Nie wiem, czy śmiać się czy płakać, kiedy słyszę peany zachwytu na temat amerykańskiego systemu opieki zdrowotnej, wygłaszane przez osoby, które albo mają o tym zagadnieniu dość mgliste pojęcie, albo mylą poziom medycyny w Stanach z dostępnością usług medycznych. Mamy tu do czynienia z taką oto logiką: system amerykański jest systemem prywatnym i niby wolnorynkowym, a więc nie ma w nim marnotrawstwa, finansowania leniuchów, rozdawnictwa w stylu Robinhooda-komunisty, który zabiera ciężko pracującym obywatelom, a oddaje darmozjadom na welfare. Pracuj, zarabiaj i kup ubezpieczenie dla siebie i dla rodziny. Proste, prawda?
Ani proste, ani prawda.
Jak wiadomo, Stany są jedynym wysoko rozwiniętym krajem świata, który nie zapewnia swoim obywatelom uniwersalnej opieki zdrowotnej. Wygląda to tak, że większość Amerykanów ubezpiecza się przez swoich pracodawców, dopłacając z własnej kieszeni jedynie niewielki procent skladki. Emeryci powyżej 65. roku życia oraz osoby niepełnosprawne mają prawo do korzystania z Medicare – programu rządowego dla osób starszych lub pobierających zasiłki disability. Funkcjonuje też inny program rządowy – Medicaid – przeznaczony dla osób ubogich, ale aby się na niego zakwalifikować, trzeba mieć dochody na żenująco niskim poziomie.
Co więc z całą resztą – ludźmi, którzy pracują na własny rachunek albo w małych firmach, nie oferujących ubezpieczenia? Z tymi, którzy właśnie stracili pracę, a wraz z nią ubezpieczenie zdrowotne i nie dostali programu COBRA? Albo z tymi, którzy są biedni jak myszy kościelne, mimo że harują jak Pan Bóg przykazał?
Teoretycznie każdy może wykupić prywatny plan ubezpieczeniowy na wolnym rynku. Niestety, plany prywatne są nie tylko poza zasięgiem finansowym wielu rodzin o przeciętnych dochodach, ale są też z reguły niedostępne dla ludzi z historią poważniejszych chorób, jak choroba serca, cukrzyca, że o raku nie wspomnę. Firmy ubezpieczeniowe mogą w Stanach legalnie dyskryminować i odmówić sprzedaży ubezpieczenia dlatego, że aplikant pięć lat wcześniej zażywał antydepresanty albo Lipitor. Jedynie pięć stanów, w tym Nowy Jork i New Jersey, zabrania tego typu dyskryminacji – firmy ubezpieczeniowe muszą sprzedać prywatne ubezpieczenie każdemu, niezależnie od pre-existing conditions, ale wszystko za bardzo wysoką cenę ($2.000-4.000 miesięcznie dla rodziny).
Nawet jak się ma ubezpieczenie, i tak nie ma pewności, że ubezpieczyciel pokryje koszty leczenia. Wiele firm ubezpieczeniowych zrobi wszystko, aby znaleźć pretekst do niezapłacenia rachunków. Dziwne? Wcale nie, bo przecież ten model funkcjonuje na zasadzie sprzeczności interesów – firma ubezpieczeniowa ma dbać i o interesy pacjentów, i akcjonariuszy, ale niestety, jedno wyklucza drugie, i nietrudno zgadnąć, czyje będzie „na wierzchu”.
Sama zawsze pilnowałam ubezpieczenia jak oka w głowie, a mimo to kiedy zachorowałam dostawałam rachunki na 100, 200, 300 tys. dolarów. Takie sumy wchodzily w grę przy kilkutygodniowym pobycie w szpitalu i trwającym kilka miesięcy leczeniu kilka lat temu (teraz pewnie dwa razy tyle). Byłam po szóstej chemii, ledwo stałam na nogach i pisałam kolejne odwołanie do firmy ubezpieczeniowej, żeby wywalczyć zapłatę za pobyt w szpitalu.
A w Wigilię dostałam telefonu od panienki z firmy ubezpieczeniowej, która z „przykrością” poinformowała mnie, że polisa zostaje odwołana, bo firma otrzymała informację, że mamy inny plan ubezpieczeniowy. Co było nieprawdą, ale postraszyć nie zaszkodzi – a nuż delikwent się do czegoś przyzna i uda się cały „kłopot” zepchnąć na to drugie ubezpieczenie?
Mogłabym tę listę horrorów ciągnąć, ale po co.
