Teoretycznie rzecz biorąc, zaliczam się do wyborców, którzy powinni przesądzić o wyniku jutrzejszych wyborów. Po pierwsze, w prawyborach w marcu głosowałam na Hillary Clinton i na początku nie byłam zbyt entuzjastycznie nastawiona do kandydatury Obamy. Po drugie, jestem first-time voter, bo obywatelstwo amerykańskie przyznanano mi dopiero dwa lata temu. Jeszcze niedawno o tych dwóch grupach mówiło się, że to od nich będzie zależało, kto zostanie 44. prezydentem USA. Teraz oczywiście opinie trochę się zmieniły, bo tradycyjnie o wszystkim zadecyduje Ohio, Pensylwania i Floryda.
Przyjechałam do Stanów w sierpniu 1992 r., czyli krótko przed wyborami, w których Bill Clinton został wybrany na pierwszą kadencję. Tak się akurat złożyło, że wtedy po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć, jak to wygląda od środka, bo pracowałam jako companion u pewnej starszej pani, którą musiałam na te wybory zaprowadzić, a następnie odstać z nią swoje w kolejce gdzieś na Upper East Side.
Potem były średnio emocjonujące wybory w 1996, następnie te „ukradzione” w 2000 z finałem w Sądzie Najwyższym, oraz te z 2004, w których elektorat amerykański drugi raz pod rząd na najwyższy urząd w państwie wybrał kandydata, z którym chętniej poszłoby się na piwo. Wszystkie obserwowałam z ławki rezerwowych, bez możliwości wyrażenia swojej opinii, bo w tym czasie czekałam najpierw na zieloną kartę, a potem na amerykański paszport.
A w tym roku – jako była zwolenniczka Hillary Clinton – należę do grupy wyborców, o których jeszcze niedawno mówiło się i pisało, że są rozczarowani klęską Hillary, dość nieprzewidywalni w swoich preferencjach wyborczych i tak samo skłonni głosować na Obamę, jak i na McCaina. Jakieś ziarenko prawdy na pewno w tym jest, bo przegrana Hillary była dla mnie rozczarowaniem. Zawsze uważałam się za pragmatyka, dlatego też od samego początku bardziej niż nieskazitelna retoryka Obamy przemawiał do mnie zgrzebny pragmatyzm Clinton, w którym mniej było miejsca dla uskrzydlonych metafor, a więcej – dla wymierzalnych i wykonalnych propozycji, które można było podsumować w kilku punktach oraz podliczyć w dolarach.
Ale cóż, vox populi, vox dei, i to Obama, a nie Clinton, wygrał prawybory Demokratów. Był to moment, kiedy stwierdziłam, że nie ma sensu kierować się emocjami – trzeba po prostu przyjrzeć się programom wyborczym obydwu stron i głosować słuchając własnego portfela, a nie ideologii. A gdyby się okazało, że tych różnych wątpliwości nijak się nie da rozwiać – po prostu nie głosować w ogóle.
Potem przyszły konwencje Demokratów i Republikanów, obie oglądałam dość dokładnie nie spodziewając się niczego szczególnego. Jednak właśnie wtedy okazało się, że to Demokraci mają bardziej konkretny program i konkretne rozwiązania dla middle class, jeśli chodzi o opiekę zdrowotną i kryzys ekonomiczny. Natomiast z konwencji Republikanów najbardziej wbiły mi się w pamięć występy różnych „partyjnych” ideologów, którzy jeden po drugim starali się zagrzewać do boju konserwatywną republikańską bazę, vide Rudy Giuliani ze swoim skeczem na temat community organizers. Oraz oczywiście wyciągnięta z kapelusza Sarah Palin i jej pierwsze wystąpienie na Konwencji, które przez wiele osób zostało dobrze odebrane, a które mnie osobiście wydało się złośliwe i niepotrzebnie sarkastyczne.
Uważam się za moderate voter i nie lubię, kiedy wciska mi się do gardła propagandę, straszy komuną oraz dzieli Amerykę na lepszą i gorszą. Jeśli wierzyć Sarze Palin, ta „lepsza” część to oczywiście Ameryka wiejska i małomiasteczkowa, podczas gdy my, mieszkańcy Wschodniego i Zachodniego Wybrzeża, to pseudo-Ameryka, nie mająca zrozumienia dla prawdziwych amerykańskich wartości. Męczy mnie też ciągłe przytaczanie Nowego Jorku i San Francisco jako przykładów tej nie-Ameryki. Bo jest to proszę państwa wierutna bzdura i wie o tym każdy, kto 11 września 2001 r. był tutaj i widział dymiące gruzowisko, jakie pozostało po wieżach WTC. Byłam wtedy na Manhattanie, widziałam reakcje ludzi i mogę powiedzieć, że nowojorczycy wiedzą co nieco o amerykańskich wartościach.
