Rozchorował się nam pies – Joey, czyli ten, który do tej pory był zdrów jak rzepka i nie wymagał żadnych specjalnych zabiegów, jeśli nie liczyć wizyty kontrolnej u weterynarza raz na pół roku i szczepień na różne psie choroby. Jakoś do tej pory omijały go choróbska częste u psów rasy shih tzu. Shih tzu, podobnie jak spokrewnione z nimi pekińczyki oraz lhasa apso, często cierpią na choroby dróg oddechowych, ze względu na charakterystyczną dla tej rasy budowę czaszki, w której nosek jest spłaszczony, a górna szczęka oraz głowa – krótkie. U starszych psów czasem pojawia się chrapanie, charczenie, a w poważniejszych przypadkach nawet problemy z tchawicą wymagające interwencji chirurgicznej.
Nasze psy jeszcze do niedawna nie miały żadnych problemów tego typu, jeśli nie liczyć Brunciowego pochrapywania od czasu do czasu. Niestety, kilka miesięcy temu u Joey’ego zauważyliśmy dosyć niepokojące objawy – wygląda to tak, jakby pies się dusił. Zaczyna ciężko oddychać, potem pojawia się charczenie i skurcze klatki piersiowej, które mogłabym porównać do gwałtownej, choć bezgłośnej, czkawki. Specjalnie nie przejmowaliśmy się kilkoma pierwszymi atakami, bo mijały one po kilku minutach – wystarczyło psa przytulić i uspokoić. Zakładaliśmy więc, że mogą one być wywołane zbyt łapczywym połykaniem jedzenia albo zachłyśnięciem się wodą.
Jednak w ostatni piątek psinka męczyła się chyba ze dwie godziny. Nie mogłam tak po prostu czekać, aż ten atak sam mu przejdzie i zadzwoniłam do naszego stałego weterynarza, który ma swój gabinet bardzo blisko naszego domu. Zgodził się nas przyjąć jeszcze tego samego dnia po południu, ale oczywiście kiedy kilka godzin później doczekaliśmy się wizyty, pies zachowywał się już normalnie. Wet obejrzał go i osłuchał, zlecił też badanie krwi w celu wykrycia ewentualnych alergii oraz prześwietlenie rentgenowskie klatki piersiowej i głowy.
Wyniki testów alergologicznych będą mniej więcej za dwa tygodnie, natomiast dzisiaj rano zaprowadziłam psinę na to prześwietlenie. Co u człowieka jest dosyć prostym badaniem, w przypadku psa staje się dosyć skomplikowaną procedurą. Psu nie da się przecież powiedzieć, że ma wciągnąć powietrze do płuc i stojąc bez ruchu wstrzymać oddech na kilka sekund. Pies w czasie tego zabiegu musi spać i tego właśnie bałam się najbardziej, bo myślę, że sedation u takiego małego zwierzaka to zawsze jest jakieś ryzyko. Ale nie mieliśmy wyboru – nie możemy pozwolić, żeby biedak tak się męczył.

Kolacja
Odstawiłam go do weterynarza kilka godzin temu i teraz czekam, żeby go po południu odebrać. Nie powiem, trochę się o niego martwię i kamień spadnie mi z serca, kiedy pies będzie już z powrotem w domu. Wybaczę mu nawet obgryzanie butów 😉 A Bruno przez pierwszych kilkanaście minut siedział smutny patrząc na drzwi, bo bardzo rzadko rozstaje się ze swoim bratem. Razem chodzą na spacery, razem jedzą, ostatnio śpią razem na kanapie w salonie i żadnemu nawet do głowy nie przyjdzie, żeby walczyć o rolę przewodnika stada.
Trzymam kciuki, zeby wszystko bylo dobrze.
trzymam mocno kciuki i zycze jak najszybszego powrotu do zdrowia!! nasza nelo strasznie chorowala poltora roku temu, i zostawienie jej samej w szpitalu bylo okropnym przezyciem. i dla nas i dla niej. wiec wiem, jak mozesz sie czuc…