Salon od kilku dni spędza czas w ogarniętym przedwyborczą gorączką dorzeczu Wisły i Odry, co zapewne tłumaczy chwilową ciszę w salonowym eterze, która zresztą częściowo zbiegła się z ciszą przedwyborczą w Polsce. Być tutaj przed wyborami prezydenckimi to ciekawa sprawa, bo od środka wszystko wygląda trochę inaczej niż oglądane zza Atlantyku. Okazuje się na przykład, że niektórzy kandydaci zdecydowanie zyskują przy bliższym poznaniu, inni zaś – wręcz przeciwnie, z daleka prezentują się bardzo godnie, prezydencko, zaś z bliska – niekoniecznie… Będzie bez nazwisk i wytykania palcami.
Salon przyjął twarde postanowienie, że w tym roku w wyborach prezydenckich w Polsce głosował nie będzie, choć mógłby, bo akurat w niedzielę 20. czerwca znajdzie się w miejscu swojego stałego zameldowania w Polsce i jest także szczęśliwym posiadaczem ważnego dowodu osobistego (chociaż wystarczyłby pewnie i paszport, grzecznie wystany i wyczekany w Konsulacie w Nowym Jorku). Nie chodzi bynajmniej o to, że Salon uległ presji niektórych rodaków z Rodacji, którzy obstają przy opinii, jakoby Polakom zagranicznym prawo wyborcze się nie należało i nie powinni się wtrącać do polskich wyborów, skoro z własnej i nieprzymuszonej woli opuścili Rodację.
Przyczyna leży gdzie indziej – tak się akurat w tym roku składa, że w czasie pierwszej tury wyborów Salon przebywa w Starym Kraju, natomiast na drugą (do której zdaniem najstarszych górali niewątpliwie dojdzie) wróci już do Nowego Jorku, i tak czy owak mógłby głosować tylko w jednej, co trochę mija się z celem. I to jest główny powód powstrzymania się od głosu. A skoro Salon w tym roku nie głosuje, może sobie o wyborach pisać co chce, nie tracąc przy tym wiarygodności i nie narażając się na inwektywy ze strony wdzięcznych Czytelników (miejmy nadzieję), czy broń Boże na podejrzenia o agitację na rzecz któregoś z kandydatów.
Gdyby trzeba było podjąć decyzję tylko i wyłącznie na podstawie ostatniego tygodnia kampanii wyborczej i wyrobionej w ten sposób opinii o poszczególnych kandydatach, Salon oddałby swój głos na najmłodszego i najbardziej pracowitego kandydata, który nie dość, że ma sporo zdrowego rozsądku i mówi z sensem, to jeszcze nie trzęsie d…, że kogoś obrazi, jeśli powie to, co naprawdę myśli, co zdecydowanie różni go od starszych i wyjątkowo w tym roku ostrożnych kolegów z prawej strony wyborczego spektrum, a zbliża do pana, który z kolei kusi potencjalnych wyborców hasłami w stylu „nieważna zmiana świń przy korycie, ważne, by zabrać koryto” 🙂
Oczywiście są też inni kandydaci, z których jeden ma dubeltówkę i poluje na dzikiego zwierza, drugi zaś jest szczęśliwym posiadaczem kota domowego. Stając przed takim wyborem Salon przyznaje, że – gdyby głosował – to zważywszy różne „za” i „przeciw” chętniej wsparłby kandydata z żywym kotem niż tego z martwym zającem, między innymi ze względu na trudną do opanowania niechęć do wymachujących dubeltówkami kandydatów do fotela prezydenckiego. Tak się Salonowi porobiło latem 2008 i do tej pory przejść nie może.
To chwilowo tyle, jeśli chodzi o temat wyborów prezydenckich w Polsce. Ciekawie będzie dowiedzieć się, czy Polacy w USA znów będą głosować inaczej niż miejscowi w Polsce. Nie byłoby wielkim zaskoczeniem, gdyby tak właśnie się stało, ale to będzie wiadomo nie wcześniej, niż na początku przyszłego tygodnia.
