Spieszę donieść, że Simba ma się coraz lepiej. Dzisiaj zabrałam ją na wizytę kontrolną do weterynarza i mamy dużo dobrych wiadomości. W czasie pierwszego przeglądu doktor dość sceptycznie oceniał jej szanse na przeżycie, w końcu jednak uznał, że jeśli nie szkoda nam paru groszy na antybiotyki dla kota-znajdy, to warto spróbować. Nie po to zabrałam ją do weterynarza, żeby się nie zgodzić, więc od dwóch tygodni z każdym porannym i wieczornym posiłkiem podaję jej ćwiartki albo połówki tabletek, plus enzymy i probiotyki w proszku, aby zapobiec ewentualnej biegunce.
Kiedy dwa tygodnie temu zważono ją u doktora, ważyła zaledwie 5,4 funta (czyli niecałe 2,5 kg) i wyglądała jak szkielet pokryty czarno-białym futrem – można było policzyć wszystkie żebra. Nie wiem, jak długo głodowała – może miesiąc, a może i dłużej. Po dwóch tygodniach normalnego jedzenia (podaję jej kocie jedzenie z puszek firmy Wellness, na razie bez suchej karmy, bo w jej sytuacji zalecana jest dieta wysokoproteinowa), przybrała na wadze i dzisiaj waży 5,8 funta. Różnica niby niewielka, ale nie zapominajmy, że jeśli nie liczyć pierwszych kilku dni spędzonych w naszym garażu, jest u nas dopiero dwa tygodnie, i większy przybór wagi w tak krótkim czasie nie byłby wskazany. Ma bardzo dobry apetyt i pewnie jadłaby częściej i więcej niż 2-3 posiłki dziennie, które w tej chwili dostaje, ale nie chcemy przesadzać.
Jedyna rzecz, która wygląda bardziej mizernie niż dwa tygodnie temu, to mój portfel, „odchudzony” przez troskliwego pana doktora 😉
Dzisiaj miała kolejne badanie krwi i mam nadzieję, że będzie można odstawić antybiotyki i jeśli tak się stanie, to następnym krokiem będą wszystkie niezbędne szczepienia. Jedyny problem to infekcja uszu (ear mites, po polsku to zdaje się świerzbowiec uszu) – poprzednio weterynarz wlał jej do uszu krople w zawiesinie Mita Clear i dokładnie wyczyścił, a dzisiaj procedurę powtórzył. Mamy to zrobić sami za tydzień i jakoś czarno to widzę, bo dzisiaj byłam świadkiem, jak zabieg przeprowadzało dwóch asystentów, z którymi Simba walczyła jak lew. Kot czy kotka, a imię Simba zobowiązuje…
Simba nadal mieszka w naszym biurze w wysokiej piwnicy (z oknami), więc póki co nie ma zbyt wielu okazji do interakcji między nią, a psami, jeśli nie liczyć jednej nadzorowanej wizyty. Szczerze mówiąc, obie strony były średnio entuzjastycznie nastawione do swojej obecności, ale obyło się bez ujadania, syczenia czy też gonitwy po meblach.
First things first – najpierw chcę uporać się z tymi nieszczęsnym świerzbowcem i zadbać o wszystkie szczepienia, a potem zobaczymy. Pewnie po raz kolejny trzeba będzie uaktualnić motto Salonu, tym razem na Oraz czasami o psach i kotach.
Cieszę się, że kotek zdrowieje. Trochę uważałabym na kota i komputer. Miałam w rodzinie przypadek, że kot znaczył teren na monitorze moczem i przepalił monitor.
Masz rację z tym komputerem – mamy zamiar przeorganizować trochę to biuro, żeby pewne rzeczy lepiej zabezpieczyć teraz, kiedy mamy lokatora.
dużo głasków dla wszystkich czworonogów!!! :O)
Teren to by znaczyła gdyby była chłopcem. A na monitorze może będzie się wylegiwać, koty często lubią. 🙂
Troche sie obawiam,ze z czyszczeniem uszu bedziesz miala zawsze problemy . Koty pozwalaja sie dotknac tylko wtedy kiedy im to odpowiada .
Ja wiem zeby swoja kicie uczesac / czytaj : zgarnac najwiecej wlosow zanim znajda sie na meblach / – musze czekac az zacznie jesc.
