Jako przedstawicielka tzw. Polonii (napisałam „tak zwanej”, bo pojęcie to jest jak Wisła szerokie i jak Bałtyk mętne i głębokie) postanowiłam już jakiś czas temu, że nie będę rozpisywać się za bardzo na temat polskiej polityki. Cokolwiek napiszę, chyba pozostanie powierzchownym osądem osoby, która obecne polskie realia zna z Internetu, telewizji i przyjazdów na ojczyzny łono nie częściej niż dwa razy do roku. Z drugiej jednak strony pewne absurdy stają się bardziej wyraźne, kiedy się je obserwuje z dystansu. Na przykład zza Oceanu.
I tak oto wczoraj wyczytałam w polskiej prasie, że po krótkim (nie wiem jak krótkim, ale domyślam się, że bardzo krótkim) spotkaniu premiera Kaczyńskiego z prezydentem Bushem dziennikarze zapytali Kaczyńskiego, czy zaprzyjaźnił się z amerykańskim prezydentem.
Przepraszam, że co?! Z jednej strony mamy tytuły wiadomości w stylu „Bush przyszedł na chwilę do Kaczyńskiego” (tytuł Gazety Wyborczej, a podkreślenie moje), a z drugiej strony pada pytanie o to, czy panowie się zaprzyjaźnili, tak jakby przyjaźnie między politykami tworzyły się na zasadzie kawy rozpuszczalnej „Inka” (notabene, czy to się jeszcze w Polsce pije?)
Więc ja się uprzejmie pytam, jak można się z kimś zaprzyjaźnić po 5 minutach rozmowy, w dodatku będąc trzeźwym jak świnia? Jesli ktoś zna jakiś skuteczny sposób (najlepiej taki, przy którym nie trzeba zdejmować ubrania) to bardzo proszę się ze mną nim podzielić.
Do następnego razu.
Agnieszka
Okazuje się, że w „Naszym Dzienniku” napiszą, że serdecznie sobie uścisnęłi dłonie, po czym po krótkiej wumianie słów doszli do jednozbacznego wniosku o wielkiej przyjażni.
W GW za to będzie, że J. Kaczyński wymienił z G.W. Bushem kilka zdawkowychm nic nie znaczących zdan…
A słuzbu prasowe jednego idrugiefo napiszą i tak co będą chciały
Ukłony
Azrael
Swiete slowa. Jednakze bez sensu jest publikowanie komentarzy na zasadzie ‚co komu slina na jezyk przyniesie’. Jesli Bush-yk spedzil z Kaczynskim az piec minut, to po co pytac, czy obaj panowie sie zaprzyjaznili.
Pozdrowienia!
Agnieszka