Wczoraj Barack Obama wygral prawybory w kolejnych trzech stanach – Waszyngtonie, Luizjanie oraz Nebrasce. Radzilabym jednak powstrzymac sie ze spisywaniem Hillary Clinton na straty, bo przed nami jeszcze prawybory w wielkich amerykanskich stanach z duza liczba delegatow – Teksasie, Ohio oraz Pensylwanii, a tam Hillary ma jak do tej pory przewage, przynajmniej teoretycznie. W tej chwili rozklad sil miedzy Obama a Hillary wyglada nastepujaco: Barack Obama – 1039 delegatow, Hillary Clinton – 1100 (wyliczenia CNN.com).
Tutaj musze jedna rzecz wyjasnic – nie mam nic przeciwko Obamie, i jesli okaze sie, ze to on otrzyma nominacje Partii Demokratycznej, jestem na 99% pewna, ze w listopadowych wyborach prezydenckich bede glosowac na niego, a nie na kandydata Republikanow, ktorym zapewne bedzie John McCain. Ten jeden procent niepewnosci zostawiam sobie na wypadek, gdyby sie jednak okazalo, ze Obama chowa w szafie jakies stare kosciotrupy – bije zone albo glodzi psa – zwlaszcza to drugie uznalabym za niewybaczalne;)
Obama jest doskonalym mowca, inspiruje ludzi, zwlaszcza mlodych i bardzo mlodych oraz w odroznieniu od Hillary pochodzi spoza kregow waszyngtonskiego establishmentu. Kampania wyborcza Obamy jest jak powiew swiezego powietrza po zaduchu ostatnich osmiu lat rzadow Busha.
A jednak… Kiedy slucham jego przemowien z powracajacym motywem zmiany (change), czesto zastanawiam sie nad tym – jaka naprawde moze byc ta zmiana, zmiana czego na co, gdzie sa konkrety? W kampanii wyborczej Obamy to slowo jest powtarzane tak czesto, ze w pewnym momencie zostalo ono wyprane z jakiegokolwiek znaczenia.
Chcialabym uslyszec wiecej na temat konkretnych spraw – ubezpieczen, opieki zdrowotnej, stanu gospodarki amerykanskiej, wojny w Iraku. Chcialabym tez miec przekonanie, ze przyszly prezydent zostanie nim nie tylko dlatego, ze nie jest Georgem W. Bushem i ze nie glosowal za wojna w Iraku, ale dlatego, ze ma wiedze, doswiadczenie i kwalifikacje potrzebne do piastowania tego stanowiska.
Spora czesc ostatniego numeru tygodnika TIME jest poswiecona porownaniu tych dwoch kandydatur. W artykule autorstwa Joe Kleina zatytulowanym Inspiration vs. Substance czytamy m.in.:
Rather than focusing on any specific issue or cause — other than an amorphous desire for change — the message is becoming dangerously self-referential. The Obama campaign all too often is about how wonderful the Obama campaign is.
Jednym slowem, w kampanii Obamy za duzo miejsca poswieca sie obietnicy dosc niesprecyzowanych zmian, a za malo – konkretnym problemom wspolczesnej Ameryki, zby czesto niebezpiecznie dryfujac w strone „sztuki dla sztuki”.
Na temat Hillary Clinton Joe Klein pisze tak:
Clinton’s strengths are most apparent in debates, which is why she is pressing to have one each week. She simply knows more than Obama does. In recent weeks, she has been far more likely to take questions from the press and public than Obama is. That appeals to voters more interested in results than in inspiration; it especially appeals to the middle-class women, juggling job and family, who are the demographic heart of the Democratic Party.
Trudno sie z tym nie zgodzic. Hillary Clinton nie jest postrzegana jako polityk, ktory moze byc inspiracja, jak Barack Obama. Hillary nie jest tak doskonalym mowca, ale ma za to wiedze i doswiadczenie. Odpowiada na pytania, zamiast ich unikac, dlatego jej kandydature popieraja wyborcy, do ktorych bardziej niz uskrzydlona retoryka trafiaja konkretne tresci. O ile oczywiscie nie zaliczaja sie do obozu ABC – Anybody But Clinton.
Do nastepnego razu!
