Czasy, kiedy na Greenpoincie królowały „szczyre gęby” z Redlińskiego rodem, minęły bezpowrotnie, wypada zatem, panowie i panie, zrewidować swoje poglądy na temat Greenpointu. Redliński swoimi opisami Polaków w Hameryce narobił strasznego zamieszania w głowach ludności czytającej, bo od momentu publikacji książki „Szczuropolacy” a.k.a. „Szczurojorczycy” Greenpoint kojarzony jest powszechnie z typami spod ciemnej gwiazdy (Potejto, Azbest i s-ka), mieszkaniami typu subway oraz stereotypem Polaczka-pijaczka, co to po angielsku ani w ząb, a z całej Ameryki interesują go jedynie „dulary” i robienie na szaro innych rodaków.
Polacy w Nowym Jorku radzą sobie nie najgorzej i wiadomości w stylu, że wszyscy pracują przy zrywaniu azbestu, zmywaniu garów lub zamiataniu ulic są grubo przesadzone (choć też nie ma powodu, aby powyższe zajęcia uznawać za wstydliwe). Przyznaję, pierwsze lata po przyjeździe do Stanów często do łatwych nie należą, bo o pozwolenie na pracę jest tutaj bardzo trudno, a pracując na czarno jest się skazanym na określony rodzaj nisko płatnej pracy, niezależnie od przywiezionego z Polski dyplomu wyższej uczelni.
Polski programista, który przyjeżdża do Anglii, od samego początku może legalnie pracować w tym kraju, o ile w miarę sprawnie posługuje się językiem angielskim. Polski programista w Stanach, jeśli chce pracować w swoim zawodzie, musi najpierw zdobyć pozwolenie na pracę, bo bez niego będzie zaczynał wszystko od zera. Oczywiście inaczej się rzeczy mają, jeśli przyjeżdża tutaj na tzw. wizie pracowniczej i od razu czeka na niego legalna praca za kilkadziesiąt tysięcy rocznie.
Literatura literaturą, a życie – życiem. Tak więc uprzejmie donoszę, że Greenpoint jest cool. Z pobliskiego Williamsburga i zza rzeki czyli z East Village przenosi się tutaj coraz więcej ciekawego towarzystwa, w tym wielu artystów, którzy przerabiają na pracownie stare greenpoinckie fabryki i magazyny. Co za tym idzie – w górę idą czynsze, choć nadal są niższe niż na Williamsburgu (a o Manhattanie nie wspomnę). W tej chwili za wynajęcie na Greenpoincie mieszkania typu studio (kawalerka) trzeba zapłacić min. $800-1000 za miesiąc, za mieszkanie 1-sypialniowe – od $1000-$1200 w górę. A skoro o mieszkaniach mowa, warto wspomnieć, że znany koszykarz Magic Johnson zainwestował spore pieniądze w budowę kompleksu 130 ekskluzywnych apartamentów na Greenpoincie właśnie.
Nowe knajpy pojawiają się jak grzyby po deszczu i to nie tylko takie, które serwują pierogi, schabowego i Żywiec. Oczywiście typowo polskich restauracji nadal jest sporo, ale i do nich coraz częściej zaglądają do nich Amerykanie, którzy wcale nie mają problemu ze zjedzeniem kotleta i popiciem go polskim piwem. Moja ulubiona to „Królewskie Jadło” (kiedyś nazywała się „Stylowa”) na rogu Norman i Manhattan Ave. Parę lat temu zmienił się właściciel, co restauracji zdecydowanie wyszło na zdrowie – nowy wystrój i bardziej kreatywne menu.
Time Out New York opublikował niedawno mini-przewodnik po Greenpoincie pt. Going Greenpoint. Jego autorka pod niebiosa wychwala domową polską kuchnię, szczególnie placki po węgiersku w „Christina’s Restaurant” (Manhattan Ave. między Noble i Milton) oraz pierogi w „Old Poland Bakery & Restaurant” (Nassau Ave. przy Humboldt).
Jednym słowem Greenpoint jest OK i nie ma powodu, żeby go uważać za dzielnicę drugiej kategorii.
Do następnego razu!
Agnieszka
no to z tym Greenpointem wrecz przeciwnie niz z „Jackowem” w Chicago widze. niestety Jackowo dozywa swoich dni. a Greenpoint zawsze jakos tak mnie intrygowal… ;O) mozna wiecej zdjec gdzies zobaczyc?? pozdrawiam z Chicago!
A czy ktos z Was slyszal o Hamtrack,biala enklawa w srodku Detroit.Lata swietnosci ma juz dawno za soba,zostaly tam niedobitki polskiej ludnosci.Wieksza czesc mlodej generacji wyprowadzila sie juz poza obreb miasta do okolicznych miasteczek satelitarnych.Jest jeszcze kilka czysto polskich restauracji,dwa biura podrozy,ksiegarnia i kilka piekarni.W tej chwili dominuja przybysze z Yemenu i innych panstw islamskich.Zdecydowanie dominuja nad reszta mieszkancow.Zmienil sie bardzo charakter miasta.Laborday Parade byl zawsze manifestacja Polakow,teraz z kazdym rokiem uczestnikow ubywa.Wartosc domow tez zaczela spadac.Szkoda.Raczej odwrotny proces niz na Greenpoint.A moze jeszcze koniunktura wroci.
to samo jest z Jackowem. Meksykanie „wypychaja” Polakow… a Polacy wyprowadzaja sie na przedmiescia… taka kolej rzeczy.
Przypomina to trochę krakowski Kazimierz, który również stopniowo się zmienia. Choć nadal całkiem tam sporo straszących kamienic:)
To tak a propos sprawy polskich paszportów i polskich absurdów:
http://miasta.gazeta.pl/lodz/1,35153,4248632.html
Zawsze miałam do Greenpoint-u sentyment .Obserwując zmiany na tej dzielnicy zastanawiam się tylko jak długo Polaków stać będzie na to by tam mieszkać .Może dzielnica nie umiera , z domów nie tworzą sie ruiny ale pomału ta dzielnica umiera dla Polaków .
Miło się czyta i ogląda zdjęcia które zamieszczasz:)
Wpadam na Greenpoint dwa razy do roku zrobic swiateczne zakupy. Traktuje to jako przygode. Wpadam do ksiegarni Literackiej i do Krystyny na pierogi. Kupuje wedliny w Polamie i zagladam do apteki po herbatki lub ziola. Nie mialam zlego zdania o tej dzielnicy, choc nie chcialabym tam mieszkac (dlatego, ze nie lubie miast). Zapachy wedlin i wypiekow z piekarni przenosa mnie myslami do kraju. Moje dzieci przepadaja tez za tym miejscem.
Greenpoint jest wspanialy , wszystko masz pod reka kiedys myslalam ze nie mogla bym tam zyc , dzis wrocilam do Polski i stwierdzilam ze nie moge bez niego zyc. mieszkalam tam 7 lat, wrocilam do polski i dopiero tu sie rozczarowalam………
Polacy znikają z USA jedni stają się Amerykanami inni wracają do Polski ciekawe co będzie za 10lat???
@Jedrula – pewnie dużo zależy od tego, gdzie za 10 lat będzie kurs dolara. Chwilowo dolar wrócił w okolice 3,40 PLN, więc nie zdziwiłabym się, gdyby exodus do Polski został chwilowo zatrzymany.