Dużo szumu zrobiło się ostatnio w mediach amerykańskich wokół najnowszej edycji programu „Survivor” (chyba najlepsze polskie tłumaczenie to „Rozbitkowie”), emitowanego przez stację CBS. „Survivor” to nadawany od paru lat reality show, w którym kilkunastu ochotników wywiezionych zostaje na jakąś tropikalną wyspę (w tej edycji są to Wyspy Cooka), gdzie przez 39 dni razem mieszkają, razem zdobywają pożywienie, a oprócz tego zjednują sobie przyjaciół i wrogów. Po każdym odcinku jeden z uczestników odpada z programu, często – ale nie zawsze – na zasadzie najsłabszego ogniwa.
W grze chodzi o to, aby przetrwać do samego końca – do wielkiego finału, w którym jeden z dwóch graczy otrzyma nagrodę w wysokości miliona dolarów. Jest więc o co walczyć. Cała sprawa jest dość skomplikowana, bo oprócz wytrzymałości fizycznej i zdolności przystosowania się do ekstremalnych warunków trzeba jeszcze wiedzieć, kiedy i w jakie wchodzić układy, z kim się zaprzyjaznić, a kogo unikać. Bo w ostatecznym rozrachunku to właśnie grupa zadecyduje, komu przypadnie milion dolarów.
W obecnej edycji programu realizatorzy postanowili podzielić uczestników na cztery grupy. Podziału dokonano bardzo nie po amerykańsku, bo według rasy. Mamy więc grupę złożoną z białych, Azjatów, Latynosów i Afroamerykanów. Realizatorzy twierdzą, że chodziło im o to, aby w tym zdominowanym przez białych uczestników programie zwiększyć udział minorities czyli przedstawicieli innych ras. Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach w to nie wierzy, bo zapewne chodziło o zwiększenie oglądalności programu, zgodnie z zasadą, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze.
Rzeczywiście – cel osiągnieto, bo wokól tego kontrowersyjnego pomysłu zrobiło sie sporo halasu. Przede wszystkim narusza on oficjalnie obowiązującą wersję, że w Stanach kolor skóry nie ma znaczenia i że w społeczeństwie amerykańskim linie podziału według rasy nie mają miejsca. Każdy, kto chwilę w Stanach pomieszka, szybko jednak zauważy, że poprawność polityczna poprawnością polityczną, a życie – życiem. Czyli z jednej strony wszelkie rządowe reklamy muszą uwzgledniać przedstawicieli różnych ras (aby broń Boże któraś z pominiętych mniejszości nie wytoczyła procesu o dyskryminację), a z drugiej – w niektórych dzielnicach Nowego Jorku nadal pokutuje zwyczaj przebijania opon niemile widzianym gościom.
Wracając do programu „Survivor”, jeśli jego celem była walka ze stereotypami rasowymi, to pierwszy odcinek na pewno nie wypadł po myśli realizatorów. Tak sie bowiem złożyło, że konkurs polegający na rozwiązaniu łamigłówek wygrała grupa azjatycka, natomiast Afroamerykanie wypadli w nim najsłabiej.
Do następnego razu!
Agnieszka