Już po wszystkim – prezentacja wyszła OK, nie było problemu ani z komputerem ani z PowerPointem, a jedynie z myszą w sali konferencyjnej, bo zdechły w niej baterie. Ale przyszła pani sekretarka, sprawnie wymieniła ba(k)terie na nowe, więc mogłam śmiało pokazywać lżej strawne kawałki kodu naszym specom od marketingu, bo prezentacja z grubsza dotyczyła tematu technical implementation of XXX for non-programmers.
Nie byłam ani zdenerwowana, ani język nie plątał mi się bardziej niż można by się spodziewać po kimś, dla kogo angielski nie jest językiem ojczystym. W trakcie prezentacji zasnęła tylko jedna osoba – mój kolega z działu, ale stało się to jeszcze zanim doszliśmy do mojej części, więc nie poczuwam się do odpowiedzialności 😉 Zresztą on jest usprawiedliwiony, bo podobnie jak ja bardzo dużo ostatnio pracuje, więc też na pewno nie dosypia.
Teraz będzie spokój na jakiś czas i będę wreszcie mogła się zająć konkretną robotą czyli pisaniem kodu i dokumentacji. Uff, co za ulga. Jak to jest, że do pewnych rzeczy człowiek nie jest w stanie się przyzwyczaić? Prezentacji tego typu robiłam już dziesiątki, w sumie nigdy nie zdarzył mi się żaden grubszy obciach, jednak nie jestem w stanie zmienić tego, że zawsze jest to dla mnie spory stres. Bogu dzięki znajomość tematu oraz solidne przygotowanie slajdów i notatek dają jakieś efekty i chronią przed spanikowaniem w trakcie „przedstawienia”. Znam swoje możliwości na tyle, by wiedzieć, że absolutnie wykluczyć należy jakiekolwiek próby improwizacji.
Myślę, że więcej ma to wspólnego z moją naturą introwertyka niż z faktem, że angielski nie jest moim językiem ojczystym oraz z tym, że te prezentacje zazwyczaj przeprowadzam dla grup w zdecydowanej większości złożonych z rodowitych Amerykanów. Zresztą podobno jest bardzo wiele osób, które czują się fatalnie w sytuacjach związanych z public speaking w jakiejkolwiek postaci, więc może jednak nie jestem aż takim dziwakiem.
Moj byly profesor (byly, bo zmarlo mu sie niedawno) tez nie lubil oficjalnych prezentacji. Zawsze mawial ze „przed taka prezentacja dobrze wypic koniaczek. Na tyle duzy aby przestac sie bac widowni, ale nie na tyle duzy aby zaczac ja lekcewazyc”.
Co stosuje skutecznie i innym polecam 🙂
P.S. Byl za to doskonalym nauczycielem, i przed wykladami koniaczaku nie pil 🙂
Koniaczek przed prezentacją to może i dobry pomysł, ale problem w tym, że koniaczek w pracy trzeba koniecznie zagryźć miętusem, albo dwoma. A ja nie cierpię miętusów 😉
Ha ha koniaczek…
mozna natka peitruszki
zagryzc dla zabicia zapachu ma sie rozumiec
to gratulacje ze poszlo ok. ogolnie prezentacje sa trudne, a dla osob u ktorych Angielski jest ‚second language’ poprzeczka jest o wiele wyzsza.
Mi się wydaje że dodatkowych komplikacji do prezentowania w Stanach dodaje fakt, że Amerykanie lubią gadać i komentować. 🙂
Więc o ile na prezentację w Polsce każdy przyjdzie, by odsiedzieć i sdławić kazdego kto zadaje pytania (wybija się!) i przedłuża.