Tytuł powyższy wcale nie jest pomyłką, bo nie będę tutaj udzielać porad, jak skutecznie starać się o pracę w Stanach, czy gdzie indziej. A wręcz przeciwnie – to jest poradnik, jak o pracę starać się nie należy.
Po pierwsze, drugie i ostatnie, na pewno nie należy tego robić tak, jak niejaki A.V., imigrant z Uzbekistanu, a obecnie student Yale i ogólnie rzecz biorąc człowiek raczej bystry. Otóż młodzieniec ten wpadł na z pozoru niezły pomysł, aby swoje CV wzbogacić o materiał wizualny w postaci 6-minutowego filmiku wideo, który dołączył do podania o pracę wysłanego do UBS Investment Bank.
Filmik ten, nakręcony na pewno bardziej profesjonalnie i mniej drżącą ręką niż np. „Blair Witch Project”, przedstawia naszego bohatera w różnych nader budujących sytuacjach. Widzimy go, jak na siłowni wyciska po 100 kg w każdej ręce, jak jedną ręką rozbija stos cegieł i jak na sali balowej wywija piruety z dość skąpo odzianą panną. Wszystko to przeplatane umoralniającymi historyjkami w stylu „nie ma rzeczy niemożliwych”, płynącymi z ust samego bohatera (filmik utrzymany jest w konwencji filmowej rozmowy kwalifikacyjnej).
Cel tego projektu? Zachęcenie potencjalnego pracodawcy do zaoferowania A.V. dobrze płatnej posady w banku UBS. W jaki sposób to filmowe resume trafiło do YouTube, na razie pozostaje tajemnicą – póki co, wszystko wskazuje na to, że dział kadr UBS dyskrecją nie grzeszy i że któryś z jego pracownikow puścił ten materiał w eter. Natomiast faktem jest, że w YouTube filmik obejrzało kilkaset tysięcy ludzi.
I biedny A.V. nie tylko nadal jest bez pracy, ale stał się pośmiewiskiem najpierw całego Wall Street (gdzie podobno filmik wędrował z jednej skrzynki emailowej do następnej), a teraz chyba nawet i całych Stanów. Nie pozostawiono na nim suchej nitki, każdy fakt został sto razy sprawdzony. Ktoś doszukał się, że organizacja charytatywna wymieniona w filmiku, jest fikcją, ktoś inny wygrzebał, że firma konsultingowa, którą A.V. wymieniał jako jedno ze swoich osiągnięć, też istnieje tylko na papierze. Nawet New York Times, MSNBC i New York Post napisały o tej historii.
CV było niewątpliwie mocno przesadzone, bo chwalić się też trzeba z umiarem. Ale mnie interesuje inny aspekt tej sprawy – w dzisiejszych czasach wszystko, co przesyłane jest przez email, w każdej chwili może stać się własnością publiczną. Ktoś kiedyś powiedział, że przez email nie należy przesyłać niczego, co nie powinno trafić na pierwszą stronę New York Times’a. I wygląda na to, że miał rację.
Do następnego razu!
Agnieszka