Małą łyżeczką do przodu – tak można podsumować tempo, w jakim posuwa się praca nad reformą służby zdrowia w Stanach. Dzisiaj o pierwszej w nocy odbyło się pierwsze głosowanie proceduralne w Senacie, w którym wszyscy demokraci i niezależni zgodnie głosowali za, a wszyscy republikanie – przeciw. No cóż, taki jest opłakany stan amerykańskiej sceny politycznej, że nie ma już chyba żadnego tematu, gdzie obie strony byłyby w stanie wspólnie opracować sensowne rozwiązanie możliwe do zaakceptowania dla wszystkich.
Dzisiejsze głosowanie niczego jeszcze nie przesądza, ale jest niezbędne, aby mogło dojść do ostatecznego głosowania nad ustawą jeszcze w tym tygodniu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Senat powinien przegłosować projekt jeszcze w Wigilię, oczywiście pod warunkiem, że żaden z 60 senatorów (58 demokratów plus 2 niezależnych), nie zmieni zdania w ostatniej chwili, nie utknie w śnieżnej zaspie ani też nie zejdzie z tego świata. A warto wspomnieć, że reprezentujący Wirginię Zachodnią demokratyczny senator Robert Byrd liczy sobie 92 wiosny, jest mocno schorowany i na kolejne głosowania przyjeżdża, albo raczej jest przywożony, na wózku.
Jeśli głosów „za” będzie mniej niż 60, projekt przepadnie, teraz pewnie już na wiek wieków, bo nie sądzę, żeby jakikolwiek prezydent zechciał ten temat ponownie poruszyć po fiasku Clintona w 1994 i gdyby teraz nie udało się Obamie. Nic dziwnego, że przeciwnicy reformy proponują zbiorowe modły, aby któryś z demokratów na głosowanie nie dotarł (oj nieładnie życzyć bliźniemu, co Tobie niemiłe).
Sam projekt ustawy jest moim zdaniem taki sobie, bo do obecnej wersji nie trafił zapis o utworzeniu rządowego programu ubezpieczeniowego (public option), który stanowiłby konkurencję dla ubezpieczeń prywatnych, jest natomiast mowa o obowiązku posiadania ubezpieczenia zdrowotnego przez wszystkich Amerykanów, poza bardzo nielicznymi wyjątkami. Oczywiście nie od razu – zmiany będą wprowadzane stopniowo przez najbliższych 10 lat.
Była też propozycja, aby federalny program ubezpieczeń Medicare – w tej chwili dostępny dla emerytów po 65. roku życia – otworzyć dla wszystkich od lat 55, ale niestety, były demokratyczny kandydat na wiceprezydenta USA, a obecnie pseudo-niezależny senator Joe Lieberman sprytnym manewrem ukręcił sprawie łeb. Zapewne dlatego, że reprezentuje stan Connecticut, w którym ma swoje siedziby kilkanaście wielkich firm ubezpieczeniowych, a dla nich takie rozwiązanie byłoby bardzo nie na rękę.
Ja widzę to tak: firmy ubezpieczeniowe będą miały podane na tacy 30 milionów nowych klientów, którzy będą musieli wykupić obowiązkowe ubezpieczenie zdrowotne finansując je częściowo z własnej kieszeni, a częściowo z państwowych dotacji. Jeśli nie ma „kija” w postaci rządowej konkurencji, a jest jedynie „marchewka” czyli miliony nowych klientów, to jak mają zostać obniżone koszty planów ubezpieczeniowych? Naiwnością byłoby liczyć na dobrą wolę monopolistów, że sami z siebie będa obniżać ceny oferowanych planów ubezpieczeniowych, więc pozostaje jedynie nadzieja, że przynajmniej w niektórych stanach firmy ubezpieczeniowe będą konkurować między sobą o te 30 milionów nowych klientów i wprowadzą do oferty tańsze plany ubezpieczeniowe. Moim zdaniem brak public option bardzo rozmydla sens tej reformy.
