Szaleństwo świąteczne zaczęło się w NY zaraz po Thanksgiving Day (czyli po święcie Dziękczynienia) i potrwa do samego Nowego Roku. Na Nowy Jork zstąpiły dzikie tłumy turystów – z Europy, Azji jak i z serca samej Ameryki. Każdy z nich – z przyczyn, które dla nowojorczyków są raczej trudne do zrozumienia – pała żądzą zrobienia zakupów na Piątej Alei (Saks Fifth Avenue, anyone?) oraz sfotografowania się przed największą choinką świata przy Rockefeller Center.
Tłumy rano:
… tak samo, jak wieczorem:
Efekt jest taki, że kto jako tako zna miasto i może sobie na ten luksus pozwolić, okolice Rockefeller Center omija z daleka, bo korki i tłumy tam są niemożliwe, od świtu do zmierzchu. A najlepsze zakupy ciuchowe robi się przecież nie w Saks Fifth Avenue (drogo albo bardzo drogo, chyba że jest się japońskim turystą), tylko w Century 21 na Dolnym Manhattanie, buty najlepiej kupować w DSW, a choinka była, jest i będzie.
Z pobudek czysto masochistycznych (albo po prostu w poszukiwaniu tematu) poszłam tam parę dni temu i mogę tylko potwierdzić, że zdecydowanie nie jest to miejsce dla agorafobów albo ludzi, którzy lubią zachowywać wokół własnej osoby przestrzeń prywatną o promieniu większym niż 5 cm.
Ale – uwaga – w ostatni piątek na stacji metra Rockefeller Center, udało mi się zrobić to zdjęcie:
Niby nic wielkiego, ale o dziesiątej rano było tam pusto… W zwykłe dni między siódmą a dziewiątą rano przewijają się przez tę stację tysiące nowojorczyków, którzy pracują w Midtown Manhattan. Dziesiąta rano – to dla nich za pózno, a dla turystów – chyba za wcześnie – może więc przypadkiem zahaczyłam o nowojorską dziurę w czasie?
Do następnego razu!
Agnieszka