Nie interesuje mnie siedzenie na rządowym garnuszku. Nie korzystałam z zasiłku disability nawet wtedy, kiedy byłam jedną nogą na tamtym świecie i należał mi się on jak psu buda. Pogodzilam się też z faktem, że opór przeciwko wprowadzeniu single-payer healthcare czyli uniwersalnego systemu opieki zdrowotnej jest w Stanach tak wielki (potężne lobby firm ubezpieczeniowych i farmaceutycznych oraz lekarzy), że trzeba o tego typu „fanaberiach” cywilizacyjnych niestety zapomnieć. Jednak trzeba mieć naprawdę bujną wyobraźnię, żeby obecny stan rzeczy uważać za dobry.
Plan Obamy wydaje mi się rozsądnym i wykonalnym kompromisem – nie likwidować systemu, w którym większość ludzi dostaje ubezpieczenie przez pracodawców, ale pozostałym umożliwić uczestnictwo w programie rządowym podobnym do tego, z którego korzysta Kongres. Bez względu na historię chorób i za cenę, która nie zrujnuje kogoś, kto zarabia w granicach średniej krajowej. Małymi krokami do przodu.
Plan zdrowotny McCaina – no cóż, McCain nie ma w tej kwestii żadnego planu, jeśli nie liczyć propozycji, aby składki ubezpieczeniowe opłacane przez pracodawcę, w tej chwili traktowane jako nieopodatkowane benefits , zostały opodatkowane tak samo, jak reszta dochodu. W stanie Nowy Jork takie insurance premium to pewnie suma rzędu $600-800 miesięcznie od osoby przy planach grupowych, co oznaczałoby dodatkowy podatek dochodowy od sumy kilku – kilkunastu tysięcy dolarów rocznie. W zamian za to McCain chce dać wszystkim niewielki odpis podatkowy (tax credit) w wysokości $5.000 na rodzine lub $2.500 na osobę, który miałby nieubezpieczonych zachęcić do wykupienia prywatnego ubezpieczenia.
Niby sprawiedliwie, bo wszyscy byliby traktowani jednakowo – ale co to mnie to obchodzi? Bo kogo obchodzi moje pre-existing condition i to, że gdybym chciała się ubezpieczyć prywatnie na Florydzie lub w Kalifornii, będę traktowana jak parias? Na ten temat w planie McCaina nie ma ani słówka. Dla mnie i wszystkich, którzy dostają ubezpieczenie przez pracodawców, plan McCaina = wyższe podatki, i nic poza tym.
Osobom zainteresowanym tematem polecam artykuł z The Wall Street Journal: Why Obama’s Health Plan Is Better.
No niby wszystko się zgadza, tylko nie wiem kto opłacałby to tanie ubezpieczenie dla wszystkich. Jakby nie było, to wszystkich jest całkiem sporo, a pracujących wcale nie tak sporo. Ja widzę zupełnie inne wyjście z tego kryzysu: podatnicy płacą i wspierają koszt ubezpieczenia medycznego na tzw. katastrofalne wypadki chorobowe, a więc leczenie które jest albo długie i drogie, albo na całe życie więc drogie, albo krótkie i drogie (wszelkie raki, cukrzyce, przewlekłe choroby). W ten sposób każdy obywatel jest ubezpieczony na taki wypadek, a nie każdy obywatel na coś takiego zachoruje. Kwestia kto ma za to płacić jest do uzgodnienia, ale sądzę, że powinna to być opłata przystępna, a więc powiedzmy 500 miesięcznie za rodzinę. I tu można ustalać wedle zarobków ile płaci jednostka, a ile podatnicy czyli rząd. I to byłoby ubezpieczenie na wszelkie takie katastrofalne (medycznie) sytuacje. A reszta, do załatwienia prywatnie czyli przez pracodawcow, wlasne ubezpieczenia itd. W koncu nie kazdy w Ameryce musi mieć samochód albo dwa (co poza Nowym Jorkiem może wydawać się zupełnie normalne), nie każdy musi (lub nawet powienien) mieć własny dom, QED zresztą ostatnio. A w ten sposób każdy może sobie życie układać jak chce, jak nie chce się ubezpieczać, a woli coś innego zrobić, to ich prawo. A na najgorsze sytuacje ubezpieczenie byłoby.
Jeżeli wszyscy mieliby otrzymać opiekę lekarską za grosze, to jak myślisz, ile musieliby więcej podatnicy płacić w podatkach, żeby na to wystarczyło? No powiedzmy jaki procent więcej niż obecnie? Nie zapominajmy, że wiele osób przebywających tutaj nielegalnie też by taką opiekę miało, mimo, iż najczęściej podatków w ogóle nie płacą. W końcu i teraz już tak jest. Na przykład w Kolorado jest świetny szpital, jeden z lepszych w Denver, w którym BEZPŁATNIE leczy się tylko ludzi nieubezpieczonych. Jak masz ubezpieczenie, to nie będziesz tam przyjęta. A ludzie nieubezpieczeni to niestety przeważnie ci, którzy przebywają w USA nielegalnie, szczególnie zaś w stanach południowo-zachodnich. A więc kobieta w ciąży tam właśnie kieruje swe kroki, aby urodzić tam obywatela amerykańskiego, bezpłatnie i bez ubezpieczenia. Takich przypadków są masy.
