Morze atramentu wylano pisząc o pokonywaniu Atlantyku na pokładzie Polskich Linii Lotniczych LOT, ale niech i ja dołożę tutaj swoją kropelkę, żeby nie powiedzieć – niech i ja dołożę LOT-owi. Głęboki uraz psychiczny wywołany moją ostatnią podróżą z WAW do JFK na początku tego miesiąca zaczął się już z lekka powłóczyć mgiełką zapomnienia, aż tu dzisiaj The New York Times opublikował ten oto obrazek, sypiąc sól na świeże rany;)
Czy podać państwu siano czy słomę?
© The New York Times
Tekst w NYT pt. Class Conflict jest co prawda nie na temat LOT-u, tylko ogólnie o podróżowaniu samolotem w tzw. klasie ekonomicznej, ale pasuje jak ulał do moich ostatnich obserwacji związanych z przyjemnościami podróżowania PLL LOT.
Jak już kiedyś wspominałam, do Polski latam często i z uporem godnym lepszej sprawy, a z braku innej rozrywki obserwuję sobie rozwój akcji na pokładzie LOT-owskich samolotów. Nie da się ukryć – emocje są mocniejsze niż na spokojnym i nudnie przewidywalnym Finnairze czy innym Air France, o ile akurat nie ma tam strajku.
Czy dla pasażerów powyżej rzędu 30. wystarczy kurczaka? A jak będzie z winem – czy nieszczęśnicy usadzeni w rzędzie 35. będą skazani jedynie na piwo Zywiec tudzież wódkę z sokiem pomidorowym, bo wina już zabrakło? Czy jakaś rosła i przystojna Rosjanka będzie próbowała się włamywać do toalety, w której właśnie zabarykadował się ktoś w gorącej potrzebie? Czy w duty-free shop wystarczy żubrówki oraz „sobieskiej”? Czy będzie działała pokładowa telewizja, czy też z powodu awarii elektroniki jedyną dostępną rozrywką będzie lektura Gazety Wybiórczej, której zresztą też wystarczy co najwyżej do 15. rzędu?
Moje wrażenia z ostatniej podróży były – mówiąc oględnie – mieszane. Kurczaka niestety zabrakło, i w moim 37. rzędzie podano dość paskudny makaron posypany rozdrobnionymi na papkę szczątkami bliżej niezidentyfikowanego zwierzaka-nieptaka koloru szarego (wołowina? wieprzowina? kocina?), ale za to Bogu dzięki wystarczyło wina, i to w obydwu radosnych kolorach. Rosjan było co prawda na pokładzie niewielu, lecz podobnie rzecz się miała z butelkami żubrówki – jedynie w teorii do nabycia w sklepie duty-free. Telewizja pokładowa działała OK, czego natomiast nie dało się powiedzieć o sygnalizacji świetlnej toalet.
Ale są i dobre wieści – kolejka na lotnisku Okęcie tym razem szła szybko i sprawnie, tak więc bagaż oddałam już po jakichś po 20 minutach. Nie wiem, czy LOT poszedł wreszcie po rozum do głowy i dodał dodatkowe stanowiska odprawy, czy może teraz nie wszystkie samoloty na trasach transatlantyckich (Nowy Jork, Chicago, Toronto) odlatują z Warszawy dokładnie o tej samej godzinie, ale wyglądało to zdecydowanie lepiej niż jeszcze przed rokiem.
Wróciłam do Nowego Jorku 11. listopada czyli w Święto Niepodległości – kolejna transatlantycka podróż przy akompaniamencie warkotu odrzutowego silnika i spuszczanej w toalecie wody oraz aromatu LOT-owskiego żarcia. Ponieważ od pewnego czasu wyjazdy planuję w ostatniej chwili (albo raczej w ogóle nie planuję), najczęściej siedzę „na kole” czyli w ogonie samolotu, a to ma swoje konsewkencje.
Tak mam już wbite do głowy, że wszystkie swoje amerykańskie urlopy spędzam w Polsce, a nie na przykład w Meksyku, na Karaibach czy innym miejscu, które jest ciepłe w listopadzie i gdzie dolar jest jeszcze coś wart. Więc chyba sama sobie jestem winna.
Do następnego razu!
Agnieszka
Więc chyba sama sobie jestem winna…Przy calym szacunku dla Pani wyboru polecem jednak cieple kraje.
Ja takze podrozuje wprawdzie nie tak czesto ale w ciagu roku obowiazkowo raz lub dwa razy.
Nie jestem tak wybrednym pasazerem jak autorka p.Agnieszka, alkoholu nie pije na meni nie narzekam bo nie spotkala mnie taka niespodzianka.