Sytuacja gospodarcza jest fatalna, więc kraj potrzebuje teraz wykonalnego programu gospodarczego, a nie ideologicznego pustosłowia – straszenia komunizmem, dzielenia na „nas” i „onych”, robocalls i insynuacji, że ten drugi kandydat nie jest American enough. Ameryka potrzebuje prezydenta, który będzie pragmatykiem, jeśli chodzi o teraźniejszość, i wizjonerem, jeśli chodzi o przyszłość kraju, bo nie można robić w kółko tego samego i spodziewać się odmiennych rezultatów (tak, jest to cytat z Obamy). Kiedy w we wrześniu i październiku zaczęły upadać wielkie instytucje finansowe, wystarczyło popatrzeć na wyważoną i spokojną reakcję Obamy oraz gorączkowe miotanie się McCaina, żeby wyciągnąć wnioski.
McCain, dla którego miałam kiedyś duży szacunek jako dla rozsądnego i umiarkowanego polityka, stracił mój głos w momencie, kiedy na running mate wybrał Palin. A potem postawił kropkę nad „i”, kiedy pozwolił swojemu sztabowi wyborczemu robić użytek z całego arsenału chwytów poniżej pasa, robocalls i różnych takich.
Nie będę się bawić w przepowiednie, jaki będzie wynik tych wyborów, ale jutro będę głosować na Obamę, zgodnie z własnym sumieniem i interesem ekonomicznym.
Część znajomych Polaków, z którymi ostatnio rozmawiałam, podobnie, choć oczywiście każdy głosuje, tak jak chce:
Znajoma na 1, mieszka w Nowym Jorku: Będziesz głosować? Tylko nie mów że na McCaina?! (Potwierdzam, że nie ma takiej możliwości). Uff, to dobrze, ja też głosuje na Obamę.
Znajomy na 2, też z Nowego Jorku: Nie wiem, nie śledzę wyborów, bo mam dużo pracy w firmie. Nie zdecydowałem, na kogo będę głosować. (Może naprawdę jest niezdecydowany, a może głupio mu się przyznać, że będzie głosował na McCaina. Hej, to chyba żaden wstyd głosować na McCaina w Nowym Jorku?)
Znajomy na 3, też z Nowego Jorku, nie ma amerykańskiego paszportu, ale jego rodzice głosują: Nie ma mowy, żeby moi starzy głosowali na Murzyna.
Znajoma na 4, mieszka w jednym z toss-up states: Nie interesują mnie wybory, nie zwracam na to wszystko uwagi. Jeden i drugi kandydat jest taki sobie, nie widzę wielkiej różnicy. Ale chyba McCain jednak lepszy, jak myślisz?
Znajoma na 5, mieszka w innym toss-up state: Będę głosować na Obamę, Bush doprowadził ten kraj do ruiny. I czy można gdzieś jeszcze dostać tabliczkę „Obama/Biden” na trawnik?
Ktos madry napisal ze „Demokracja to dyktatura durni”. Postaram sie znalezc autora
Odpowiem cytatem z Churchilla:
tez glosuje na Obame. maz takze. ojciec (ktory sie nie zarejestrowal i nie bedzie glosowal) w sobote stwierdzil „gdybym mogl glosowac, tez bym oddal glos na Obame.”
fryzjerka, Polka, nie na Greenpoint’cie, nie ukrywala, ze balaby sie glosowac na Obame. ‚bo czarny i czarni teraz nam pokaza!” uslyszalam w sobote. (coz, Polacy tez potrafia byc rasistami.)
znany adwokat, z Greenpoint’u: „no wiesz co? nie bedziesz glosowala na kobiete??!!” „nie, nie bede! nie dlatego, ze jest ladna. dlatego, ze jest glupia.”
„“nie, nie bede! nie dlatego, ze jest ladna. dlatego, ze jest glupia.”
To jakas berdzo madra kobieta musiala powiedziec. Tak samo mowla jedna znajoma nastolatka ktora miala problemy z ukonczeniem szkoly podstawowej: „na Palin bym nie glosowala, bo jest glupia”.