Agnieszka
[…] Original post by salon nowojorski […]
[…] Original post by salon nowojorski […]
wydaje sie jednak, ze brak doswiadczenia Obamy jest dla plusem – przynajmniej dla niego i tej czesci Amerykanow ktora na niego glosuje. osobiscie mnie to przeraza i nie wiem, czy w listopadzie oddam glos na niego, czy na kogokolwiek. moze na to wlasnie liczy Bloomberg??? jesli w listopadzie dojdzie do wyborow miedzy McCain-Obama-Bloomberg na pewno moj glos otrzyma Bloomberg. podobnie jak Ty nie mam pojecia na czym bedzie polegala ta „change,” a slowa samo w sobie przestalo dla mnie cokolwiek znaczyc. msnbc tez jest przeciwny Clinton, gdyby mogli, to juz w tej chwili oddaliby prezydenture Obamie!!!
Co pisze Lysiak w Salonie: „Kobiety glosuja na przystojnego, faceci na cwaniaka. A demokracja to dyktatura glupcow.”
W pelni sie z Lysiakiem zgadzam.
A ja w tych wyborach stawiam na Johna Dziadka McCaina – Clintonowej zabrakło już forsy nawet na to, żeby opłacić własny sztab wyborczy, na Obamę nie zagłosuje biała większość, a McCain będzie jak znalazł.
Pozdrawiam!
Licealisto, ten kto bedzie glosowal na McCaina, bedzie de facto glosowal na kolejne cztery lata rzadow Busha. Dziekuje, postoje.
A ten kto zagłosuje na Hilarię będzie głosował na kolejne cztery lata Clintona. Demagogia.
Dla rozluźnienia atmosfery: Umbrella Rihanny: Obama vs. Clinton…
😉
Ha, i tu jest pies pogrzebany. Nie mialbym nic przeciwko kolejnym czterem latom rzadow Clintona, ktory w odroznieniu od Busha nie doprowadzil tego kraju do ruiny, a wrecz przeciwnie.
Chciałbym mieć taką ruinę w Polsce jak jest USA za Busha…
Nie chciałbyś 😉 hehe
Jeżeli chodzi o to czy biała większość zagłosowałaby na Obamę – to odpowiedź brzmi – tak zagłosowałaby, szczególnie młodzi, biali ludzie. Min z powodów które przedstawiła Pani Agnieszka.
Proszę pamiętać, że Obama pokonał Hilary w stanach w których ludność czarna wynosi 1,5 – 2% całej populacji – to istotny fakt.
Partia Demokratyczna ma teraz niezły orzech do zgryzienia przy nominacji, pewnie prawybory w kolejnych Stanach nie rozwiążą tego dylematu – mianowicie chodzi o to: Hilary wygrywa w głosach delegatów, natomiast Obama jest mocniejszy jeżeli chodzi o poparcie społeczne liczone w skali kraju. Podobnie sprawa ma się odnośnie scenariuszy samych wyborów – Obama miałby znaczącą przewagę nad McCainem w wyborach proporcjonalnych, w wyborach większościowych ta przewaga topnieje. Przez co nie wykluczone jest że mogłoby dojść do powtórki z wyborów w 2000 roku. Kerry pokonał Bush’a pod względem ilości oddanych na niego głosów, ale w głosowaniu elektorskim przegrał. (min. dlatego uważam ten system za chory)
Tego na pewno obawiają się demokraci i nie wykluczone że to może zaważyć na nominacji np. Clinton – Clinton ma większe poparcie w „mocnych” Stanach jak Kalifornia.
@A.L To bardzo przyjemnie poznac milosnika Lysiaka,pewnie”Talleyranda”tez juz znasz.Pozdrowienia.
panstwu Bush i Clinton dziekujemy!
tymczasem Obama bardzo wyraznie mowi, ze w sprawie „CHANGE” to nie on dokona cudow i zmian, ale to ludzie musza chciec zmian i sami sprobowac cos zmienic.
gdybym mogla, to glosowalabym za Obama. wlasnie dlatego, ze jest mlody i swierzy, bez tych „plecow”.
moze wreszcie ludzie w wieku 30-40 lat wzieliby sie do roboty? bo jak na razie to wiekszosc nich – szczegolnie tych o ciemniejszym kolorze skory, ze sie tak political correctnes wyraze – woli bardziej wysiadywac przed domem niz skinac palcem w jakiejkolwiek sprawie…
jedno jest pewne – to sa jedne z najciekawszych i najbardziej pasjonujacych wyborow w histori JuEsEj :O)
pozdrawiam!