Rodzice 9-letniej ciężko upośledzonej dziewczynki z Seattle zdecydowali się zastosować wobec niej bardzo niestandardowe leczenie, o ile w ogóle można w tym przypadku użyć słowa „leczenie”. Na życzenie rodziców, lekarze zaaplikowali jej lek powstrzymujący dalszy wzrost, po to, aby łatwiej było się nią opiekować.
Ashley mieszka w stanie Waszyngton i cierpi na encefalopatię, czyli trwałe uszkodzenie mózgu powodujące, że w wieku 9 lat pozostaje na poziomie rozwoju 3-miesięcznego niemowlęcia. Wiadomo już, że stan jej rozwoju umysłowego nigdy tego poziomu nie przekroczy. Ashley nie siedzi, nie mówi, nie jest w stanie sama jeść – jest karmona przez tubę. Wymaga opieki 24 godziny na dobę przez 365 dni w roku.
Na życzenie rodziców, oprócz zastosowania kuracji hormonalnej, która zahamowała wzrost dziewczynki (obecnie mierzy około 132 cm) lekarze usunęli jej macicę i część piersi, tak więc Ashley nigdy nie wejdzie w okres dojrzewania i pozostanie wiecznym dzieckiem, nawet za 10 czy 20 lat, o ile oczywiście dożyje takiego wieku. Rodzice tłumaczą, że zahamowanie fizycznego wzrostu dziewczynki ułatwi opiekę nad nią, a także zmniejszy ryzyko odleżyn i innych obrażeń, bo Ashley spędza praktycznie cały czas w łóżku. Wiadomo, że łatwiej jest opiekować się ważącym 30 kg dzieckiem niz dorosłą osobą o wadze 60 czy 70 kg. Rodzice piszą o tej decyzji w swoim blogu ashleytreatment.spaces.live.com/blog
Fot. ashleytreatment.spaces.live.com/blog
W amerykańskiej blogosferze rozpętała się na ten temat prawdziwa burza. Wielu potępia rodziców Ashley i odzywają się głosy porównujące ich decyzję do eugeniki. Ja zaś uważam, że łatwo jest osądzać kogoś, samemu siedząc wygodnie w fotelu, popijając zimne piwo i patrząc na własnego zdrowego dzieciaka, jak buduje wieżę z klocków lego. Rodzice Ashley nie porzucili jej, nie oddali do przytułku, chcą się nią dalej opiekować i wybrali to, co ich zdaniem jest dla niej (i dla nich) najlepsze.
A kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem.
Do następnego razu!
Agnieszka
mnie zawsze to najbardziej denerwowało jak ludzie nie będąc w temacie mają receptę na wszystko, skąd w nas taka skłonność do oceniania, uh!
Straszne dylematy. Ludzkosc tez je musi podjac. Nawet jesli ludzosc to tylko jedni mali wielcy rodzice.
Znam rodzine, mieszkajaca jedna ulice dalej ode mnie, opiekujaca sie czterdziestoletnia kaleka corka. Po trzydziestu latach oddali ja do zakladu, juz nie mieli sily jej dzwigac, oprocz niej maja jeszcze trojke dzieci plus dwoje adoptowanych, poniekad z koniecznosci (synowie sie zakochali w sierotach, przypadek?), juz nie dawali rady, mimo wszelkich socjalnych udogodnien dla pierworodnej kalekiej (winda na pierwsze pietro, samochod, wozki), zdecydowali sie na jej samodzielnosc.
Corka z porazeniem mozgowym, wykorzystana seksualnie w osrodku dla niepelnosprawnych, w wieku czterdziestoletnim wrocila do domu. Oboje rodzice powyzej 60 lat, zarobki socjalne, matka chora na raka, ojciec na rencie, dalej ja dzwigaja, wola umrzec niz jej odmowic pomocy.
Wszystkich dzwigaja na swoich plecach, syna rozwiedzionego, i jego zone, pierwsza i druga, i wnuczeta, drugiego syna geja, corke zgwalcona, i pierwsza corke kaleke, i jeszcze ludzi w potrzebie, bo tak im nakazuje ich system wartosci. Sa symbolem jakiegos popierdolenia zycia. Wszystkim swoim wlasnym i obcym dzieciom pomagaja. I kazdy wlasciwie nieszczesliwy. Trwa to juz dziesiatki lat i nalezy im sie pomnik.To sie nijak nie ma do hormonow, operacji i spekulacji. Sa irytujacy w swej decyzji trwania i pomagania, i w koncu – wlasciwie – wspolczucia. Niechby nie byli tacy dobrzy! (Nie sa).