W Polsce jestem już od ponad dwóch tygodni i niedługo trzeba będzie pakować walizki i wracać za Ocean, w samą porę na fajerwerki oraz grillowanie z okazji 4th of July. Miałam szczery zamiar regularnie uaktualniać blog także w czasie urlopu, ale w miejscu, gdzie spędzam większość czasu, z internetem jest tak, że pojawia się i znika w najmniej odpowiednich momentach, na przykład wtedy, kiedy człowiek popełnił kilka paragrafów tekstu, ale nie zdążył zapisać brudnopisu.
Oczywiście notatki można zapisywać także offline, ale przyszło mi to do głowy dopiero po szkodzie, a nie przed szkodą, przez co zapał do pisania nieco ostygł (a może po prostu szukam usprawiedliwienia dla własnego lenistwa).
Tak naprawdę każde hasło z poniższego alfabetu podróżnego zasługe na osobny wpis, ale chwilowo musimy pozostać przy wersji skróconej.
Ars Homo Erotica
W Muzeum Narodowym w Warszawie trwa właśnie wystawa poświęcona motywom homoseksualnym w sztuce Europy Środkowej i Wschodniej. Trafiłam na nią w pierwszy weekend, kiedy to oprowadzał po niej kustosz Muzeum. Wiele rzeczy zaskakuje, zwłaszcza niektóre zestawienia eksponatów współczesnych z klasyką, ale zobaczyć warto. Jeśli ktoś z czytających będzie tego lata w Warszawie, zachęcam, żeby pójść i obejrzeć.
Autobus czy pociąg?
Najpierw dobra wiadomość – w Polsce budowane są drogi i autostrady. Niestety, jest też zła – zanim się poprawi, najpierw będzie (a w zasadzie już jest) gorzej, bo na obrzeżach wielu miast i miasteczek stoi się teraz w gigantycznych korkach spowodowanych w dużej części odnawianiem dróg i nawierzchni. Mam jedną radę dla wszystkich, którzy będąc na urlopie w Polsce muszą przemieścić się z punktu A do punktu B publicznymi środkami transportu (miejscowi oczywiście mają wszelkie triki dobrze opracowane) – jeśli jest taka możliwość, na dłuższych trasach korzystajcie w Polsce z pociągów, a nie autobusów dalekobieżnych. Pociąg InterCity z Krakowa do Warszawy pokonuje trasę o długości 300 km mniej więcej w dwie i pół godziny i dokładnie tyle samo czasu zajęła mi jazda autobusem z Łodzi do Sieradza (odległość 60 km).
Banja Luka
Kryzys? Jaki kryzys? Jeśli gdzieś jest, to na pewno nie w Banja Luce przy Puławskiej, gdzie nawet w środku tygodnia zdobycie stolika bez wcześniejszej rezerwacji może być marzeniem ściętej głowy. Mimo że miałyśmy rezerwację, na stolik musiałyśmy poczekać jakieś pół godziny, bo obsługa zapisała nazwisko koleżanki na odwrotnej stronie listy rezerwacji. Na szczęście warto było, bo serwowanej tam kuchni bałkańskiej należą się wielkie pochwały, nawet jeśli ludowa muzyka na żywo jest trochę zbyt żwawa, jak na moje ucho. Zamówiłam wegetariański pindżur czyli duszony bakłażan w sosie pomidorowym, z przyprawami i serem, na ostro, ale nie za ostro. Pycha!
Chopin w Łazienkach
W niedzielne popołudnia warszawskie Łazienki są jak Central Park – tłumy warszawiaków i turystów na ławkach i trawnikach w oczekiwaniu na cotygodniową dawkę muzyki. Fajnie, że przetrwała ta piękna warszawska tradycja.
Dopalacze
Dla mnie polskie słowo miesiąca, albo nawet roku. Nie zdarza mi się często słyszeć w języku polskim słów, których znaczenie nie byłoby dla mnie oczywiste, ale tak właśnie było w przypadku telewizyjnej migawki na temat kontroli policyjnej w sklepiku z dopalaczami w Łodzi (w pierwszej chwili pomyślałam, że chodzi o beztytoniowe papierosy albo coś w tym rodzaju). Od tych dopalaczy właśnie miał zejść z tego świata pewien student, bo substancje były prawdopodobnie nielegalne. Ach… więc dopalacze mogą być także legalne? A skoro tak, nie powinna dziwić karta dań w pewnej restauracji, w której gdzieś między alkoholami a deserami dumnie figurowały dopalacze.
