskanowany, a na ekranie pojawi sie nasze nazwisko i adres.
To wielka tragedia, zwłaszcza jeśli na przykład Rex, Dexter albo Stone był ulubionym przyjacielem dzieci w rodzinie… Paskudna sprawa, zwłaszcza, że szanse na odnalezienie sprawcy są w takim wypadku dosyć nikłe. Nawet jak pies ma chipa (a większość psów tutaj raczej ma) to weterynarze rutynowo nie sprawdzają czy dane w chipie pokrywają się z danymi tego kto psa przyprowadził.
————–
Nasz domowy przyjaciel, bez rodowodu, ma w zwyczaju chrapać najgłośniej ze wszystkich domowników. Poza tym po śniadaniu dopomina się marchewki, przeciąga się głośno, robi miny i jasno wyraża swoje opinie na różne tematy, czasem radykalnie odmienne od naszych opinii, zwłaszcza w kwestii tego co na spacerze można traktować jako jedzenie i czy można ulubioną kośc ogryzać na środku dywanu…
—————-
W Polsce psy mają swoich właścicieli i panów, tutaj jest pies
i jego mummy & daddy. Myślę, że to najbardziej oddaje różnice w postrzeganiu i hierarchii psa w społeczeństwie.
—————-
Nie wyciągałbym aż tak daleko idących wniosków jak art, czyli, że sprawcami byli Polacy, choć rzeczywiście niektórzy Polacy mają dziwne zwyczaje. Jakiś czas temu brytyjskie media narzekały, że Polacy polują na łabędzie na Tamizie i potem je zjadają, co Brytyjczyków bardzo żenuje, bo łabędzie mają tam taki status jak bociany mają (miały?) w Polsce a więc są nietykalne. Wstyd.
——————
P.S.
Jakiś czas temu pisałem u siebie o absurdalnej kradzieży psa w Toronto i póżniejszej historii z okupem etc. Jak ktoś ma ochotę to zapraszam:
http://www.resvaria.net/2008/02/26/psy-i-ludzie
Moja cudna i kochająca cały świat suka ma córkę(synowie poszli w dobre ręce). Córka jest piękniejsza i mądrzejsza od matki – trzymiesięczny ocean miłości. I co? I problem. Nie mogę mieć dwóch psów. Próbowałam jej znaleźć dom. Efekt zerowy – ludzie nie wiedzą, że suki są mądre i bardziej przywiązane niż psy, boja się kłopotów związanych z cieczką itp. Poszłam po pomoc do schroniska. Dowiedziałam się, że mogę zostawić szczeniaka za opłatą – rzeczywiście małą – 30 zł. Zapytałam ,czemu tak niska – i poinformowano mnie, że to koszt zastrzyku usypiającego, jeśli chętny się nie znajdzie. Nie oddam jej! I naprawdę nie mogę jej zatrzymać…
Cholerna dyskryminacja kobiet rozszerzyła się na psy… 😦
Schronisko to zawsze jakieś wyjście, ale niestety jeśli w miarę szybko nie znajdą się chętni do zaadoptowania psa, pozostaje tylko eutanazja.
Zaczynam teraz rozumieć, dlaczego niektórzy bardzo majętni Amerykanie w podeszłym wieku zakładają dla swoich czworonogów „trust funds” i różne takie – boją się, że po ich śmierci pies trafi w niepowołane ręce i szybko zakończy żywot.
Tez mam na punkcie zwierzat,zwlaszcza psow hopla z przezutka.Nie wyobrazam sobie zeby mojej dalmation mogloby kiedys zabraknac a Dixie ma juz 11 lat.Pozdrowienia.
Ciągle wierzę, że to pomyłka lub desperacki czyn podyktowany jakimś niezrozumiałym dla mnie impulsem. Mam nadzieję, że piesek się odnajdzie. Trzeba szukac!
nie zgadzam sie z atrem, nie do konca. W Polsce, warszawie, ukradziono mi psa. I mnostwo ludzi dobrej woli szukalo go przez 3 miesiace! Fakt, ze najczesciej biura informacji o zaginionych i znalezionych psiakach prowadza staruszki – ale sa i dzialaja!
