Gdyby polegać na niektórych europejskich źródłach, stopniowanie przymiotnika „głupi” wyglądałoby tak, jak w powyższym tytule, z uwzględnieniem odpowiedniej wersji językowej oczywiście. W Europie od pewnego czasu panuje moda na pisanie o amerykańskiej głupocie, analfabetyzmie wtórnym, braku zainteresowania czymkolwiek, itd. Wynikałoby z tego, że przeciętny Amerykanin – to nie tylko osobnik nie umiejący czytać ani pisać i nie będący w stanie wypełnić formularza na prawo jazdy, ale także hałaśliwy, opychający się hamburgerami i ogólnie obleśny.
Mit amerykańskiej głupoty to sprawa na tyle poważna, że parę miesięcy temu telewizja PBS wyemitowała cykl programów związany z tym tematem, a ostatnio postanowili się sprawie przyjrzeć także dziennikarze „The New York Times”. Wynikiem tych obserwacji jest artykuł pt. Dumb and Dumber: Are Americans Hostile to Knowledge?, który – co ciekawe – zaczyna się od analizy legendarnego już filmiku z YouTube z finalistką konkursu American Idol w roli głównej. Panienka popisuje się w nim swoją znajomością – a raczej brakiem znajomości – geografii (o tym „wydarzeniu” pisałam w Salonie kilka miesięcy temu w tekście Budapeszt stolica Europy).
NYT poprosił o komentarz w tej sprawie eksperta – pisarkę Susan Jacoby, autorkę świeżo opublikowanej książki „The Age of American Unreason”. W rozmowie z NYT autorka ubolewa nad rozprzestrzenianiem się w Stanach antyintelektualizmu, według którego „nadmiar wiedzy może być niebezpieczny”:
(…) something different is happening: anti-intellectualism (the attitude that “too much learning can be a dangerous thing”) and anti-rationalism (“the idea that there is no such things as evidence or fact, just opinion”) have fused in a particularly insidious way.
Not only are citizens ignorant about essential scientific, civic and cultural knowledge, she said, but they also don’t think it matters.
Autorka mówi, że na pomysł napisania książki na temat amerykańskiej ignorancji wpadła 2001 r., a dokładniej – w dniu ataków 11 września. W drodze do domu wstąpiła do baru na Upper East Side, gdzie przypadkowo wysłuchała pogawędki dwóch schludnie ubranych dżentelmenów w garniturach. Jeden z nich ubolewał, że 9/11 to dla Amerykanów prawie jak Pearl Harbor. „Pearl Harbor? Co było w Pearl Harbor?” – zapytał ten drugi. „Wtedy Wietnamczycy zrzucili na nas bomby i od tego zaczęła się wojna w Wietnamie” – padła odpowiedź…
No cóż, myślę, że populacja każdego kraju złożona jest z pewnego procenta ludzi wykształconych, oczytanych i znających historię własnego kraju, oraz reszty „nasielienja”, która tego typu sprawy ma w głębokim poważaniu. Nie jestem przekonana, że pod tym względem JuEsAndEj aż tak bardzo się różni od przeciętnego kraju europejskiego.
Do następnego razu!
Agnieszka
Ciekawe, że amerykański system edukacyjny jest tak słabo ukierunkowany na dziedziny humanistyczne. Czy podobna ignorancja nie jest domeną krajów anglosaskich? Taka dyskusja miała ostatnio miejsce na Wyspach Brytyjskich po „ucieczce” do Polski jednego z bardziej uzdolnionych uczniów polskich emigrantów – niepochlebnie wypowiadał się na temat poziomu brytyjskich szkół średnich. Wydaje mi się, że to się negatywnie odbije na kulturze, a w dalszej perspektywie oddali obydwie (amerykańską i europejską) kultury. Uczniowie polskich szkół mają, wydaję mi się, więcej do powiedzenia w kwestiach historii powszechnej.
Swoją drogą, mam wrażeniem, że dzieli nas i amerykan także ocean w postrzeganiu świata. Światopogląd i sposób na życie, jaki obserwuje się w kinie, które przecież wyznacza w głównej mierze trendy, po prostu mnie obezwładnia.