Wtedy nic ja nie obchodzi. Normalnie broni sie czym sie da.
Za glaskaniem tez nie przepada . Po prostu ucieka.
Az dziwne, bo kot jest z nami prawie od urodzenie / jeszcze nie chodzil / ale tylko z tego powodu jakos nie zostal domowym kotkiem.
W tym wypadku na odwieczne pytanie – co decyduje o charakterze -nature or nurture ? , zdecydowanie nalezy odpowiedziez, ze wychowanie nie ma zadnego wplywu.
Kto kotu pokazal ze sie chodzi po drzewach – tez nie mam pojecia.
Kiedys wlazla na najwyzsza galaz i nie umiala zejsc z powrotem.
Poniewaz czasy kiedy straz pozarna przyjezdzala z drabinami i ratowala kotki przeminely razem z serialami TV o wzorcowych familiach
– moj DH podjechal pick-upem pod drzewo, na pace rozstawil drabine … no i malo sam nie skrecil karku wlazac na to wszystko zeby sciagnac ta cholerna znajde.
Strasznie jej pozniej nawymyslal , ze ” nastepnym razem ….itd” , co mniej wiecej mialo taki sam skutek pedagogiczny jak dyskusje wychowawcze z naszym nastoletnim synem.
W lecie mojego kota prawie nie ma.
Jedzenie znika z miseczki – /czasem mysle,ze to pies zjada/, i na wycieraczce znajduje rozne upolowane prezenty – ale kota ani sladu.
Domyślałam się, że z uszami może być problem, ale w przyszłym tygodniu mamy kolejną wizytę u weta, tym razem na szczepienia, więc mam nadzieję, że panowie asystenci znowu wezmą Simbę za hajdawery i zakropią lekarstwo, jak należy.
Wet osobiście zadzwonił dzisiaj wieczorem aby oznajmić, że po dwóch tygodniach nastąpiło cudowne uzdrowienie kota-łazarza, który poprzednio był już jedną noga – albo raczej trzema, jako że to czworonóg – na tamtym świecie. Ostatnie badania krwi były w normie 🙂
Po dwóch tygodniach wylegiwania się w moim biurze i obżerania się kurczakiem firmy Wellness Simbie ma się na życie, w związku z czym w przyszłą niedzielę idziemy na szczepienia.
Ciagle zapominam Ci Agnieszko pogratulowac tego weterynarza co nie dosc ,ze bliziutko to jeszcze przyjmuje w niedziele !!!
Ja swoje Zoo musze wozic prawie 10 mil do kliniki.
I oczywiscie nigdy w niedziele. 🙂
Tak, na szczęście pan doktor urzęduje w każdą niedzielę mniej więcej do godz. drugiej po południu, a odpoczywa w czwartki i soboty. Nie da się ukryć, że bardzo nam to ułatwia życie, podobnie jak lokalizacja w pobliżu.
Kotek jest śliczny i historia wspaniała. To znaczy kotka jest śliczna. Na pewno wie na swój sposób, że uratowaliście ją z trudnej sytuacji. Nie niedoceniajmy inteligencji zwierząt tylko dlatego, że nasza jest inna i że umiemy pisać i jeździć samochodem. Bardzo się cieszę, że zdrowieje i mam nadzieję, że wkrótce zmieni się motto Salonu – wiadomo na co. 🙂 Pozdrowienia.
Wiedziałam, że kicia zostanie! Tak musiało być, bo to kot wybiera sobie człowieka, a nie odwrotnie. Gratuluję Ci Agnieszko nowego podopiecznego i oczywiście zdrowia kociakowi życzę.
Nie da sie ukryc, pani Kotkowska wybrala sobie nas, i to jeszcze jak – kiedy to pisze siedzi z boku, ale pewnie za chwile znowu zacznie mi wlazic na klawiature, albo przymilnie przytulac sie do rekawa. Chyba docenia te cicha przystan na stare lata, zwlaszcza ze nie pozylaby dlugo blakajac sie po ulicach Queensu.
Straszna z niej pieszczotka, uwielbia byc blisko nas, ale w tej chwili nadal przechodzi kwarantanne w biurze w piwnicy, ze wzgledu na ten swierzb uszu. Jak bedziemy pewni, ze jest juz z tego wyleczona, bedzie mogla wiecej czasu spedzac na gorze, o ile Bruno i Joey nie beda zbytnio protestowac.