Z innych wrażeń podróżnych, jakie wprowadziły Salon w zdumienie, należy wspomnieć o fakcie, że linie lotnicze LOT, które do tej pory słynęły z podłego żarcia i doskonałej darmowej wódki, teraz będą słynąć wyłącznie z tego pierwszego. Za alkohole na rejsach transatlantyckich (Nowy Jork / Warszawa na przykład) LOT każe sobie teraz płacić 10 złotych polskich albo 4 dolary amerykańskie, tyle samo za wino, wódkę oraz piwo. I proszę nie pytać, od kiedy dolar znowu kosztuje 2,50 zł, tylko przed wylotem zaopatrzyć portfel w obydwie waluty. W związku z powyższym kupując bilet do Warszawy za jedyne 1359 dol. w tę i we w tę należy się liczyć także z dodatkowym wydatkiem 10 złotych od drinka. No cóż, LOT długo opierał się pokusie, bo jeszcze w listopadzie ubiegłego roku drinki były gratis, z czego Salon nie omieszkał skorzystać, ale widocznie dłużej się nie dało. No cóż, Polacy za kołnierz nie wylewają.
W związku z obowiązującą w Polsce ciszą wyborczą w dniach 19 – 20 czerwca komentarze o charakterze agitującym i bezpośrednio dotyczącym kandydatów na Prezydenta RP zostaną opublikowane dopiero po zakończeniu głosowania.
Polacy mieszkajacy za granica maja takie same prawa do wybierania prezydenta, jak Polacy w Polsce. Tez mnie dziwi, dlaczego przy okazji kazdych wyborow zaczyna sie sztuczna dyskusja, czy Polacy za granica powinni glosowac czy nie. Jak sie komus nie podoba, powinien pisac do Sejmu o zmiane obowiazujacego prawa, a poki co mamy prawo glosowac. Amerykanom nawet przez mysl by nie przeszlo, zeby kwestionowac prawa wyborcze wlasnych obywateli, ktorzy z takich czy innych powodow wyjechali z USA.
[…] [Komentarze do Salon Nowojorski] Skomentuj Salon na urlopie, którego autorem jest obserwator […]
obserwator – dokładnie tak. Ja w ogóle nie rozumiem całej tej dyskusji, że skoro ktoś wyjechał z Polski, to nie powinien głosować. Wiele osób ma podwójne obywatelstwo i uważa się za Polaków mieszkających w USA, a nie na przykład Amerykanów polskiego pochodzenia.
Też chyba nigdy nie zdarzyło mi się spotkać kiedykolwiek z opiniami kwestionującymi prawa do głosowania Amerykanów mieszkających poza granicami USA. A w Polsce zawsze się znajdzie ktoś, komu się to nie podoba.
Tu jest podsumowanie dyskusji na podobny temat: http://www.polonia.net/content/czy-polonia-powinna-miec-prawo-do-glosowania
„Prawa wyborcze nie zależą od miejsca zamieszkiwania. Nie działa tu żadna zasada domicylu (miejsce zamieszkania), a jedynym kryterium jest przynależność do wspólnoty politycznej, czyli posiadanie obywatelstwa. ”
Pozdrawiam.
Na wstepie zaznaczam, ze jest mi absolutnie obojetne czy Polacy za granica glosuja czy nie.
Ja sam uwazam, ze nalezy rozrozniac prawo faktyczne od prawa etycznego. Tak wiec zgodnie z prawem faktycznym kazdy Polam za granica moze glosowac. Ja sam nie glosuje, bo uwazam, ze nie mam prawa z etycznego punktu widzenia. Nie place w Polsce podatkow, wiec nie powinienem tez glosowac i mieszac sie do zycia ludzi nad Wisla. Oczywiscie nie kazdy musi sie z tym zgadzac, ale tez nie rozumiem dlaczego Polakom za granica nie podoba sie krytyczna Polakow w Polsce. Przeciez moga wlasnie z tego samego punktu widzenia wyrazac swoja opinie: nie mieszkasz, nie dokladasz do interesu to dlaczego chcesz glosowac.
Argument z Amerykanami nie jest dobry, bo po pierwsze, z tego co wiem kazdy obywatel USA ma obowiazek placenia podatkow w Stanach, niezaleznie od tego gdzie mieszka. Tak wiec ma o wiele wieksze, z etycznego punktu widzenia, prawo do glosu. Po drugie amerykanskiego obywatelstwa (jak i wielu innych) mozna sie bardzo latwo i tanio pozbyc, wiec jesli ktos nie chce byc Amerykaninem to nie musi. Natomiast pozbycie sie polskiego obywatelstwa jest nie tylko procesem niebywale dlugotrwalym i kosztownym, ale jeszcze teoretycznie mozna przekazywac owo polskie obywatelstwo prawie w nieskonczonosc. Innymi slowy, teoretycznie pra-prawnuki Polakow mieszkajacych w Kanadzie albo Stanach dalej beda mialy prawo do polskiego paszportu, chocby nie znaly ani slowa polskiego i nie mialy z Polska absolutnie nic wspolnego. Czy tacy ludzie rowniez powinni miec prawo wyborcze w Polsce?
