Wczoraj wieczorem poszliśmy z M. do Metropolitan Opera, aby po raz n-ty zobaczyć „Cyganerię”. Od paru lat kupujemy bilety w subskrypcji, tak więc niektóre przedstawienia się powtarzają – repertuar Met nie zmienia się aż tak często, a liczba wystawianych oper jest ograniczona. Jeśli się chce, można sobie takie bilety na powtórki za niewielką dopłatą wymienić na inne.
Gdyby chodziło o „Doctor Atomic”, na pewno skorzystałabym z tej możliwości, bo żadna siła na świecie nie byłaby mnie w stanie zmusić do powtórnego pójścia na tę operę. Ale „Cyganeria” – czemu nie, piękna muzyka i kojąco tradycyjna reżyseria Zefirellego, bez żadnego udziwniania na siłę.
Idziemy więc na „Cyganerię”, a tu przed Lincoln Center jest ustawiona scena, z głośników płynie muzyka, nie mająca z operą nic wspólnego, za to jak najbardziej nadająca się do tańca. Jak się okazało, Austriacy postanowili zareklamować na Manhattanie swoje Alpy – jednym słowem, akcja pt. Vacation in Austria przy fontannie pod Lincoln Center.
I ni z tego ni z owego zrobiła się z tego spontaniczna potańcówka – pary, korowód i solo, bo brak partnera lub partnerki niektórym zupełnie nie przeszkadzał. Nowy Jork jest cudownie nieprzewidywalny i wychodząc z domu, nigdy się nie wie, jaką scenę zobaczy się na ulicy. Do tego stopnia, że zupełnie wyleciało mi z głowy szukanie pluskiew w oparciu fotela 🙂
„Do tego stopnia, że zupełnie wyleciało mi z głowy szukanie pluskiew w oparciu fotela”
I bardzo dobrze, przynajmniej relaks na 100% i zabawy co niemiara. Tak wlasnie trzymac do diabla z pluskwami po co martwic sie na zapas!
Bardzo też Cyganerię lubię i podobnie jak Ty, nie zniosłabym Doctora Atomic. To nie dla mnie!
Pozdrawiam.
Alicja
Zgadzam sie z gosciem 100%. Jestesmy tym o czym myslimy. Nie myslac o pluskwach nie przyciagamy pluskiew 🙂
A ja zmodyfikowałabym to tak: odkurzając i robiąc pranie co najmniej dwa razy w tygodniu nie przyciągamy pluskiew 😉 Tylko, że nie brzmi tak zgrabnie…