Po wczorajszym superwtorku Amerykanie są zasypywani podsumowaniami, kto i na kogo głosował. Dowiedzieliśmy się, że wśród Demokratów białe kobiety najchętniej głosowały na Hillary Clinton, emeryci – podobnie, natomiast studenci – na Obamę. Z kolei wśród Republikanów wyborcy o konserwatywnych poglądach oddali swoje głosy na Mike’a Huckabee, a ci bardziej umiarkowani – na Johna McCaina. Z tym Huckabee to jest w ogóle dziwna sprawa – facet jest bardzo utalentowanym mówcą (jakby nie było – kaznodzieja) i sama kilka razy łapałam się na tym, że słucham jego przemówień i wywiadów z otwartymi ustami, mimo że jego poglądy raczej średnio mi odpowiadają.
A jak głosowali Polacy? Nie jestem pewna, czy sensowne podsumowanie opinii politycznych mieszkających w Stanach Polaków jest w ogóle możliwe. W przypadku niektórych grup demograficznych nie ma z tym problemu, bo wiadomo, że w wyborach prezydenckich ich przedstawiciele w większości głosują na partię X lub Y: Murzyni, podobnie jak mieszkańcy metropolii Wschodniego i Zachodniego Wybrzeża (Nowy Jork, Los Angeles) – na Partię Demokratyczną, natomiast Teksańczycy i miłośnicy broni palnej – wręcz przeciwnie…
Sama często spotykam się z opiniami, że nasza grupa etniczna chętniej głosuje na Republikanów niż na Demokratów, i to niezależnie od postaci i programu samego kandydata oraz od tego, kogo w danych wyborach popiera „Nowy Dziennik” (no cóż, „Nowy Dziennik” to nie „New York Times”, więc jego wpływy też jakby mniejsze).
Zastanawiam się, dlaczego tak jest. Czyżby polska niechęć do wszelkich programów socjalnych, które – jak uważają niektórzy – są wprowadzane przez Demokratów, finansowane oczywiście z wyższych podatków, a służą wyłącznie różnym „nierobom” oraz „dzieciorobom”? Powien znajomy tłumaczył mi kiedyś, że chociaż sam do bogatych się nie zalicza, to jednak konsekwentnie stara się głosować na Republikanów, właśnie dlatego, że ich polityka bardziej chroni interesy osób zamożnych niż „darmozjadów”. „Przy bogatym biedny zawsze się jakoś wyżywi” – dodał filozoficznie. Czyli teoria wave that lifts all boats…
Ja natomiast uważam, że głosować należy zgodnie z własnym sumieniem i własnym interesem ekonomicznym, w takiej – lub odwrotnej – kolejności:) Jako że mój interes ekonomiczny niewiele ma wspólnego z programem Partii Republikańskiej – popieram Demokratów.
Jedynie ich partia proponuje jakiekolwiek sensowne rozwiązania kryzysu opieki medycznej i ubezpieczeń zdrowotnych w Stanach. Niestety, w przypadku poważnej choroby można w tym kraju zostać puszczonym z torbami nieomalże w okamgnieniu, nawet wtedy, kiedy ma się ubezpieczenie. Ubezpieczenie w Stanach najczęściej dostaje się przez pracodawcę, wystarczy więc, aby pracodawca zrezygnował z usług takiego cherlawego pracownika, na przykład zaraz po udzieleniu mu przepisowego i gwarantowanego prawem federalnym 12-tygodniowego urlopu zdrowotnego FMLA (Family and Medical Leave).
I po ptokach… Pewnego pięknego ranka budzi się człowiek nie tylko z łysiną po chemii, ale też bez pracy, bez ubezpieczenia medycznego (w najlepszym przypadku z opcją straszliwie drogiej kontynuacji ubezpieczenia COBRA), a jako gwóźdź do ewentualnej trumny dostaje się jeszcze „wilczy bilet”, bo w 45 spośród amerykańskich stanów firmy ubezpieczeniowe mają prawo legalnie odmówić sprzedaży prywatnego ubezpieczenia medycznego komuś, kto przeszedł leczenie onkologiczne albo cierpi na jakąkolwiek inną poważną chorobę (Nowy Jork na szczęście do tych stanów nie należy).
Obecny system opieki zdrowotnej w Stanach jest żałośnie niewydajny. Z jednej strony miliony ludzi, którzy nie mają ubezpieczenia (według ostatnich ocen – jakieś 47 milionów), a z drugiej – kiedy ci sami nieubezpieczeni zjawią się w ER czyli na pogotowiu, to oczywiście też się ich leczy. Tyle tylko, że koszty takiego leczenia są dużo wyższe, bo na pogotowie przychodzą ludzie z przeziębieniem albo bólem zęba, a pieniądze wychodzą potem – pośrednio oczywiście – z kieszeni tych, którzy mają ubezpieczenie, bo przeciez szpitale i lekarze nie będą dokładać do biznesu.
Czas, żeby ktoś zrobił z tym porządek. Republikanie na pewno nie mają interesu w zmienianiu obecnego status quo, więc jedyna nadzieja w Hillary albo – trochę mniejsza – w Obamie, choć cynicy twierdzą, że programy wyborcze pięknie prezentują się na papierze natomiast rzadko są wcielane w życie.
Głosuję na Demokratów, bo tak mi radzi mój portfel oraz sumienie i mam nadzieję, że nie zmienię zdania po pierwszym ukradzionym milionie;)
Do następnego razu!
Agnieszka
glosowac nie moglam z prostego powodu – jestem zarejestrowana jako niezalezna, ale oczywiscie stoje 100% za Hillary. przede wszystkim dlatego, ze jest kobieta 🙂 podoba mi sie jej program, szczegolnie ten o ubezpieczeniu dla wszystkich. nie sadze, aby Obama mial szanse na wygranie z republikaninem i jesli demokraci wystawia jego jako kandydata, to uwazam, ze czekaja nas nastepne 4 lata rzadow republikanskich. tez chce „Women for Hillary” na moim blogu 🙂 szukalam na jej stronie i nie moge znalezc banners. Help! please :)))
Niestety, Hillary nie ma zadnych bannerkow na swojej stronie do rozdania, wiec sobie po prostu sciagnelam ten obrazek ze strony http://www.hillaryclinton.com (right-click/save picture as…) i wrzucilam do bloga. Chyba sie nikt nie obrazi;)
Agnieszka
smart! dzieki za podpowiedz :)))