Wydaje mi sie, ze problem podwojnego i wielo-obywatelstwa bedzie narastal i predzej albo pozniej kraje zaczna przyjmowac jeden z dwoch modeli:
1. albo drastycznie ogranicza przekazywanie obywatelstwa potomstwu urodzonemu poza krajem (pierwsze proby w Kanadzie w tym wzgledzie weszly w zycie w zeszlym roku)
2. obywatelstwo straci na znaczeniu i kraje zaczna klasc wiekszy nacisc na faktyczne miejsce zamieszkania. Tak wiec, ktos kto cale zycie przemieszkal w Stanach i ma polski paszport bedzie mogl sobie pojechac do Polski i tam zamieszkac, ale nie bedzie mial prawa do swiadczen spolecznych typu opieka zdrowotna, dotowana edukacja wyzsza i inne tego typu benefity. Innej opcji nie widze, bo na swiecie rozwija sie coraz bardziej „turystyka swiadczeniowa”.
PS. Nie za bardzo rozumiem polska fiksacje z „cisza przedwyborcza”. Pomijajac fakt, ze w dobie 24h internetu i mediow to zupelny archaizm, nie widze jakiegos wiekszego sensu za calym przedsiewzieciem.
Tak bardzo sie zgadzam z komentarzem Resvaria, ze az sobie pozwolilam (bez pytania) polecic te wypowiedz na moim blogu:) Mam nadzieje, ze nie bedzie za to zadnej kary, albo przynajmniej licze na lagodny wyrok;)
resvaria – sprawa jest złożona jak napisałeś, ale udziałem w wyborach w Polsce są z reguły zainteresowani emigranci w pierwszym pokoleniu, nie zaś trzecia czy czwarta generacja, która nie czuje się z Polską w żaden sposób związana. Tylko w wyjątkowych wypadkach tacy emigranci w którymś tam pokoleniu posiadają polskie paszporty (wolę nie mieszać tutaj kwestii osób, które z czystego oportunizmu „przypomniały” sobie o swoim polskim pochodzeniu dopiero w momencie wejścia Polski do UE). Tak czy owak nie jestem pewna, czy ma sens wrzucanie do jednego worka ludzi, którzy urodzili się w Polsce i wyjechali 10 czy 20 lat temu i tych, których dziadkowie albo pradziadkowie wyemigrowali z Polski, zaś oni sami w Polsce nigdy nie postawili nogi i ogólnie mają blade pojęcie o kraju.
Nawiasem mówiąc, ludzi, którzy płacą podatki w Polsce, mimo że tam nie mieszkają na stałe, jest dużo więcej niż mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać. (Uzależnianie prawa do głosowania od płacenia podatków jest też trochę ryzykowne, bo od razu nasuwa się mało zręczne pytanie o obywateli, którzy mają dochody na tyle niskie, że nie płacą podatku dochodowego, od nieruchomości itd.)
stardust – myślę, że wszystko sprowadza się do pytania, za kogo tak naprawdę się uważamy: za Amerykanów polskiego pochodzenia, czy Polaków mieszkających w USA? Każdy powinien we własnym sumieniu rozważyć, kim naprawdę jest i czy jego związki z Polską są na tyle silne, aby mogły uzasadnić (a według niektórych – usprawiedliwić) udział w wyborach.
Pozdrowienia!
Cisza wyborcza to faktycznie interesujący koncept – w Stanach tłucze się ludziom do głowy do ostatniej chwili, jak mają głosować, a w Polsce od północy już cicho-sza. Kiedy wprowadzano to prawo w 1989 (zdaje się), nie przewidziano zapewne jaką popularnością będzie cieszył się internet.
Zaś w internecie jest jeszcze ciekawiej – co opublikowano do północy 18. czerwca może sobie zostać, a za nowe treści grozi kara.
obserwator napisal:
Tez mnie dziwi, dlaczego przy okazji kazdych wyborow zaczyna sie sztuczna dyskusja, czy Polacy za granica powinni glosowac czy nie. Jak sie komus nie podoba, powinien pisac do Sejmu o zmiane obowiazujacego prawa, a poki co mamy prawo glosowac
zgadzam sie calkowicie. to takie bardzo polskie – jak sie jakas regulacja prawna komus nie podoba, to zamiast zrobic cos, zeby ja zmienic, atakuje sie ludzi, ktorzy z niej korzystaja. bo to latwiej a i negatywne emocje sie fajnie rozladowuje 🙂
w ogole denerujace jest utozsamianie poczucia narodowosci z regulacjami jakichs idiotow urzednikow, ktorzy co i raz uchwalaja sobie bardziej skomplikowane prawo zeby wydoic kase z ludzi (patrz zmiana wymagan do odnowienia polskiego paszportu z 2006 r.)