Internet na wsi
Moim zdaniem są to pieniądze, które leżą na ulicy i po które nikt nie chce się schylić. Na każdym kanale telewizyjnym co prawda pełno jest reklam Netii i Neostrady TPSA, ale w praktyce wygląda to tak, że szybki internet jest dostępny w dużych miastach i na przedmieściach. Jest wiele miejsc, gdzie Neostrady przez łącze telefoniczne nie da się zainstalować z dość dziwnych jak na XXI wiek powodów, jak na przykład stare kable lub przestarzała centrala telefoniczna. Pozostaje internet przez sieć komórkową, który w obecnej formie działa raz lepiej, raz gorzej, a czasem w ogóle. Firma, która zacznie oferować szybki i sprawnie działający internet na wsi nie czekając aż TPSA położy nowe kable, ma szansę zrobić duże pieniądze. Polsat zaczął sprzedawać dostęp do internetu razem z telewizją satelitarną, ale na ograniczonym obszarze.
Pies
Historia psa moich rodziców Robina jest następująca: ktoś wywiózł młodego, 2-letniego może, owczarka niemieckiego w pola z pończochą na głowie i tam go porzucił. Wycieńczonego z głodu i pragnienia zwierzaka uwolnił nasz sąsiad, który przypadkiem jechał tamtędy rowerem. Pies przybiegł za nim do wsi i błąkał się od podwórka do podwórka, szukając starego pana, nowego domu albo po prostu czegoś do jedzenia. U moich rodziców dostał kawałek suchego chleba oraz trochę wody i od tego momentu nie było już mowy o tym, żeby gdzieś sobie poszedł. Było to osiem lat temu. Pies nie ma luksusów, bo jest psem podwórzowym (jednak nie łańcuchowym), ale jest dobrze traktowany. On akurat miał szczęście, ale ile psów porzuca się w Polsce w podobny sposób, tego chyba nikt dokładnie nie wie (najwięcej niestety w sezonie wakacyjnym).
Telewizja satelitarna
Polsat i Cyfra+ dobrych parę lat temu trafiły pod strzechy i nie mają zamiaru się wyprowadzać. Telewizja satelitarna działa bez zarzutu także na wsi, i za niewielkie pieniądze można mieć dostęp do kilkudziesięciu kanałów polskich i tyluż zagranicznych, łącznie z CNN, BBC, kanałami telewizji niemieckiej, włoskiej, rosyjskiej i francuskiej. Prawdziwy raj dla każdego, kto chce się uczyć języków. Oczywiście telewizja satelitarna to żadna nowość, ale jednak w Stanach za dodatkowe kanały międzynarodowe trzeba płacić i to sporo. Szanowny Polsacie – nie mógłbyś tego samego zrobić z internetem?
Wybory
Od paru tygodni Polska żyje wyborami i dla takich jak ja „spadochroniarzy” ze Stanów opowiadanie się za eurosceptykiem czy też euroentuzjastą jest zawsze ryzykowne, bo w najlepszym wypadku może narazić na z trudem maskowaną pogardę ze strony współrozmówcy, a w najgorszym – wyjść na idiotę… Rozmowy o polityce przezornie rozpoczynałam od stwierdzenia, że nie głosuję, bo nie chcę narzucać własnych poglądów ludziom, którzy w Polsce mieszkają (co jest tylko częściowo zgodne z prawdą, ale ten temat przedyskutowaliśmy już w poprzednim odcinku).
Tyle na temat podróży po Polsce. Następny wpis zapewne pojawi się na blogu już po powrocie do NYC.
Bardzo dziekuje za interesujacy fresk wspolczesnej Polski i „bedziemy w taczu” – to ostatnio zaslyszalem jako wersje „bedziemy w kontakcie” Pozdrawiam serdecznie 🙂
A co to są właściwie te dopalacze? Jeśli to jakieś używki, to wiadomo, nie znam tematu. Ja używam jedynie kawy i alkoholu, reszty możliwości nie znam zupełnie.
I czy to Radio Maryja rzeczywiście jest takie wszędobylskie? Czy daje się go uniknąć czy też nadawane jest w miejscach publicznych?
bardzo ciekawa relacja, a ten kawałek z Gołasem to jeden z moich ulubionych. On jest i był fenomenalnym aktorem. Pozdrawiam.
Znajomi w Polsce udzielili mi następującego wyjaśnienia w sprawie dopalaczy. Otóż niedawno weszło w Polsce prawo umożliwiające kolekcjonerom (!) zakup pewnego rodzaju substancji, w celach kolekcjonerskich oczywiście 🙂 W związku z czym powstały w Polsce sklepiki z owymi substancjami (często amfetaminopodobne, ale podobno stary dobry Red Bull też się teraz kwalifikuje jako dopalacz), w których można się w towar zaopatrzyć. Temat znam powierzchownie, więc o dodatkowe szczegóły trzeba by chyba zapytać miejscowych jako bardziej zorientowanych w temacie.
Radia Maryja nie słyszałam nigdzie, nawet w samej Częstochowie;) więc chyba jest raczej tak, że słuchają jedynie ci, którzy chcą.
Jeśli zaś chodzi o wpływy angielskie w polszczyźnie, to oczywiście rozprzestrzeniają się jak jakieś chwasty. Kiedyś zwracałam na to większą uwagę, a teraz po prostu puszczam mimo uszu.