Boruc zebrał masę pochwał za doskonałą grę w niedzielnym meczu Celticu Glasgow z Rangersami, ale chyba będzie miał kłopoty, bo w trakcie meczu… przeżegnał się. Czytam w Wyborczej:
Polak zagrał świetnie, ale znowu może mieć problemy. Fani Rangers oskarżają go o kolejną prowokację. W lutym, po poprzednich derbach na Ibrox Park kibice Rangers, w większości protestanci, zeznali w prokuraturze, że Polak ich prowokował, ostentacyjnie czyniąc znak krzyża. Policja potwierdziła, że swoim zachowaniem Boruc wzburzył tłum, ale telewizyjne kamery nie uchwyciły tego momentu. Gdy prokuratura pouczyła polskiego bramkarza, wywołało to burzę wśród szkockich katolików, którzy twierdzili, że skandalem jest karanie zawodnika za przeżegnanie się. sport.gazeta.pl/GW/1,75693,3801473.html
Teraz pozostaje pytanie, czy Artur Boruc przeżegnał się, aby zagrać na nosie kibicom Rangersów, czy dlatego, że robi to zawsze, gdy wchodzi do bramki, podobnie jak inni bramkarze z Włoch czy Hiszpanii. Ja mam taki zwyczaj, ilekroć wsiadam do samolotu, i mało mnie wzrusza fakt, że współpasażerowie na liniach Finnair pewnie patrzą na mnie jak na zabobonną wariatkę.
Jednakże wychodzi na to, że co wolno szarakowi, to nie bramarzowi Borucowi. Bramkarz w europejskiej lidze ma być widocznie politycznie poprawny i światopoglądowo niezależny. Co ciekawe, protestują – nomen omen – protestanci, czyli chrześcijanie, a nie na przykład żydzi czy wyznawcy Allaha, którzy mieliby prawo poczuć się z lekka nieswojo, gdyby ktoś im nad głową kreślił znak krzyża.
Teraz zapewne zacznie się w mediach dorabianie teorii, że u podłoża afery leży stary konflikt między protestantani a katolikami na Wyspach Brytyjskich itepe, itede, ale moim zdaniem jest to tłumaczenie na siłę. Boruc mieszka w Europie i ma prawo wyznawać religię, jaką chce, z kultem strumieni albo Światowida czy Swarożyca włącznie. I jeśli przed meczem lubi się przeżegnać albo splunąć trzy razy przez lewe ramię, to jest to jego prywatna sprawa, a tłumowi nic do tego.
Do następnego razu!
Agnieszka