Pomimo tego, ze czuje sie Polką, mam do panstwa polskiego i jego aparatu urzedniczego stosunek daleko utylitarny. zreszta, to urzedy panstwowe powinny byc DLA LUDZI a nie ludzie dla urzedow. Kraj, w ktorym wazniejsza jest pieczątka a nie czlowiek, to chory kraj.
No ale jak mozna karac kogos, kto opublikuje cos na serwerze za granica?
Zgadzam się z Resvarią, że pozwolę sobie to tak odmienić, co do niemieszania się w polskie sprawy, jak się tam nie mieszka i nie płaci podatków. Zdecydowanie jestem przeciwko głosowaniu przez wszelaką Polonię. Natomiast zmieniłabym zdanie, jeżeli byłaby w kraju jakaś sytuacja krytyczna w której mój głos mógłby się przydać dla niepodległości czy też niezależności Polski w sytuacji naprawdę absolutnej.
Co do podatków Amerykanów nie mieszkających w USA, to wcale nie jest tak, że muszą płacić podatki. Wszystko zależy od jakiego rodzaju układy podatkowe (tax treaties) USA ma z danym krajem. Na przykład z UAE układ jest taki, że płaci się w USA podatek jedynie od pierwszych $100,000 ( a akurat nie płaci się podatku w UAE od reszty), i to właśnie kiedy nie mieszka się w USA. Definicja miejsca rezydencji zależna jest od paru różnych czynników, od tego gdzie spędza się najwięcej czasu, gdzie się pracuje, gdzie ma się gym membership, bank, inne członkostwa.
Ludzie bardzo lubią z tym kręcić na swoją korzyść, nawet niekoniecznie z zagranicą, ale i między stanami. Mieszkam od dawna w dwóch różnych stanach, jeden ma podatki wyższe, drugi niższe.
„wróci już do Nowego Jorku, i tak czy owak mógłby głosować tylko w jednej”
Czy salon ma na pewno rację? Ja z racji podróży planowałem głosować w różnych miejscach w obu turach, i choć okazuje się to niepotrzebne, to możliwość taka była. Choć wymagała nieco zachodu.
miski – owszem, Salon może się pod tym względem mylić i nie upiera się, że ma rację;) Wydawało mi się po prostu, że ALBO wpiszę się do rejestru głosujących za granicą i wtedy nie będę mogła głosować w Polsce w I turze, ale będę mogła w II w Nowym Jorku, ALBO nie wpiszę się do tego rejestru, ale wtedy nie będzie mi wolno głosować w II turze w NY. Ale może były jeszcze jakieś inne możliwości, tylko że nie doczytałam, a teraz to już oczywiście musztarda po obiedzie.
Resvaria – z tym prawem do polskiego obywatelstwa dla kolejnych pokolen Polakow mieszkajacych w USA w praktyce moze byc troszke inaczej. Ja nie mam waznego paszportu polskiego, bo jeszcze dobrze pamietam odmowe paszportu konsularnego w polowie lat osiemdziesiatych. Moja druga polowka ma waznego dowod osobisty, wazny paszport polski i wazne zameldowanie w Polsce, i dlatego bedac w Polsce bylismy w stanie w USC nadac dziecku urodzonemu w USA polskie obywatelstwo. Milej wizyty w Polsce, SN i dzieki za wiadomosc o drinkach – przekazalem polowce. Pozdrawiam serdecznie 🙂
„No ale jak mozna karac kogos, kto opublikuje cos na serwerze za granica?”
Masz rację, nie można, bo serwery za granicą podlegają jurysdykcji danego kraju, a nie Polski. Nasz serwer mieści się w USA, a nie w Polsce, dlatego notka na temat ciszy wyborczej ma bardziej charakter kurtuazyjny, trochę na zasadzie when in Rome, do as the Romans do.
A co chcecie zrobić z tymi którzy mieszkają w Polsce a nie płacą podatków?
Albo z tymi którzy oszukują prz płaceniu podatków(pewnie z 90% społeczeństwa)?
Lub z tymi którzy nie wypełniają swojego obywatelskiego obowiązku i nie glosują?
Rozwijajcie dalej swoje mniej lub bardziej subiektywne pomysły i uprawnienia do glosowania w Polsce będzie miał tylko kot Kaczyńskiego i dubeltówka Komorowskiego.