Wczoraj w nocy wróciłam z Omniture Summit w Salt Lake City – trzydniowej konferencji na temat marketingu internetowego, o której wspominałam tu przy innej okazji. Program był bardzo rozbudowany, całe trzy dni zajęte od rana do wieczora, a czasami nawet dłużej, bo wieczorami mieliśmy różne imprezy, lekko zakrapiane alkoholem. Piszę „lekko zakrapiane”, bo rzecz działa się w malowniczym stanie Utah, który słynie z dość rygorystycznie przestrzeganych przepisów dotyczących sprzedaży i konsumpcji alkoholu.
Przykłady? Proszę bardzo. Utah jest jednym z kilkunastu stanów, w których sklepy alkoholowe funkcjonują nie jako prywatne licencjonowane biznesy, ale firmy kontrolowane przez władze stanowe i opatrzone szyldami State Liquor Store. Jeśli w hotelu jest się gościem na imprezie, na której serwowany jest alkohol, nie można wyjść z kieliszkiem dalej niż kilka metrów poza salę, gdzie odbywa się impreza, aby broń Boże nie urazić osób niepijących, które zatrzymały się w tym samym hotelu. Nie ma mowy o spacerowaniu po hotelowym korytarzu z lampką wina w ręku, o czym zresztą dyskretnie przypominają tabliczki z napisem No alcohol beyond this point.
Pierwszego dnia czyli we wtorek miałam szkolenie dla użytkowników nowego oprogramowania firmy sponsorującej, z którego w tej chwili jeszcze nie korzystamy, ale któremu warto byłoby się bliżej przyjrzeć, gdyby znalazły się na ten cel pieniądze, co przy obecnym kryzysie i cięciach budżetowych pewnie szybko nie nastąpi. Oprogramowanie jest fantastyczne i bardzo usprawniłoby nam ono testowanie kampanii marketingowych, które w tej chwili testujmy przy pomocy bardziej zgrzebnych metod.
W środę i czwartek były różne prezentacje speców od marketingu (Forrester Research, WPP Group, Martin Lindstrom, klienci firmy) oraz szkolenia tematyczne. Ogólnie można było się sporo nauczyć i dowiedzieć, co słychać w temacie, zwłaszcza w kontekście obcinanych budżetów na reklamę. Oraz wygrać tego zielonego Smarta z obrazka powyżej.
Nic jednak nie przebije najlepszej części całej imprezy – prywatnego koncertu Maroon 5 dla uczestników konferencji. Z tego, co mi wiadomo, kosztowało to trochę, co zresztą nie jest dziwne, bo sprowadzenie Maroon 5 do Utah na półtoragodzinny koncert dla 1500-2000 osób tanie być nie może. Ale kontrakt został podpisany dobrych parę miesięcy przed tą konferencją, zanim jeszcze wszystko dookoła zaczęło się sypać, więc koncert się jednak odbył.
Ponieważ moja firma zgłosiła udział w konferencji dość wcześnie, dostaliśmy bilety VIP-owskie i mieliśmy miejsca pod samą sceną, w odległości mniej więcej półtora metra od solisty. Gdybym bardzo chciała, mogłabym Adama Levine’a złapać za nogawkę czarnych obcisłych dżinsów 🙂 Nie powiem, kusiło, ale poprzestałam na słuchaniu muzyki oraz przyjrzeniu się z bliska tatuażom na jego lewym ramieniu. Motyw dominujący? Gitara oraz liczba „222”…
A tutaj coś dla tych, którzy lubią Maroon 5 – zagrali to na zakończenie koncertu:
Titanic tonie, a orkiestra graaaaaa….
haha, A.L., to cie sie akurat udalo :-))))))
nie wiedzialam o tym cyrku alkoholowym w utah. ale czego mozna sie spodziewac w mormonskim stanie…
„Titanic tonie, a orkiestra graaaaaa….”
A co tam jak umrzec to z pompa niech widza ze nas stac