Miejsce akcji: Urząd Imigracyjny w Nowym Jorku. Czas akcji: godzina 6:45 rano. Właśnie o tej porze ustawiam się w mniej więcej pięćdziesięcioosobowej kolejce petentów czekających przed budynkiem, aby porozmawiać z urzędnikiem imigracyjnym.
Drzwi są już otwarte, ale przecież nie można petentów wpuścić na wypastowane podłogi bez uprzedniego wprowadzenia atmosfery szacunku dla Urzędu. W związku z tym przed odgrodzoną metalowymi barierkami kolejką przechadza się Pan Strażnik, który z urzędową miną informuje o konieczności natychmiastowego opróżnienia kieszeni spodni oraz zdjęcia pasków (na szczęście mam na sobie spódnicę). Faceci z kolejki zaczynają posłusznie majstrować przy portkach, wyciągają z kieszeni komórki i klucze oraz odpinają paski.
Następnie Pan Strażnik zabiera się do przeglądania zawartości damskich torebek – mogę tylko przypuszczać, że to z ciekawości czysto poznawczej, bo wewnątrz wszystko i tak przechodzi przez urządzenie prześwietlające.
Po kilkunastu minutach oczekiwania zostajemy wpuszczeni do środka, gdzie czeka nas kontrola w stylu tych, jakie odbywają się teraz na wszystkich lotniskach. Kładziemy na taśmie torby i zdejmujemy płaszcze i kurtki, które Pani Strażniczka kijem od szczotki wpycha do wnętrza maszyny prześwietlającej. Zapewne aby nie pobrudzić rąk, bo wiadomo, że higiena jest bardzo ważna w okresie grypowym.
OK, przeszła. Teraz idę na trzecie piętro, gdzie po odczekaniu w następnej kolejce zostaję wysłuchana przez Pana Urzędnika, który pragnie wiedzieć, co sprowadza mnie do Urzędu. Odpowiadam, że podanie o obywatelstwo, które złożyłam ponad trzy lata temu i które ugrzęzło w martwym punkcie po tym, jak moje dokumenty zaginęły w bliżej nie wyjaśnionych okolicznościach. Pan Urzędnik przyjmuje powyższe do wiadomości, po czym wręcza mi różowy formularz z numerkiem i kieruje na siódme piętro. Różowy kolor dla formularza? Może jednak jest jeszcze nadzieja?
Jestem prawie u celu. Znowu czekanie, ale tu można przynajmniej usiąść w poczekalni. Teraz idzie już szybko, bo przede mną tylko dwie osoby. Wreszcie podchodzę do okienka i referuję sprawę.
Ja: Chciałam dowiedzieć się, jaki jest status mojego podania o obywatelstwo, które złożyłam ponad trzy lata temu.
Urzędniczka: Proszę pokazać kopie dokumentów.
Ja: Pokazuję dokumenty. Czekam bardzo długo i chciałam zapytać, czy odnaleziono moją teczkę, którą Urząd Imigracyjny zagubił.
Urzędniczka: Nasz Urząd NIGDY nie gubi dokumentów.
Ja: Hmm… Podczas egzaminu na obywatelstwo dwa lata temu powiedziano mi, że sprawa zostanie załatwiona, jak tylko odnajdzie się teczka. A rok później powiedziano mi dokładnie to samo, tzn. że teczka się jeszcze nie odnalazła i poradzono napisać odwołanie – tu są kopie moich…
Urzędniczka: Warczy. Musiała pani źle zrozumieć. Mówię wyraźnie: Urząd Imigracyjny N-I-E G-U-B-I dokumentów!!!
Ja: Ok, ok. Jaki jest więc status mojego podania?
Urzędniczka: Stuka na komputerze. Teraz musi pani od nowa zrobić odciski palców, potem FBI je sprawdzi…
Ponieważ pobranie odcisków palców i background check w FBI to zawsze pierwszy – a nie ostatni – krok w sprawach o przyznanie obywatelstwa USA, szczerze powątpiewam, że moja nieszczęsna teczka jeszcze w ogóle istnieje, ale ciąg dalszy niewątpliwie nastąpi. Pozostaje jedynie pytanie, kiedy.
Do następnego razu!
Agnieszka
Co przypomina mi pracę polskich urzędów, z tą tylko różnicą, że panie bywają nie lodowato nieuprzejmie, a otwarcie nieprzyjemne, żeby nie powiedzieć chamskie, nasza kochana polska rzeczywistość: wchodzę do urzędowego pokoiku, siedzą dwie panie, dzień dobry, czy tutaj powinnam się zgłosić po kopię aktu urodzenia? Po co pani?! warczy jedna. Acha.
