Oto siedem najlepszych moim zdaniem momentów wczorajszych Oscarów. Zastanawiałam się przez chwilę, czy ta lista nie powinna zawierać bardziej okrągłej liczby pięciu lub dziesięciu, ale ponieważ powstała wyłącznie na podstawie mojego widzimisię, pozostanę przy siedmiu:
- Anne Hathaway w towarzystwie Valentino oraz w czerwonej sukni od Valentino. Podobały mi się jej wczorajsze kreacje (a pokazała ich kilka), ale ta czerwona, którą miała na sobie udzielając wywiadu przed Kodak Theater, na głowę bije wszystkie pozostałe. A poza tym – jak to możliwe, że można TAK dobrze wyglądać w krwistoczerwonej szmince? Valentino wystąpił co prawda bez piesków, ale za to jaki opalony…
Anne Hathaway. Credit: Darren Decker / © A.M.P.A.S.
- Jennifer Hudson w pomarańczowej (a może czerwonej?) sukni od Versace. Jeśli chodzi o Jennifer Hudson, to najpierw pomyślałam, że nigdy nie wyglądała tak dobrze, jak wczoraj, po czym zobaczyłam na zdjęciach zbliżenie dekoltu i częściowo zmieniłam zdanie. Gorset tej pięknej sukni wyglądał na nie najlepiej dopasowany i robiło to wrażenie, jakby Jennifer miała spłaszczony biust. Ale nie czepiajmy się szczegółów – liczy się pierwsze wrażenie, a dodatkowe punkty przysługują za przejście z rozmiaru 16 na 6.
Jennifer Hudson. Credit: Darren Decker / © A.M.P.A.S.
- PS22 Chorus – chór pięcioklasistów ze szkoły publicznej nr 22 na Staten Island, który na koniec imprezy zaśpiewał Over the Rainbow. Dzieciaki brzmiały fantastycznie, a pisząc to nie kieruję się wyłącznie nowojorskim patriotyzmem lokalnym. Dobrze jest wierzyć, że marzenia się czasem spełniają i mieć nauczyciela, który to umożliwi.
- Fryzura Luke Matheny’ego 🙂 Skoro już jesteśmy przy patriotyzmie lokalnym, nie wypada nie uhonorować tego absolwenta NYU oraz zdobywcy Oscara za najlepszy aktorski film krótkometrażowy („God of Love”) za wyjątkowo oryginalną fryzurę.
Luke Matheny. Credit: Michael Yada / © A.M.P.A.S.
- James Franco jako Marilyn Monroe w satynowej różowej sukni. Dzisiaj nie pamiętam już, o co dokładnie chodziło, ale wiem, że był to moment na luzie i z lekka od czapy, a takich wczoraj zdecydowanie brakowało.
James Franco. Credit: Greg Harbaugh / © A.M.P.A.S.
- Przypomnienie przez Charlesa Fergusona (Oscar za film dokumentalny „Inside Job” o przekrętach na Wall Street przed Wielką Recesją) faktu, że grube ryby z Wall Street za owe przekręty cudownym sposobem nie poniosły żadnej odpowiedzialności karnej.
- Wally Pfister (Oscar za najlepsze zdjęcia do filmu „Inception”) dziękujący związkowcom za pracę przy filmie. W świetle tego, co dzieje się w Wisconsin, niewątpliwie akcent polityczny, ale na tyle subtelny, żeby nie upolitycznić całego wieczoru – kto ma wątpliwości, niech sobie przypomni czasy, kiedy na Oscarach przemawiał Michael Moore.
Wally Pfister pochodzi z Elmhurst, to niedaleko Chicago, wiec do Wisconsin i zamieszania w Madison ma blisko 🙂
dla mnie wczoraj prowadzący Oscary niestety jakoś blado wypadli…
a wrażenie zrobił na mnie też Kirk Douglas! nieźle sobie poradził! 🙂
A to fakt, że duet Franco / Hathaway nie zebrał najlepszych recenzji po wczorajszym występie. Największy problem był chyba taki, że do końca nie wiadomo było, czy chodziło im o tradycyjny show czy coś dla „Facebook generation”.
jak dla mnie Oskary byly strasznie nudne, a red carpet to juz szczegolnie. Jennifer wyglada przepieknie, ale chyba musi cos zrobic z biustem 😉
7 letni syn, ktory czasem zapomina, ze jest coraz ciezszy i silny jak zubr, wskoczyl na mnie kiedy utrzymywalem pozycje koci grzbiet w Jodze i musialem isc na pogotowie, bo cos mi chrupnelo w dolnej czesci kregoslupa. Tak wiec uciekly mi Oskary. Bardzo dziekuje za ciekawy reportaz i pozdrawiam serdecznie 🙂