A.
Witaj a.
Przede wszystkim – dzieki za komentarz:)
„nie wiem kto opłacałby to tanie ubezpieczenie dla wszystkich”
– Skad w ogole przyszedl Ci do glowy taki pomysl? W planie Obamy nie ma ani slowka o ubezpieczaniu wszystkich lub jak kto woli „universal health care”. Zreszta w swoim tekscie wyraznie napisalam, ze rozumiem, ze to w tym kraju nie przejdzie (niestety) i dlatego plan Obamy wydaje mi sie realistycznym kompromisem.
„każdy może sobie życie układać jak chce, jak nie chce się ubezpieczać, a woli coś innego zrobić, to ich prawo”
– Dokladnie tak. Dlatego Obama nie chce wprowadzac obowiazku ubezpieczen zdrowotnych (tak jak stalo sie to kilka lat temu w Massachussetts, zreszta z blogoslawienstwem gubernatora Romney’a), a jedynie stworzyc taka mozliwosc dla tych, ktorzy dobrowolnie i z wlasnej woli chca sie ubezpieczyc po rozsadnych cenach. Dlaczego po rozsadnych cenach – polecam tekst z WSJ, zwlaszcza fragment o rozkladaniu ryzyka czyli „pooling”/ large insurance pools.
A dyskusja o nielegalnych imigrantach to juz zupelnie inny temat, wiec nie bede komentowac.
A moje zdanie jest takie, ze albo bedzie kontrola rzadu nad lecznictwem , wraz ze wszystkim co sie z tym wiaze – albo kazdy okrojony i ograniczony plan nie wypali.
Bo koszty ubezpieczenia nie sa TYLKO dlatego tak niedostepnie wysokie zeby zaspokoic wymagania shareholders – po prostu ceny uslug medycznych sa absurdalnie zawyzone – czesciowo zeby pokryc rowniez leczenie tych nieubezpieczonych – czesciowo dlatego , ze nie ma praktycznie zadnej kontroli nad stawkami lekarzy – jezeli nie sa w tzw. network.
Moj niedawny pobyt w szpitalu ,/tylko pobyt, nie wliczajac honorarium lekarzy / 4 dni – zadne cuda,sala operacyjna, samodzielny pokoj,podstawowe anybiotyki , wyniosl $130,000.00.
Ubezpieczenie zaplacilo bez mrugniecia okiem.
Myslalam,ze to jakas pomylka , ale zapewniono mnie ,ze to normalne stawki. NORMALNE ??? Za co ?
Sama operacja – 5 godzin,2 chirurgow .
Ich rachunek – $ 136,000.00.
Ubezpieczenie wyplacilo im $3000 ,wedlug swoich customary & reasonable fees – ale poniewaz oni sa out of network, to pozostala sume ja mam do zaplacenia / pomimo,ze byla autoryzacja,met deductible etc/
Oczywisice ,ze bede apelowac, ale nie o to chodzi.
Moze ci lekarze sa najlepsi na calym swiecie – ale przeciez powinny byc jakies limity dozwolonych stawek.
Bez wzgledu na to kto bedzie placil.
A takich limitow nie ma.
Coraz wiecej wysokiej klasy specjalistow nie chce byc w zadnym network, albo w ogole nie przyjmuja pacjentow z pewnymi ubezpieczeniami – bo chca miec nieograniczone zadna umowa zarobki.
No to ja przepraszam, po co mnie to ubezpiecznie za $ 2800 na miesiac , skoro na koniec i tak musze zaplacic z wlasnej kieszeni?
/moje out of pocket – $11.000 juz zostalo przekroczone/
co ciekawe ten sam chirurg ktory wystawil Ci rachunek na $130 tys., bez problemu przyjalby zaplate np. $10 tys. od firmy ubezpieczeniowej, gdyby byl w networku. natomiast od pacjenta spoza ‚network’ pewnie bedzie staral sie wyegzekwowac duzo wiecej. dlatego nikt nie chce tutaj dopuscic do wprowadzenia uniwersalnego systemu, bo lekarze musieliby pogodzic sie z kontrola stawek za swoje uslugi.
Wlasnie dlatego powinien byc system uniwersalny zeby jakas kontrola byla.
Ja wiem, ze u nas jest dziki zachod i wolna amerykanka – ale ten nikeontrolowany,wolny kapitalizm doprowadzil kraj prawie do ruiny.
Widocznie czlowiek to takie zwierze ,ktore na wolnosci dziczeje
i od czasu do czasu nalezy mu przypomniec,ze obowiazuja gho zasady zycie plemiennego
E.