Trasę Nowy Jork – Warszawa przemierzam kilka razy w roku na pokładzie samolotów przeróżnych linii lotniczych. Była już i Lufthansa, i Air France, i British, kilka razy Finnair, no i oczywiście LOT. Wybierając linie lotnicze kieruję się ceną biletu oraz jego dostępnością, a nie patriotyzmem, bo na przykład bilety na LOT bardzo trudno dostać na drugą połowę czerwca i początek lipca, kiedy to rozpoczynają się wakacje i dzieciaki z polskich rodzin są hurtem ładowane w samoloty LOT-u i wysyłane do dziadków na wakacje. Jak by nie patrzeć, LOT to jedyne linie oferujące bezpośrednie połączenia z Nowego Jorku do Warszawy, Krakowa czy Rzeszowa, a ostatnimi czasy bilety nie są wcale droższe niż na przeloty innymi liniami lotniczymi (czyli z przesiadką w Londynie albo Helsinkach).
Ciekawe scenki rodzajowe można zaobserwować na lotnisku przed odlotem samolotów LOT-u z JFK do Warszawy. Na innych liniach odlatujących do Europy pasażerowie wchodzą do samolotu w kolejności rzędów – od ostatniego do pierwszego, co oczywiście jest logiczne, bo dzięki zasadzie „pierwsi będą ostatnimi” pasażerowie z pierwszych rzędów nie blokują przejścia tym, którzy siedzą w ogonie, i można utrzymać przynajmniej względny porządek. LOT też próbuje tę zasadę stosować, niestety, bez większego powodzenia, bo rodacy – zamiast czekać spokojnie na boarding swojego rzędu – z sobie tylko znanych powodów od razu tworzą długaśną kolejkę, albo wręcz stoją wszyscy „na kupie”, natomiast nawoływania obsługi naziemnej, że „na pokład zapraszamy pasażerów z rzędów od do” traktowane są jak głos wołającego na puszczy. Może dlatego, że komunikaty LOT-u są nadawane tak cicho, że trudno w ogóle zrozumieć, o co w nich chodzi?
Miejsca w samolocie zostały już dawno przydzielone, można by więc zasiąść wygodnie w fotelu i czytając gazetę czekać na swoją kolejkę do wejścia. Niestety, nie przed odlotem samolotu do Warszawy, bo tutaj ludzie i tak ustawią się w kolejce. Na wszelki wypadek, bo a nuż zabraknie miejsca?
© Tomasz Madej www.polskaludowa.com
W ostatni piątek było chyba gorzej niż zwykle. Samolot odlatywał o godz. 18:05 z JFK (o dziwo, bez opóźnienia) i zanim jeszcze rozpoczęto boarding, przed wejściem zebrał się tłum, dokładnie blokujący przejście pasażerom z wzywanych rzędów. Jak zwykle, bilet kupiłam w ostatniej chwili, więc miejsce miałam z tyłu w 35 rzędzie i teoretycznie powinnam była wejść do samolotu w pierwszej grupie. Niestety, tylko w teorii, bo kiedy już udało mi się przedrzeć do wyjścia, w ostatniej chwili wepchnął się przede mnie i o mało nie powalił na ziemię wąsaty jegomość w kapeluszu, który pędził do samolotu, jakby groziła mu 9-godzinna podróż na stojąco.
Kto jak kto, ale właśnie Polacy powinni mieć system kolejkowy opracowany do perfekcji – po latach stania w kolejkach po mięso i papier toaletowy za czasów komuny i wynalazkach w rodzaju „komitetów kolejkowych” i „list kolejkowych” powinniśmy być narodem kolejkowo przykładnym i zdyscyplinowanym, w odróżnieniu od takich Amerykanów czy Anglików, którzy nie mieli okazji rozwinąć swojej kolejkowej inteligencji;)
A tu okazuje się, że jest akurat na odwrót – ustawiamy się w kolejce i przepychamy nawet przed wejściem na pokład samolotu czyli tam, gdzie nie ma to najmniejszego nawet sensu. Pocieszmy się jednak tym, że podobno ten, kto nie był w Chinach, nie wie, co to prawdziwa kolejka – tak przynajmniej twierdzą ci, którzy w Chinach byli.
Do następnego razu!
Agnieszka
Rzeczywiscie tak jest. Tak jest przy wsiadaniu na JFK i ORD, tak jest przy wysiadaniu w Warszawie – wyjscie ze strefy bagazowej totalnie zablokowane przez srednio 20 osob oczekujacych na kazdego przyjezdzajacego, i tak samo jest przy wsiadaniu w Warszawie. Neistety, Polacy to holota….
P.S. Link do Pani artykulu zamieszczam w dziale Podroze Forum Poradnika Sukces
http://www.poradniksukces.com/jmainp/index.php?option=com_joomphpbb&Itemid=60
Moze by Pani tam czasem zajrzalai cos napsiala 🙂
Innych oczywiscie tez zapraszam!
No „napisala” powinno byc… Ale od czasu jak sobie przytrzasnalem drzwiami od samochodu jedna dlon, to zwasze literki mi sie „swapuja”….
Dziękuję za zamieszczenie linka – chętnie zajrzę na forum PS.
Tak wlasnie jest, czy to dotyczy duzego samolotu za wielka wode, czy malych do innych krajow europejskich, aby potem wziac transter za wielka wode. Podrozuje do Polski od czasu do czasu roznymi liniami. Podpychaja sie, zawsze chca pierwsi wejsc, nie trzymaja sie wskazowek. Ale juz na innym lotnisku znajduja sie miedzy innej klasy ludzmi i dostosowuja sie do tych innych. Widac lubia to robic u siebie, czyli w Polsce, jednym slowem po polsku. To samo przeciez bylo i chyba jeszcze jest w miejscach, gdzie pielgrzymuja, tam tez przepychanki, aby jak najszybciej dostac sie do obrazu. To znaczy, ze taka nasza kultura w Polsce. Smutne.
Wlasnie natknelam sie na artykul dotyczacy tego samego zjawiska w New York Timesie:
http://freakonomics.blogs.nytimes.com/2007/04/24/what-is-it-about-polish-people-and-lines/
Jak widac, jest to dosc powszechne 😦
Pozdrawiam,
Wiesz co, myslalam, ze jestem dziwna, bo tez zauwazylam pewna anomalie polskich kolejkowiczow, ale myslalam, ze to tylko ja … 😉
Bywalam w roznych krajach, gdzie tu i owdzie zdazylo sie stanac w kolejce. Ale tylko Polacy pchaja sie „na pierwszego” i „leza sobie na plecach”, pomimo faktu, ze kazdy przeciez widzi, kto i kiedy przyszedl. Do autobusu sie pchamy drzwiami i oknami (w innych krajach stoi kolejka do pierwszych drzwi, zeby nie oszukiwac z biletami), w piekarni wskakujemy w luke przed kims, ktos sie zapatrzyl na bulke z serem i nie podszedl, do samolotu pedzimy na zlamanie karku, bo moze odlecimy jako pierwsi, a noz bedziemy mieli lepiej!!
Wydaje mi sie, ze jeszcze jednak nie przyswoilismy sobie tak do konca demokratycznego podejscia spolecznego „PO KOLEI. WYSTARCZY DLA KAZDEGO. KAZDY ZDAZY.”
ps. pisze w liczbie mnogiej, bo przynaleze do grupy tzw. polacy, ale staram sie bardzo zachowywac ladnie, bo tak mnie wychowano, co tez nie zawsze wychodzi na dobre 😉