Mam jednak pretensje do serwowanej prasy. Odnosze wrazenie, ze Polska to kraj ateistyczny bowiem prasy katolickiej Nasz Dziennik, Niedziela nie uswiadczysz.
Niepomoga nawet interwencje w sluzbie lotniska ani u stiuardesy, poprostu niema i juz.
Prezentowane filmy w samolocie dla mnie sa nie ciekawe i naogol nie ogladam.
Nie latamy za czesto , ale zawsze mozna liczyc na „rozrywke ” .Do Polski lecielismy rozpadajacym sie „Gnieznem „.Moje siedzenie rozkladalo sie za kazdym razem gdy sie oparlem .Zaslony w oknach byly potargane itp .male rzeczy .Wylecielismy 4 godz. pozniej ,ale to nie wina Lotu. Na drodze powrotnej troche lepszy samolot ale obsluga troche mniej mila . Dowiedzilismy sie od pani stewardessy ze jestesmy „do tylu” , bo nasze dzieci nie potrafily zrozumiec jej gburnego warczemia po polsku . Oczywiscie nie bylo filmu a informacje o locie byly wyswietlane po hiszpansku .Duzo juz zapomnialem ale nastepnym razem sprobujemy inne linie lotnicze . Pozdrowienia !
Ryszard
Coz,z tym sie trzeba liczyc w klasie ekonomicznej.I tak jest o wiele lepiej niz za dawnych czasow,gdy podroz przez ocean mozliwa byla tylko statkiem.Nie dosc ze taka podroz trwala tygodnie,to jeszcze na dawnych statkach pasazerskich bylo szesc klas pasazerskich.Kto podrozowal szosta,ten naprawde nie byl godny pozazdroszczenia,zwlaszcza ze w przypadku katastrofy jego szanse na przezycie byly minimalne.Wiekszosc uratowanych z Titanica to pasazerowie pierwszej klasy.Lot natomiast trwa kilka godzin,a bogaci z first albo business class wcale nie sa bezpieczniejsi w swoich wygodniejszych fotelach niz ich mniej majetni towarzysze podrozy z klasy ekonomicznej.
Lece do Warszawy nocnym lotem. Spie smacznie. Niestety, grajek CD spadl na podloge. Ktos mnie tarmosi za ramie. Budze sie. Stewardessa. Poucza mnie: „Pan to podniesie. Ktos sie moze o to przwrocic”
„chief-kraehe” Byla taka piosenka, niejakiego Wysockiego, Sowieckiego dysydenta, z refrenem: „No, skazi spasiba czto zywoj”. To widac dla Pani/Pana. Musimy byc zadowoleni z tego co jest bo moze byc gorzej. Spasiba czto zywoj.
A ty jak sie gburze do damy odnosisz.
Grymasicie i to jest fajne, swiadczy o tym ze poprzeczka jest wysoko, ze mozna wymagac i moze byc lepiej.
No.. w prownaniu z czasami, kiedy latalo sie Tuplewem, drzwi do toalety trzeba bylo trzymac zamkniete na wlasnym pasku, a czlowiek modlil sie, zeby dolecial w jednym kawalku.
Ja lubię przesiadki (dwudniowe) toteż bezpośrednio LOT-em latam rzadko. A jak ktoś nie lubi to po co lata? 🙂
[…] że o wiele wygodniej lecieć mi do Ostravy albo Krakowa niż do Warszawy, ale także z powodu niezbyt dobrych opinii jakie krążą o Polskich Liniach Lotniczych tu i ówdzie. No ale stało się, tym razem nie udało mi się znaleźć innego biletu i miałem do wyboru nie […]
aaa! ja nawet lubie Lotem, bo to jednak bezposrednio, ale NIE, NIE ZMIENILI! Lecialam tydzien po swietach (styczen 2008) i nie dosc, ze Toronto, Chicago i Nowy Jork odlatuja w dwudziestominutowych odstepach, to jeszcze z gate’ow ktore maja wspolne przejscie przez ochrone. W efekcie przez ponad dwie godziny nieustajaco stalam w kolejce – pierwsza z nich przecinala caly terminal, konczac sie tuz przy drzwiach wejsciowych. W efekcie rowniez – oczywiscie- wszystkie trzy samoloty odlecialy co prawda w odstepach dwudziestominutowych, ale kazdy z godzinnym opoznieniem.
a, no i faktycznie jakas niewiasta probowala mi sie wlamac do toalety, nawet dosc skutecznie. zreszta nie tylko ona, i nie tylko mnie. i tym razem dla odmiany nie bylo „wyborczej”. za to jedzenie ok 😉