Urzędnicy na Wyspie Man są za to niezwykle uprzejmi, odpowiedzi na kłopotliwe pytania idą dochodzić na zapleczu i.. nie wracają:)
ale dlugo czekasz. ja czekalam moze z 6 miesiecy. ale podobno w texasie wszystko krocej trwa.
tia, oczywiscie, ze oni NIGDY nie gubia dokumentow – skad! to, ze yours truly czekala cztery lata na swoja zielona karte jest wylacznie wina wrozki-zebuszki.
No to ładnie, a ja chciałem wyemigrować do Stanów. Już nie ma gdzie uciec, chyba, że na Marsa skoro w każdym kraju jest bajzel 😦
Isle of Man, Irish Sea
„Hmm… Podczas egzaminu na obywatelstwo dwa lata temu powiedziano mi, że sprawa zostanie załatwiona, jak tylko odnajdzie się teczka. A rok później powiedziano mi dokładnie to samo, tzn. że teczka się jeszcze nie odnalazła i poradzono napisać odwołanie – tu są kopie moich…” Pani zmysla od A do Z. Nie mozna byc dopuszczonym do „egzaminu na obywatelstwo” bez posiadania kompletnej dokumentacji ktora to dokumentacja lezy przed urzednikiem ow egzamin przeprowadzajacym. Jak rowniez nie bedzie Pani miala wyznaczonego terminu owego egzaminu bez posiadania kompletneej dokumentacji. Cos mi sie widzi ze Pani pisze te rewelacje siedzac przed komputerem w Polsce
Widze, ze to raczej Pan/Pani ma dosc blade pojecie o tym, jak wyglada proces starania sie o obywatelstwo amerykanskie, bo nie wie Pan(-i), ze tzw. „related files” sa przechowywane nie w Urzedzie Imigracyjnym, gdzie odbywa sie „citizenship interview”, ale sa przesylane do niego z zupelnie innego miejsca. W zwiazku z czym mozna dostac wezwanie na interview podczas gdy urzad oczekuje na „related files”. I jesli z jakiegos powodu dokumenty nie dotra, to niestety czeka sie dalej, niezaleznie od rezultatu interview i „zdanego” egzaminu.
A przy wyjsciu urzednik imigracyjny wrecza formularz, na ktorym jest zaznaczone „Decision about your application could not be made at this time” zamiast „Congratulations!” etc.
Tak wiec zanim zacznie sie komus zarzucac mijanie sie z prawda, warto sprawdzic wlasne zrodla informacji.
Ale jaki pomysł niezły, siedzieć sobie w Polsce i prowadzić drugie życie internetowe w Nowym Jorku: internetowa emigracja, problem XXI wieku:) chyba sobie gdzieś zamieszkam z wyspy:)
czy ludziom nie powinno być szkoda czasu na te prztyczki z kapelusza?!
No wlasnie, ja sie chyba wirtualnie przeniose z Nowego Jorku na Hawaje – super plaze, zycie na luzie i w ogole:)
Pani Salon Nowojorski: Mozliwe ze mieszkamy w innych Amerykach i mamy inne obywatelstwa. Ja nei mam zadnych „zrodel informacji”, ja pisze to co wiem z wlasnego doswiadcznia – obywatelstwo dostalem jakis czas temu, podobnie jak reszta mojej rodziny i spora garstka Krewnych i Znajomych. Wiem gdzie sa dokumenty przechowywane, i skad dokad przsylane. Jak rowniez przeszedlem przez proces „dokumenty sie zapodzialy i wiem co mozna a co nie mozna gdy sie zapodzialy. Wiec jednak pozostane przy swojej opinii. Jaka pogoda dzisiaj w Polsce?…
A. to rozumiem jakieś popularne imię polskie, a L. równie popularne nazwisko, a nie spotkałam się, trudno. Taki Pan odważny w oskarżeniach (i uprzejmy, a jakże) ale incognito?
A ja mysle, ze to wcale nie pan, tylko bardzo zlosliwa pani, ktora produkuje sie na takim jednym forum, tez piszac jako pan. Dokucza roznym ludziom bez powodu, bo zmija jak jasny gwint. Ot tak sobie, aby ukasic, dopoki nie zostanie potraktowana jej wlasna bronia. Potem chowa jad i czuwa w ukryciu;-)
[…] kiedy przyjęłam obywatelstwo USA. Sam proces ubiegania się o to obywatelstwo z całą swoją bizantyjską biurokracją, pielgrzymkami od urzędu do urzędu, zagubionymi dokumentami, listami, podaniami itp. chyba w […]
mam pytanie jak moj chłopak siedzi za granica a mamy razem dziecko czy należą mi sie ę jakieś pieniądze