Generalnie, mam takie wlasne doswiadzczenie zyciowe: osoby mowiace o innych ze sa „glupie” wystawiaja sobie swiadectwo. Swiadectwo swojej wlasnej glupoty
Palin wystawila sama sobie wystawila swiadectwo nieopatrznie udzielajac kilku wywiadow w mediach. No coz, nawet Republikanie (ci ktorzy patrza trzezwo na sytuacje) zdaja sobie sprawe, ze McCain bardzo sobie zaszkodzil tym wyborem w oczach bardziej umiarkowanych wyborcow.
To znaczy pewnie wiedzial co robi, bo tu nie chodzilo o to, zeby zdobyc glosy roznych umiarkowanych czy niezaleznych, ale tych co to sa „na prawo od prawicy”, bo gdyby nie Palin, to oni pewnie w ogole by nie glosowali.
A.L.: Generalnie, mam takie wlasne doswiadzczenie zyciowe: osoby mowiace o innych ze sa “glupie” wystawiaja sobie swiadectwo. Swiadectwo swojej wlasnej glupoty
No to proszę, mamy skromny autokomentarz. Oby tak dalej… Wyznanie choroby jest pierwszym krokiem w terapii. Na wypadek gdybyś miał zamiar zaprzeczyć jakobyś zarzucał komuś na tym forum głupotę zapowiadam, że czytuję dosyć regularnie, więc stosownych smakowitych kąsków twojego autorstwa mogę w archiwum poszukać…
OK, wracam do tematu. Przepraszam wszystkich za dygresje, ale trollowanie AL mnie irytuje. Ale dosyć.
————–
Muszę przyznać, że mesjanistyczne podejście do Obamy nie za bardzo mi się podoba, bo tak jak autorka wolę konkretne, racjonalne i wyważone programy i pomysły od pustych haseł. Dlatego gdybym miał głosować w tych wyborach wybrałbym Obamę nie dlatego, że mi jakoś specjalnie przypadł do gustu, tylko dlatego, że nie lubię kiedy do władzy rwą się ultrareligijni działacze pokroju Palin (dla porządku dodam, że ultralewicowych też nie lubię). Obama, choć dla wielu konserwatystów jest „skrajnie” lewicowy jest jak na kanadyjskie standardy centrystą, więc choćby przez to byłby dla mnie lepszym wyborem.
W sobotę liberalny (momentami skrajnie) The Toronto Star wydrukował taki oto artykuł o obu kandydatach z punktu widzenia interesów Kanady:
http://www.thestar.com/article/528695
Muszę przyznać, że nie spodziewałem się takiego artykułu po The Star, bo w Kanadzie panuje taka niechęć do Busha, że Obama jest niestety mityzowany. Nie tyle dlatego, że jest jaki jest tylko raczej jako antyteza Busha. Jak widać autor artykułu stara się trzeźwiej spojrzeć na potencjalne konsekwencje wyborów…
A.L. nie rozsmieszaj mnie. wszyscy wiedza i widza, i sama Palin dostatecznie pokazala, ze madroscia to ona nie grzeszy… a McCaina wybor kobiety na vice po to tylko, aby pociagnac za soba kobiety (takze te, ktore glosowaly na Hillary) spalil na panewce… ach, za glupia sie nie uwazam, wiec i tutaj nie trafiles :D:D:D:D
cutie-pie: To zupelnie bez znaczenia kto sie za jakiego uwaza. Na ogol nie ma to nic wspolnego z rzeczywisctosci.
Tak na marginesie, w ciagu ostatnich paru dni pzreankietowalem sporo osobm tak w parcy, jai i poza na temat: kto w kampanii tegorocznej jest „glupi”, 87% pan okreslilo ze „Palin jest glupia”. Takie samo zdanie mialo tylko 11% panow. Za to 78% panow powiedzialo ze „Biden jest glupi”
A.L.., dla mezczyzn glupota kobiety jest cecha przyciagajaca.
Duzo sie mowi,ze panowie wrecz boja sie kobiet inteligentnych..
nie bede tutaj analizowac powodow..:)
ek: A.L.., dla mezczyzn glupota kobiety jest cecha przyciagajaca. Duzo sie mowi,ze panowie wrecz boja sie kobiet inteligentnych..
Blad. Panowie sie nikogo nei boja. Panowie po prostu lubia blondynki