Nie zycze nikomu utraty psa w taki sposob – pamietam, jak myslalam, ze wolalbym, by Nika umarla – nie musialabym bac sie o to, co z nia jest…
Trafilismy po kilku tygodniach do zlodziei – co z tego, skoro nastepnego dnia po kradziezy sprzedali ja na zwierzecym targu w Falenicy za 30 zl na wino… Nie znalezlismy Niki. Za to trafilismy podczas poszukiwan na opuszczona „fabryke” w Starej Milosnej, gdzie przerabiano psy, sama nie wiem na co – wlasciciel zmarl, a stado psow kotlowalo sei po podworzu i piwnicy… znaleziono domy dla wiekszosci z nich, kiedy tam tfailam, byla sunia podobna do naszej – dostalismy ten sygnal wlasnie z takiego babcinego lancuszka szukajacego zwierzat – sunia-staruszka, ok 10-letnia – tak do nas trafila. Gdyby wzieto ja do schroniska, czekalaby ja smierc, bo kto zaadoptuje starego psa? Po miesiacu Sonia urodzila szczenieta… Byla cudowna, wspaniala, kochana, niezwykle lagodna i zrownowazona. Zyla z nami przez 3 lata. Rok temu zostala uspiona, po nieskutecznej operacji raka watroby meczyla sie bardzo. Do dzis mama placze na wspomnienie tamtego dnia (kiedy wyjezdzalam rok wczesniej do USA, Sonia zostala u mojej mamy). Ale zasypiala na swoim poslaniu, z ukochana pania przytulona do pyska…
Chcialabym czuc taki spokoj, jak przy Soni, gdy mysle o Nice. Chcialabm tez, bardzo mocnoi, zeby zlodzieje psow poczuli choc raz w zyciu taki strach, jaki czuje zwierze oderwane od swoich, trzymane sila w miejscu, skad nie moze uciec. I zeby czuli rozpacz wlascicieli.
Dlugi ten post… jeszcze tylko jedno – kiedy dowiedzialam sie o istnieniu bazaru w Falenicy, bylo juz po sprzedazy mojego psa. Jednak jezdzilam tam kilka razy, z nadzieja, ze moze znajde go na jakims okolicznym podworku. Po psy, powiazane i przerazone, na pewno bite, by je opanowac, przyjezdzaja porzadne mieszczanskie rodzinki z dziecmi, ktorzy wola kupic sobie skradzionego, ale za to odchowanego, przyuczonego do zycia w domu psa. Kupuja te zwierzeta z pelna swiadomoscia, ze kilka-kilkanascie pieknych, zdrowych rasowych psow nie moze nalezec do obsurnego, brudnego typa, ktory je trzyma… To jest najbardziej karygodne w tej calej historii.
Zgubić psa to najgorsze co może spotkać właściciela, sama mam roczną suczkę Fibusię i dziś wnuczka mojej sąsiadki postanowiła ją sobie przywłaszczyć, oczywiście bez uprzedzenia o tym kogokolwiek! Nie miałam swojego psiaka przez ok 2 godziny i to był najgorszy czas w moim zyciu! Obeszłam całe osiedle, zrobiłam plakaty do powieszenia, razem ze mną szukali jej moi dziadkowie i połowa sąsiadów, a psa nie było..
Kiedy szłam już w strone miasta moja psinka biegła przerażona do domu przez ruchliwą ulicę, której zwyczajnie unika jak ognia i przenoszona jest na rękach! Teraz siedzi skulona i wystraszona pod stołem i nie chce do nikogo podejść ! Nie wiem gdzie trzeba mieć serce żeby ukraść komuś psa, to jest straszne nie tylko dla właściciela, ale przede wszystkim dla pieska!!
Niedawno zmienilam weterynarza. Przyprowadzilam swego psa i rzeczywiscie nowy weterynarz nie pofatygowal sie go zeskanowac szukajac microchip’a. Wiem, ze jezeli moj pies sie zgubi, a osoba ktora go znajdzie bedzie chciala go oddac, to microchip sie przyda. Jesli zostanie ukradziony – to nie. Szkoda, ze tego sie nie pilnuje.
Milo jest czytac , ze tak duzo ludzi wzruszylo to wydarzenie-
kradziezy psiaka u sasiada w NY………….
……………………………………………………………………….
zdarzenie „agunii” i jej ukradzionego psiaka w Polsce
bardzo , bardzo bardzo mnie wzruszylo….co to za ludzie
co takie rzeczy robia ???
dla mnie moja sunia to moje „dziecko”i takie tez zywie uczucia do niej ………….i mam nadzieje , ze jej sie nigdy NIGDY nic takiego sie nie zdarzy…..
pancia by sie zaplakala…..
………………………………………………………………………
to tytulowe zdiecie jest takie trafne i wymowne….
w oczekiwaniu na panstwo….;-))))