Po wczorajszym Orędziu o stanie państwa prezydenta Busha korci mnie mocno, aby to i owo skomentować. Ponieważ jednak o polityce staram się pisać jak najrzadziej, ograniczę się do przytoczenia kilku ciekawostek kulturoznawczych.
1. Słowa kluczowe użyte we wczorajszym przemówieniu według wyliczeń New York Times’a:
– Irak/Irakijczycy – 34 razy
– ubezpieczenie (chodzi o ubezpieczenia zdrowotne) – 14 razy
– ropa naftowa – 9 razy
Z powyższych trzech tematów temat ubezpieczeń zdrowotnych w Stanach jest mi znany dogłębnie i od podszewki (w pustej kieszeni), więc na pewno wrócę do niego już niedługo. Bo jeśli rozmawiało się z administracją pewnego nowojorskiego szpitala o rachunkach będąc podłączonym do butli z tlenem, to chyba można zostać uznanym za eksperta…
2. Lista „amerykańskich bohaterów” zaproszonych przez prezydenta do Kongresu, w ramach zapoczątkowanej przez Reagana tradycji zapraszania do udziału w Orędziu grupy American heroes, czyli tzw. przeciętnych Amerykanów, którzy z takich lub innych względów mają ilustrować amerykański sukces, wygląda następująco:
- Dikembe Mutombo – imigrant z Konga i koszykarz NBA, który 40 mln dolarów przeznaczył na budowę szpitala w swoim kraju ojczystym;
- Wesley Autrey – nowojorczyk, który parę tygodni temu wskoczył na tory metra, aby uratować czlowieka przed śmiercią pod kołami rozpędzonego pociągu;
- Tommy Rieman – weteran wojny w Iraku;
- Julie Aigner-Clark – założycielka produkującej edukacyjne filmy dla dzieci firmy Baby Einstein, którą to firmę Disney kupił niedawno za „jedyne” 200 mln dolarów.
Hmm… Zarobienie kupy kasy na biznesie jako wyczyn bohaterski i godny prezydenckiego zaproszenia do Kongresu? Nie wątpię, że mamy tu do czynienia z osobą bardzo obrotną i głęboko przekonaną o słuszności misji polegającej na sprzedaży filmów mających zmienić paromiesięcznego niemowlaka w… tego, no, jak mu tam – Einsteina. Muszę przyznać, że wybór to interesujący i nietuzinkowy, choć nie jestem do końca przekonana, czy w pełni usprawiedliwiony.
Do następnego razu!
Agnieszka
Wlascicielka tej firmy po prostu dobrze pasuje do pokazania, ze „American dream” nadal istnieje i ma sie dobrze.
Agnieszko – Baby Einstein to cudowny wynalazek – pani Aigner Clark dalbym nagrode nobla i Pulitzera i jeszcze kilka innych – jakie sa!
Dzieciaki siedza przy tym jak zaczarowane – a na dodatek rodzice maja wrazenie ze ucza sie a nie po prostu ogladaja TV
Ha, no prosze, wiec moze faktycznie za Baby Einstein nalezy sie tytul „American hero”? Osobiscie wolalabym cos w stylu „biznesmena roku”.