Jednak najważniejszym elementem proponowanej ustawy, opróczy obowiązkowego ubezpieczenia, jest to, że firmy ubezpieczeniowe nie będą mogły dyskryminować klientów ze względu na historię przebytych wcześniej chorób (pre-existing condition) wybierając jedynie młodych i zdrowych i nie będą mogły kasować polis ubezpieczeniowych klientów, którzy przez lata opłacali składki, a potem zachorowali, co jest obecnie praktykowanym w majestacie prawa, a wołającym o pomstę do nieba świństwem. Zakaz dyskryminacji chorych dzieci ma zacząć obowiązywać już w 2010 r.
To jest powód, dla którego mam nadzieję, że reforma jednak przejdzie. Lepszy rydz niż nic.
hm….
ja sie troche obawiam o co innego.
Tresci calego dokumentu nie przeczytalam i raczej nie przeczytam;
Ilu glosujacych senatorow w ogole ja przeczytalo?
Obawiam sie, ze niewielu, przeglosuja a potem wyjdzie trup z szafy…
W tej chwili sprawy zaszły tak daleko, że albo wóz albo przewóz i pozostało nam jedynie trzymać kciuki, że w ustawie nie ma zbyt wiele „trupów w szafie”, o których piszesz. Jeśli ta reforma teraz nie przejdzie, to trzeba się liczyć z tym, że za kilka lat procent nieubezpieczonych w Stanach wzrośnie z 15 do 25 albo więcej.
Ponieważ nieubezpieczeni bynajmniej nie są o wiele zdrowsi od tych ubezpieczonych, w przypadku choroby nadal będą się zgłaszać na ER i do szpitali, a te z kolei będzie sobie liczyć 25 dol. za jedną tabletkę Tylenolu oraz 40 dol. za opakowanie chusteczek higienicznych, aby zrekompensować sobie straty związane z nie zapłaconymi rachunkami i wszelkiego rodzaju charity care.
Trzeba się wyzbyć złudzeń, że opieka medyczna dla osób nieubezpieczonych nie kosztuje. Różnica jest taka, że płacą za nią wszyscy, w formie podwyższonych składek ubezpieczeniowych albo wyższych opłat za usługi medyczne. Czas skończyć z tą fikcją.
Zgadzam sie ze wszystkim co napisalas, mamy widze podobne poglady na sprawe:) Mam tylko pobozne zyczenie, zeby ktos „sprytnym manewrem ukrecil leb senatorowi Libermanowi” Nie moge patrzec na ten paskudny ryj. No nie moge i juz. Ciekawa jestem czy jego zona budzi sie z krzykiem w nocy:)))
Jak ja szczerze nienawidze tego typa, bo przeciez nie nazwe go czlowiekiem…
ponoć finałowe głosowanie w Wigilię…. zrobią se niewątpliwie prezent na święta ;O)
salon:
wyzbywanie sie zludzen przychodzi amerykanom jak widac wielce opornie.
koncept powszechnego ubezpieczenia jakos w ogole nie trafia do nich – mimo tego, ze w wielu krajach rozwinietych dziala calkiem dobrze przy MNIEJSZYCH kosztach niz w USA.
Oni maja jakas alergie, na sam dzwiek slowa „publiczne” reaguja jak byk na czerwona plachte, koncza sie racjonalne argumenty a zaczyna demagogia.
eh.
Futrzak, bo tak wlasnie przez te demagogie, Amerykanie sa zniewoleni od lat, od samego powstania tego kraju. Tutaj tak wiele sie mowi o wolnosci, tylko tak naprawde to oni nie maja pojecia, ze tej wolnosci nigdy tutaj nie bylo i nie ma. To jest narod zyjacy w ciaglym strachu, czlowiek wolny nie zna tego uczucia.
Sporej czesci mieszkancow USA wszystko co „publiczne” albo „rzadowe” kojarzy sie z komunizmem, dlatego tez tak latwo manipulowac tutaj opinia publiczna uzywajac straszaka w formie pojec takich jak „komunista” czy „socjalista”. A mozna to doczepic do wszystkiego, lacznie z reforma sluzby zdrowia, nawet bez „public option”, o czym oczywiscie wiedza specjalisci od roznych kampanii politycznych. W takiej sytuacji argumentowanie, ze przeciez wojsko, policja, emerytury, medicare itd. nie istnialyby bez rzadu, jest jak rzucanie grochem o sciane. Nikogo nie przekona.